ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (152) / 2010

Wojciech Górecki,

TOAST ZA PRZODKÓW (FRAGMENT)

A A A
Krzyż był równoramienny, ramiona kończyły się pąkami, które przypominały andegaweńskie lilie. Żora powiedział, że rozczapierzone płatki to płomienie: – Przed przyjęciem chrześcijaństwa czciliśmy ogień.

Dawna wiara nigdy do końca nie umiera, potrafi skryć się w symbolach i świętych miejscach nowej religii i przetrwać tysiąclecia. Przed ogniem czczono w tych stronach Księżyc, dlatego w płomienie wpisane są jeszcze półokręgi.

Żora był Udinem. Na świecie jest dziesięć tysięcy Udinów, a połowa z nich mieszka we wsi Nidż w Azerbejdżanie.

Udini pochodzą od starożytnych Utiów, jednego z dwudziestu sześciu plemion, które według Strabona zamieszkiwały Albanię Kaukaską.

Tamta Albania nie miała nic wspólnego z Albanią z Bałkanów: wkroczyła na arenę dziejów w ostatnich wiekach przed Chrystusem, wojowała z Rzymem i Persją, przestała się liczyć w siódmym wieku, po najeździe Arabów. Nie była nigdy państwem scentralizowanym – raczej luźną federacją ludów wschodniego i południowo-wschodniego Kaukazu. Stolica mieściła się najpierw w Kabali, kilkanaście kilometrów od Nidżu, a potem w Bardzie – też niedaleko. Albanowie, tak jak Ormianie i Gruzini, mieli własny alfabet, składał się z 52, a może nawet 54 liter. Stworzyli ciekawą kulturę, ale niewiele zachowało się do naszych czasów.

W dziewiątym wieku albańscy książęta próbowali odbudować państwo – i ponieśli ostateczną klęskę. Przez następne tysiąc lat Albania nie dawała znaku życia. Po podboju Kaukazu przez Rosję, archeolodzy rozkopią Kabalę, a lingwiści zainteresują się językiem udińskim i odkryją, że jest podobny do lezgińskiego i innych języków Dagestanu. U schyłku dwudziestego wieku gruziński badacz Zaza Aleksidze znajdzie w klasztorze świętej Katarzyny na Synaju trzystustronicowy albański palimpsest i podejmie próbę jego odczytania. Z pomocą przyjdzie mu współczesny język udiński. W 2001 roku odcyfruje pierwsze słowo – Tesaloniki. Będzie już wiedział, że to Pismo Święte, jeden z Listów Świętego Pawła.

Okaże się, że Albania cały czas żyje.


Krzyż z płomieniami był wykuty nad wejściem do kościoła Dżotari – najstarszego we wsi, siedemnastowiecznego. Pozbawiona ozdób kamienna bryła miała okna jak otwory strzelnicze i przypominała bunkier; z dachu wyrastała ażurowa wieżyczka. Wcześniej, objaśnił Żora, też był w tym miejscu kościół, ale na planie koła, nie prostokąta.

Wejście było bardzo niskie – jak w wielu świątyniach Wschodu. Ten, kto przestępuje próg, musi pochylić się. Skłonić głowę.

Kronikarz dziejów Albanii, Mojżesz Kałankatujski (Kagankatwaci) napisał, że Albanowie przyjęli chrzest w pierwszym wieku, z rąk świętego Elizeusza, ale stało się to zapewne trzysta lat później – w podobnym czasie, co w Gruzji i Armenii. Ostatecznie w tej części Kaukazu zapanuje islam, przyniosą go Arabowie, a potem Seldżucy. W muzułmańskich wioskach w okolicach Agdaszu czy Udżaru kobiety do dziś robią jednak na chlebie znak krzyża – choć nie wiedzą, skąd wziął się ten zwyczaj.

Chrześcijaństwo przetrwało najdłużej w górskich aułach i na przedgórzu kaukaskim, w Nidżu i Wartaszenie, gdzie mieszkali Utiowie, którzy stali się Udinami. Przetrwał także albański katolikat, chociaż dawno nie było Albanii i nikt nie pamiętał o albańskim alfabecie. Święte księgi były teraz spisywane po ormiańsku, w liturgii brzmiał staroormiański grabar.

W 1836 roku Mikołaj I włączył Kościół Albański do Ormiańskiego. To miał być ratunek, Udinów było coraz mniej, a wokół żyli sami muzułmanie. Kościoły od stuleci łączyła unia, albańska odrębność była symboliczna – ale była i Udini byli do niej przywiązani.

Żora był pewien, że cara omotali Ormianie, pociągnęli za odpowiednie sznurki, podkupili dwór, utkali pajęczynę intryg.

Władze Kościoła Ormiańskiego zinwentaryzowały przejęte udińskie świątynie. W Dżotari odpowiednią informację wykuto tuż obok krzyża. Wchodząc, trzeba było teraz pokłonić się ormiańskim literom.


* * *


Przez większą część historii ziemie obecnego Azerbejdżanu wchodziły w orbitę Persji. Perskie wpływy obejmowały całą Albanię Kaukaską i leżącą bardziej na południe Atropatenę (dzisiejsze pogranicze azerbejdżańsko-irańskie), sięgały aż do Derbentu w Dagestanie.

Między dziewiątym a jedenastym wiekiem obecny Azerbejdżan i obecny północno-zachodni Iran zaludnili Turcy. Napłynęli w kilku falach, wchłonęli dotychczasowych mieszkańców i sami stali się gospodarzami. W ciągu następnych stuleci założyli wielką ilość chanatów, księstw, związków i konfederacji, które toczyły ze sobą wojny, zawierały sojusze, broniły się przed najazdami i same najeżdżały sąsiadów. Zmieniały się dynastie, przesuwały granice, powstawały i upadały miasta, ale zwierzchność nad tym żywiołem – czasem faktyczną, czasem tylko symboliczną – sprawował król królów, perski szach.


Językiem tych ziem został turecki, który z czasem stanie się azerbejdżańskim. Nim mówiło się na co dzień. Dla poezji i polityki zarezerwowany był perski: grał rolę, jaka w Europie przypadła francuskiemu. Poeci, których Azerbejdżan uzna za swoich klasyków – Nizami z Gandży i Chagani z Szemachy – tworzyli po persku, choć czasem wymykały się im tureckie słowa. Dopiero Nasimi, który żył nieco później, pisał trochę po azerbejdżańsku.

Religia i nauka były domeną arabskiego, muzułmańskiej łaciny. Ziemie, o których mówimy, były częścią ummy, światowej wspólnoty muzułmanów – i przez wieki była to identyfikacja silniejsza niż wspólnota języka czy wspólnota poddanych tego samego władcy. Od północnej Afryki, przez Bliski Wschód i wschodnioeuropejskie stepy, aż po Azję Centralną i przedpola Indii i Chin – wszędzie tam obywatel ummy czuł się u siebie: wszędzie tak samo zawodził muezin, wszędzie dawano dzieciom podobne imiona. Na studia jeździło się do Bagdadu albo Buchary, jak w Europie do Padwy czy Paryża.

Między szesnastym a dziewiętnastym wiekiem, a dokładniej między rokiem 1514 a 1828, Persja stoczyła dziewięć wojen z Imperium Osmańskim, walki trwały łącznie prawie sto lat. Największe ówczesne potęgi ummy biły się o ziemię i szlaki handlowe, ale też o wiarę. Persja właśnie przyjęła szyizm, mniejszościowy nurt islamu, w którym za prawowitego następcę Mahometa uważany jest Ali, jego zięć. Turcy Osmańscy byli sunnitami, według sunnitów scheda po Proroku słusznie przypadła kalifom: Abu Bakrowi, Umarowi i Utmanowi. Sunnici mieli szyitów za heretyków i wiecznych buntowników.

Walka była poniekąd bratobójcza, turecko-turecka. Wojny zaczęły się za Ismaila I, tureckiego (i szyickiego) szacha Persji. Potem fronty kilkakrotnie przetaczały się przez Kaukaz: przez Gruzję, Armenię i Azerbejdżan. Ale dla Turków azerbejdżańskich, w większości też szyitów, nie miało znaczenia, że turecki sułtan mówił ich językiem – był najeźdźcą, konkwistadorem, wrogiem. Osmanom sprzyjała tylko część szyrwańskich elit: Safawidzi odebrali Szyrwanowi – państwu, położonemu na terenie dzisiejszego środkowego Azerbejdżanu – niezależność. Dawni azerbejdżańscy historycy, jak Abbas Kuli Aga Bakichanow nazywali tych, którzy poparli sułtana, zdrajcami.

Rosjanie pierwszy raz najechali Persję w 1722 roku, zajęli nawet Baku, ale po śmierci Piotra I wycofali się znad Morza Kaspijskiego. Wrócili po kilkudziesięciu latach. Na początku dziewiętnastego wieku Rosja stoczyła z Persją dwie wojny, które zaważyły na losach Azerbejdżanu. Zawarty po drugiej z wojen, w 1828 roku, traktat turkmenczajski podzielił azerbejdżańskie ziemie na część północną, która przypadła Rosji (potem, po epizodycznej niezależności, należała do Związku Sowieckiego, a obecnie jest niepodległym państwem), oraz południową, która została przy Persji – Iranie. Granicę wytyczono wzdłuż rzeki Araks. Przebiega w tym samym miejscu do dziś.

Częste początkowo kontakty między północą a południem w czasach sowieckich praktycznie zamarły, a traktat z Turkmenczaju stał się symbolem narodowego nieszczęścia. Szansę na zjednoczenie Azerbejdżanu (pod egidą Moskwy) zrodziła druga wojna światowa, podczas której sowieckie wojska okupowały część Iranu. W 1945 roku powstał w Tebrizie prosowiecki autonomiczny rząd azerbejdżański, ale po kilku miesiącach Stalin zrezygnował z ekspansji w tym kierunku i skupił się na Europie Środkowej. Rząd w Tebrizie upadł, ministrowie uciekli do Baku. Dwa brzegi Araksu znów oddaliły się od siebie.

Rozpad ZSRR przyniósł najpierw nadzieję, a zaraz potem rozczarowanie. Znów można było się odwiedzać. Współczesny historyk zanotował:

„Już pierwsze kontakty nieco onieśmieliły obie strony, ujawniając znaczące różnice kulturowe i religijne. »Północni« byli zszokowani przywiązaniem »Południowców« do islamu i widzieli w nich niepoprawnych konserwatystów, a »Południowców« nieprzyjemnie zaskoczyło to, co uznali za wysoki stopień »rusyfikacji« »Północnych«. Każda ze stron uważa się przy tym za bardziej cywilizowaną od drugiej”. (Wiktor Sznirelman: „Wojny pamjati”)

Rusyfikację Sznirelman rozumiał jako dostępność alkoholu i rozluźnienie obyczajów.

* * *

Zapytałem Żorę, co było potem, gdy Kościół Albański został włączony do Ormiańskiego.

Odpowiedział, że Udini przestali praktykować. Nie przyjęli nowych porządków, nie przyjęli ormiańskich księży. A później przyszła władza sowiecka i zlikwidowała wszystko. W sumie przez półtora wieku w Nidżu nie było żadnej wiary.

Nie chciał pamiętać, że Udini przez stulecia modlili się po ormiańsku. Po konflikcie w Karabachu, po tym, co zaszło między Azerbejdżanami a Ormianami pomysł, że kiedyś można było żyć w zgodzie (a jeśli nawet nie w zgodzie, to przynajmniej w nieagresji), wydawał się absurdalny.

Właśnie: kiedy zaczął się konflikt w Karabachu, Azerbejdżanie brali czasem Udinów za Ormian – bo to chrześcijanie, ale nie Ruscy. Na dodatek wielu miało ormiańskie nazwiska – z takimi w ogóle nie dojdziesz. Kogoś pobili, komuś zabrali mieszkanie, ktoś stracił pracę. Trudno wszystkim tłumaczyć, że Strabon, że Albania. Żeby nie było kłopotów, przez parę lat Udinów nie brali do armii. Potem od razu poszło do wojska pół wsi. Ciężkie czasy były. Żeby przeżyć, trzeba było być świętszym od papieża.

Nie wiemy, jak wyglądał albański obrządek.

Ormianie uważają, że nie różnił się od ormiańskiego. Azerbejdżanie, a za nimi Udini – że wprost przeciwnie: był prawosławny, nie gregoriański i najbardziej przypominał gruziński.

Uczonym z zagranicy też nie można do końca wierzyć: każdy, kto zajmuje się sprawami tak pogmatwanymi i egzotycznymi, jak chrystianizm w Azerbejdżanie, ma swoje sympatie. Ci, którzy jeżdżą na konferencje do Baku, omijają Erywań. I odwrotnie.

Gdyby nagle odnalazły się albańskie księgi liturgiczne, możemy być pewni, że jedna ze stron uznałaby je za sfałszowane – a może nawet obie strony?

Ostatni ksiądz posługujący wśród Udinów został zesłany do Kazachstanu na początku lat trzydziestych. Już nie wrócił. Przed aresztowaniem zdążył ochrzcić Żorę. W pokoleniu Żory ochrzczonych było jeszcze dużo, wśród młodszych – tylko pojedyncze osoby. Kogoś, zdaje się, ochrzcili w Rosji, kogoś podobno w Gruzji. Wiadomo, ludzie się nie chwalili.

(Być może ktoś chrzcił się u Ormian – ale do tego nikt się za żadne skarby nie przyzna).

Wszyscy, nawet nieochrzczeni, wiedzieli jednak, że są chrześcijanami.

* * *

Trudno powiedzieć, kiedy Azerbejdżan stał się Azerbejdżanem, to znaczy – kiedy przestrzeń geograficzna i kulturowa stała się przestrzenią polityczną. Zapewne w szesnastym wieku, za pierwszych Safawidów, może nieco wcześniej. Zapewne proces zaczął się od Ardabilu i Tabrizu, które dziś należą do Iranu: państwa Szyrwan – z Szemachą i Baku – długo nikt nie nazywał Azerbejdżanem.

Równie trudno określić moment, w którym język Azerbejdżanu oddzielił się od tureckiego pnia i stał się azerbejdżańskim. Tym bardziej, że spośród rozgałęzionej rodziny języków tureckich właśnie azerbejdżański jest najbliższy współczesnemu tureckiemu.

Najtrudniej ustalić, kiedy zamieszkująca Azerbejdżan ludność, w ogromnej większości tureckojęzyczna, stała się narodem azerbejdżańskim. Ormianie do dziś mówią o Azerbejdżanach „Turcy”, a prezydent Hejdar Alijew rzucił kiedyś hasło „Jeden naród – dwa państwa”, mając na myśli Turcję i Azerbejdżan.

Charakter Azerbejdżanu określiło jego położenie. Specyfiką tej ziemi była przejściowość. Z niej brała się rozmyta tożsamość i słabe więzy między mieszkańcami. Azerbejdżan zawsze był krajem pogranicza – góry spotykały się tu z morzem i stepem, Kaukaz z Persją, Persja z Turcją, chrześcijaństwo z islamem (a także z zaratusztrianizmem i judaizmem), islam szyicki z sunnickim, a później Rosja z Bliskim Wschodem oraz Europa z Azją.

Dla wszystkich były to peryferie – odległa prowincja, najdalsza reduta, ostatni przyczółek. Tutaj przed prześladowaniami chronili się innowiercy, sekciarze i apostaci. Liczyli, że z dala od stolic i siedzib władzy nie będą się rzucać w oczy. Tu osiedlali się churramici, ismailici, hurufici i babidzi, a potem za cara mołokanie.

Można powiedzieć, że Gruzja też leżała na peryferiach, zależy, z której strony patrzeć, chrześcijańskiego Zachodu albo Bliskiego Wschodu – ale Gruzja była sama w sobie całym światem. Gruzini mieli swój własny język, który zapisywali swoim własnym alfabetem.

Armenia też stanowiła odrębny świat – choć bardziej rozproszony, przypominający archipelag (dalsze wyspy archipelagu zamieszkiwała diaspora – na Bliskim Wschodzie, w Europie, Rosji, potem w Ameryce). Ale punktem odniesienia były dla Ormian konkretne miejsca: Wyżyna Armeńska i Święty Eczmiadzyn. Ormianie również mieli własny język i własny alfabet, a na dodatek – własny Kościół.

Azerbejdżanie należeli do różnych światów: perskiego, tureckiego, szyickiego, rosyjskiego, bliskowschodniego („We mnie mieszczą się dwa światy, lecz ja w żadnym się nie mieszczę” – pisał Imadeddin Nasimi, członek sekty hurufitów, którego w 1417 roku żywcem odarli ze skóry za herezję; przełożył Tadeusz Chróścielewski). Swoją tożsamość musieli budować w opozycji: jesteśmy szyitami jak Persowie, ale mówimy po turecku, więc nie jesteśmy Persami. Mówimy po turecku, ale jesteśmy szyitami – więc nie do końca jesteśmy też Turkami.

Kiedy w 1875 roku w Baku ukazała się pierwsza gazeta w języku azerbejdżańskim, ogromna większość Azerbejdżan nie umiała czytać i pisać, a na pytanie „kim jesteś?” odpowiedziałaby: muzułmaninem, Turkiem, tutejszym.

Jeden ze współpracowników pisma – które nazywało się „Akinczi” (Siewca) i miało służyć ludowi – został zlinczowany w Szemasze przez ów lud, niechętny nowinkom (założył szkołę azerbejdżańsko-rosyjską zamiast mektebu, uczącego po arabsku).

Nieliczna azerbejdżańska inteligencja atakowała wydawcę za to, że zamiast literackiego perskiego używa „nienadającej się do druku gwary prostactwa”. Jeden z pisarzy zarzucił mu szerzenie wśród chłopstwa „nihilistycznych i nieazjatyckich, a europejskich ambicji”.

Następne pokolenie inteligencji zachłysnęło się panturkizmem – ideą głoszącą jedność ludów tureckich. Działacz polityczny i niedoszły lekarz Ali bej Husejnzade stworzył program „Turkizacja, europeizacja, islamizacja”. Odbiciem tej triady stanie się niebiesko-czerwono-zielona flaga Azerbejdżanu.

Azerbejdżański badacz napisał: „Było naturalne, że azerbejdżańska elita, elita kolonii, oglądała się na sąsiednie muzułmańskie państwa, które zdołały zachować niepodległość. Dominacja szyizmu […] powinna zbliżać ją raczej do Iranu, nie do Turcji, jednak dwa czynniki przyczyniły się do jej tureckiej orientacji. Po pierwsze, w nacjonalizmach Europy, na których wzorował się nacjonalizm azerbejdżański, kluczową rolę odgrywał język. […] Po drugie, Turcja była krajem bardziej postępowym”. (Ali Abasow: „Isłam w sowriemiennom Azierbajdżanie: obrazy i riealii”).

W 1918 roku Azerbejdżanie doczekali się własnego państwa narodowego. Objęło ziemie na północ od Araksu, ale Persowie i tak protestowali przeciwko samej nazwie: bali się, że Baku, wspierane przez Stambuł, będzie pretendować do azerbejdżańskich ziem w Iranie.

Było to pierwsze w historii świeckie państwo utworzone przez muzułmanów.

Azerbejdżańska Republika Demokratyczna podzieliła los Armenii i Gruzji i po dwóch latach została podbita przez bolszewików.

* * *

Najbardziej rzucały się w oczy prosiaki. Miały długą, brunatną szczecinę i wałęsały się stadkami po całej wiosce, żerując wzdłuż płotów i na poboczach dróg. Trudno uwierzyć, że byliśmy w Azerbejdżanie: tutaj nie jedzą wieprzowiny. (A jeśli jedzą – to po cichu, bez ostentacji).

Prosiaki wskazywały, że w tej wiosce mieszkają chrześcijanie.


Oprócz prosiaków niewiele różniło Udinów od sąsiadów.

Kościół Dżotari stał pusty, tak jak dwa inne. Nie było nabożeństw, nie obchodzono świąt. Czasem ktoś zaszedł i zapalił świeczkę. Świeczników nie było, więc przylepiał ją do kamiennej ściany albo stawiał wprost na ołtarzu.

Modlił się?

Raczej nie. Modlitw po udińsku nie było, a po ormiańsku nikt nie pamiętał, zresztą ormiański brzmiałby niestosownie. Po rosyjsku? Jakoś nie przychodziło do głowy.

Co bardziej pobożny jeszcze się żegnał, ale nie całą dłonią, tylko małym palcem złączonym z kciukiem – tak uczyli starcy.

Starcy uczyli również, że rano, zaraz po przebudzeniu i wieczorem, tuż przed zaśnięciem, trzeba westchnąć do Jezusa.

To chyba wszystko.


Były jeszcze święte miejsca: niektóre wspólne dla całej wsi, inne należały do jednego rodu, jeszcze inne – tylko do jednej rodziny. Najbardziej szanowane rodziny miały siedem świętych miejsc. Tak było u Keczaarich.

To mógł być kamień albo rozłożyste stare drzewo (czasem przepołowione piorunem), albo grota, albo uroczysko. Ważne, aby w pobliżu był duży krzew, gdzie można wiązać szmatki na spełnienie intencji, z którymi się przyszło.

Intencje? Na przykład: syn szedł do wojska i ojciec przyrzekał, że jeśli ten wróci cały i zdrowy, to zarżnie barana. Kiedy syn wracał, baran szedł pod nóż, a potem od razu na ruszt. Kości trzeba było zakopać, aby nie ruszyły ich psy. Albo: ojciec zachorował i syn obiecał, że poświęci barana, jak tatuś wyzdrowieje. I Bóg pomagał.

Coś jeszcze? Nie wolno składać ofiar w poniedziałek. We wtorek można, ale najlepszy jest piątek albo niedziela.

To wszystko przetrwało u Udinów do dziś. Podobnie jak u Azerbejdżan, Gruzinów, nawet Ormian. Dlaczego miało nie przetrwać? Święte miejsca istniały na długo przedtem, zanim Elizeusz przyniósł tu chrześcijaństwo, a Arabowie islam. Kaukaz nie odrzucał żadnej wiary, mógł przyjąć nową – wtedy ta stara musiała usunąć się, ustąpić jej miejsca, ale przecież zostawała. Nowe obrzędy zapisywały się na starych jak w palimpseście.