ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (55) / 2006

ZAPRASZAMY

Spotkanie z Adamem Ubertowskim. Spotkanie poprowadzi Krzysztof Uniłowski. 5 kwietnia 2006 (środa), godz. 15.00. Katowice. Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego. Pl. Sejmu Śląskiego 1, Sala Rady Wydziału Filologicznego UŚ, V piętro.Spotkanie zostało zorganizowane przez Koło Naukowe Krytyki Literackiej działające przy Wydziale Filologicznym UŚ.



Rozmowa z Adamem Ubertowskim

Jest pan z zawodu...

Adam Ubertowski: Psychologiem biznesu. Nie żyję i nie usiłuję żyć z pisania, to raczej moja mało kosztowna pasja.

Literatura jako hobby? Wie pan, to nie brzmi najlepiej. W Polsce trzeba być albo radykalnym krytykiem czegoś albo zawodowcem trzepiącym kasę i taśmowo kolejne książki.

A.U.: Kiedy zaczynałem pisać, marzyłem, jak wielu przede mną, o zrewolucjonizowaniu literatury. Ale to były jeszcze czasy, gdy pisarzom wydawało się, że słowo pisane może mieć moc sprawczą.

Jakiś krytyk wybił to panu z głowy?

A.U.: Nie mogę narzekać na krytyków, wielokrotnie uratowali mi pisarskie życie. Kiedy miałem 16 lat, uznany wówczas krytyk Artur Sandauer, po zapoznaniu się z moimi próbkami, napisał w liście: „...to, że Pan będzie pisał, to pewne”. Niebagatelną rolę w moim twórczym życiu odegrał i odgrywa Henryk Bereza, którego – co dziwne – czasem „się słucham”. Choć nie przypominam sobie, by Henryk Bereza kiedykolwiek mnie pochwalił, to w trakcie dwudziestu lat znajomości z nim nauczyłem się traktować brak radykalnej krytyki moich utworów jako szczerą i gorącą pochwałę. Wpływ na to, co piszę, miewa także intelektualna relacja z Krzysztofem Uniłowskim.

Nie krytykuje pan rzeczywistości, bo ona się panu po prostu podoba?

A.U.: Mam silnie rozwinięte naturalne mechanizmy obronne, szczególnie mechanizm racjonalizacji. Broni mnie to przed oparami paranoicznej niekiedy rzeczywistości. Nie, nie wszystko mi się podoba. Mam też wyrobione poglądy polityczne, uważam jednak, że to moja prywatna sprawa. Ogólnie myślę, że nie trafiłem najgorzej, jeśli chodzi o miejsce i czas akcji swego życia. Świetnie pamiętam, że nie tak dawno temu bycie Polakiem poza granicami kraju było rzeczą wstydliwą i kiedy ktoś pomylił mnie z Holendrem (Poland-Holand), byłem w siódmym niebie. A dzisiaj poniekąd odczuwam dumę z faktu swojego pochodzenia. Wciąż jednak z silnym akcentem na słowo „poniekąd”.

Wyjeżdżał pan? Jakieś stypendium, tak?

A.U.: Pracowałem w Szwecji i Niemczech, gdzie m.in. byłem szefem kuchni. W ogóle wykonywałem w swoim życiu kilkadziesiąt zajęć czy zawodów, byłem pielęgniarzem, dziennikarzem, sprzedawcą usług leasingowych, kładłem podłogi i chodniki, handlowałem sprzętem AGD na łóżku polowym. Barmanem byłem przez równo trzy godziny – potem właściciel knajpy wyrzucił mnie, bo nie potrafiłem nalać równo piwa.

To kiedy pan zdążył zostać psychologiem biznesu?

A.U.: Jakoś się udało, byłem zdolny. Zaliczyłem w sumie 32 semestry na trzech fakultetach magisterskich, studiach podyplomowych i studiach doktoranckich. Byłem też laureatem olimpiady z polskiego i zrobiłem doktorat z ekonomii behawioralnej.

Godne podziwu – ale czy to czasem nie przesada?

A.U.: Raczej konsekwencja. W czasach, gdy zaczynałem studia, czyli w tzw. realnym socjalizmie, wyobrażałem sobie swoją przyszłość tak oto: skończę dwa fakultety (polonistykę i filozofię), a potem będę rano pisał, a wieczorami zarabiał na życie jako taksówkarz lub ochroniarz w knajpie. Takie oto mieliśmy wtedy horyzonty. Naprawdę – marzyłem kiedyś, by zostać wykidajłą. Niewiele z tego wyszło, ale dzięki temu marzeniu poznałem kilka stylów obrony przed niedobrymi ludźmi i nabrałem solidnej krzepy. Pozostał sentyment do aktywnego uprawiania sportów siłowo-wytrzymałościowych. Uprawiam też piłkę nożną – biernie, przed telewizorem.

Zdaje się, że miał pan tu być co najmniej dziesięć lat temu? Tu, to znaczy w życiu literackim. Tak przynajmniej wynika z notki na okładce pan najnowszej książki.

A.U.: Ależ ja tu jestem bez przerwy, może tylko nie w centrum uwagi. Wydałem przecież kilka powieści: „Podróż do ostatniej strony”, „Pasażera”, „Bicz Boży”, „Szczególny przypadek pani Pullmannowej” i ostatnio „Rezydentów”. I jeszcze tom opowiadań: „Miasta miłości.

To proszę opowiedzieć, o czym są „Rezycenci”.

A.U.: A w życiu! Książki wydaje się po to, by je czytać. Proszę to zrobić i mi opowiedzieć, chętnie się dowiem, o czym według czytelnika napisałem swoją ostatnią powieść.



Adam Ubertowski – ur. 1967. Autor powieści: „Podróż do ostatniej strony” (1995), „Szkice do obrazu batalistycznego” (1998), „Szczególny przypadek pani Pullmanowej” (2001), „Bicz Boży” (2003) i „Rezydenci” (2005). Mieszka i tworzy w Trójmieście.