ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (50) / 2006

Sebastian Frąckiewicz,

ZARAŻENI ULOTKĄ

A A A
Na „Trafionych” składa się siedem opowiadań polskich pisarzy, a spoiwem antologii jest problematyka AIDS i HIV. Drotkiewicz, Filipiak, Goerke, Kochan, Shuty, Sieniewicz i Witkowski dostali zadanie domowe do odrobienia: napisać o AIDS tak, aby pokazać zmaganie z wirusem jako zmaganie z chorobą, a nie z innością. Temat, co by nie powiedzieć, medialny, tylko zadanie dość karkołomne, bo przeciwstawienie „choroba” kontra „inność” redaktorzy antologii zmontowali chyba trochę na siłę. Każda śmiertelna choroba, a nawet nie-śmiertelna, tylko „zwyczajnie” ciężka, potrafi wpędzić człowieka w poczucie wyobcowania, w „inność” właśnie. I nie ma znaczenia, czy będzie to AIDS, rak, czy trwałe kalectwo. Choroba i inność są silne ze sobą związane.

Jeszcze kilka lat temu kampania uświadamiająca zagrożenie wirusem była bardzo dobrze widoczna. Pogadanki w szkołach, plakaty, ulotki z „tak nie zarazisz się AIDS” uzmysławiające, że chorego nie trzeba omijać na kilometr, programy telewizyjne z Markiem Kotańskim w roli głównej. Do pełni obrazu warto przypomnieć słynną aferę w Józefowie, gdzie miejscowi obrzucili kamieniami ośrodek Monaru, pokazując tym samym, że w niektórych miejscach w Polsce ludzie nadal mają średniowieczną mentalność. Obecnie szum wokół AIDS ucichł, choć zagrożenie nie minęło. I pewnie stąd antologia, przy której już na samym początku pojawia się istotne pytanie: czy można pisać o AIDS w inny sposób, nie używając języka uświadamiających ulotek, edukacyjnych materiałów, szkolnej pogadanki czy filmów dla młodzieży? Jak udowadniają twórcy niniejszej antologii, nie jest to wcale proste, a czasami wręcz niemożliwe.

Przewrotnie zacznijmy od pozytywnej strony tego zbiorku. Na szczęście żaden z autorów nie uraczył nas widokiem narkomanów, dających sobie w żyłę brudną igłą w jeszcze brudniejszej bramie. Takich „smaczków”, rodem z „Pamiętnika narkomanki”, ulubionej lektury wszystkich nastolatków, nie uświadczymy w „Trafionych”. W ogóle zapomnijmy o „strzelaniu w kanał”. To już przecież nie jest trendy! Za to w trakcie lektury możemy doszukać się tendencyjnego odchylenia w drugą stronę – takiej lekkiej, poprawnie politycznej ideologizacji. W „Trafionych” ukąszeniu wirusem podlegają zwykli, porządni (mniej lub bardziej, ale zawsze w granicach normy) obywatele. Żadni tam ryzykanci czy żyjący na krawędzi. Tak dzieje się zarówno w opowiadaniu Drotkiewicz, jak i w „Józefie H.” Marka Kochana. W tym drugim tekście „trafiony” zostaje pracownik dużej korporacji, który po rutynowych badaniach zdrowotnych w swojej firmie nagle dostaje wymówienie. To podkreślenie, że taki mały, taki duży może nagle natknąć się na HIV, zostaje przeprowadzone w lekko nachalny sposób, przypomina właśnie retorykę ulotki.

Niezbyt wiele ma do powiedzenia również Izabela Filipiak, która w opowiadaniu „Siostra Marcjanna jedzie do Afryki” konstruuje fabułę na pograniczu wyciskacza łez. Młoda siostra zakonna pracuje w ośrodku dla chorych na AIDS w Ugandzie, walcząc niczym pozytywistyczna bohaterka z mentalnością mieszkańców Afryki. Zabobonni mieszkańcy Ugandy to jeden problem, ale Marcjanna ma też dylematy natury moralnej i zastanawia się nad rolą Kościoła Katolickiego w Ugandzie. Najbardziej naiwne są te fragmenty opowiadania, w których bohaterka toczy dyskusje o antykoncepcji i wstrzemięźliwości seksualnej z czarnym lekarzem, krytykującym postawę Kościoła i Papieża wobec Afryki. Dyskusja nie rozwija wszystkich tkwiących w niej możliwości i, zważywszy wagę tematu, jest zbyt grzeczna. Nigdy nie spodziewałbym się po Izabeli Filipiak takiego podejścia do tematu. Wszak na podstawie jej opowiadania można nakręcić całkiem przyjemny, „rodzinny” serial telewizyjny.

Z kolei Sieniewicz, Witkowski i Shuty postanowili uciec od schematycznego pisania o AIDS dzięki językowym i formalnym zabiegom. Najbardziej widoczne jest to u autora „Czwartego Nieba”. Jego opowiadanie „Wycieczka” jest groteskowym, rymowanym kawałkiem prozy zbudowanym na bazie sławetnej „Lokomotywy” Tuwima. Przedstawiciele polskiego społeczeństwa w osobach dziennikarski, księdza, blond lali, hip-hopowca, lekarza, starej baby i dziecka biorą udział w przewrotnej edukacyjnej eskapadzie do lazaretu dla chorych na HIV. Sieniewicz stara się wykorzystać edukacyjną retorykę, przekształcając ją w pełną czarnego humoru groteskę. Gdyby oszczędził sobie przy tym moralizowania, byłoby zupełnie nieźle.

Shuty wybiera natomiast inną strategię. Pokazuje wnętrze klubu, odczłowiecza swoje postaci zamieniając ich imiona w anonimowe litery (H, F, S) a ich myślenie ogranicza tylko do seksu i alkoholu. Dzięki temu „Ruchy” są bardzo dynamicznym, mocnym tekstem, ale Shuty wyraźniej pokazuje mentalną pustkę postaci, niż sam problem HIV, który staje się po prostu jednym z elementów tej pustki.

Antologia kończy się tytułowym opowiadaniem Witkowskiego, opowiadaniem zdecydowanie najlepszym i dobrze nadającym się na mocną puentę. Witkowski z charakterystycznym dla siebie szyderstwem zderza iście melodramatyczny wątek romansu między dwoma gejami (Robertem i Pawełkiem) z wizją brudnej rzeczywistości. Autor „Lubiewa”, opisując miłość młodzieńców, jest cyniczny, brutalny i ckliwy jednocześnie. W jego wydaniu świat ludzi chorych na HIV jest bardzo cielesny, zupełnie nieestetyczny, zbudowany z wydzielin. Inni autorzy tej antologii także próbowali to pokazać, ale nic z tego nie wyszło. Bo z całej siódemki chyba tylko Witkowskiemu nie zabrakło odwagi, ironii a przede wszystkim – talentu, żeby zmierzyć się z cielesnością, a nie ze znanymi hasłami na temat choroby i sposobami jej unikania/nabywania/przekazywania. Stąd też cała antologia, zamiast głęboko zmierzyć się problemem, jak robi to na przykład Frederik Peeters w „Niebieskich pigułkach”, zaledwie ociera się o temat.
„Trafieni. Siedem opowiadań o AIDS”. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2005.