ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (154) / 2010

Anna Kałuża,

SZKIELET BAMBI

A A A
Tytuł drugiej książki poetyckiej Kamili Janiak – kto zabił bambi? – to polskojęzyczna wersja tytułu utworu punkowej kapeli Sex Pistols. Autorka przywołuje tym samym tradycję rebelii w wersji The Great Rock’n’ Roll Swindle (to tytuł utworu i niemal kultowego filmu o zespole), czyli tradycję buntu odmistyfikowanego, świadomego zależności od komercyjno-marketingowego zaplecza, a mimo to wartego podjęcia i przelicytowania. Sama Janiak, jak czytamy w notce biograficznej, jest wokalistką dwóch zespołów: punkowego i elektro-industrialnego. Jej muzyczna aktywność ma duże znaczenie dla tekstów zamieszczonych w tym zbiorze: powtarzające się, refreniczne frazy, zamknięty obieg sensów, rytmiczna kakofonia sprawiają, że nietrudno wyobrazić sobie ich wykonanie z towarzyszeniem zespołu, choć bez tego towarzystwa wypadają też całkiem nieźle. Najciekawiej prezentują się w nich próby umiejscowienia kobiecego podmiotu w języku.

Najprościej byłoby figurę tego kobiecego Ja omówić w kontekście poezji kojarzonej z obrazem zbuntowanych, walczących, niezależnych kobiet „znających życie”. W tym wariancie pisania chodzi jednak najczęściej o zgrabne wkomponowanie się w standardowe tematy: seksu, alkoholu, imprez i ryzykownej relacji z mężczyznami. Janiak proponuje odejście od dyżurnych tematów, znanych chociażby z głośnych książek Marty Podgórnik i mniej głośnych Marty Grundwald lub Dagmary Sumary. W zamian nie proponuje nic ogranego, nic poetycko skonwencjonalizowanego, być może jest to zasługa przebywania w środowisku muzycznym, a nie literackim. W każdym razie, figura podmiotu tych wierszy jest właśnie tak ciekawa dlatego, że zbyt nachalnie nie przypomina nam o znanych już wzorcach poetyckiego przeżywania, choć – to warte podkreślenia – Janiak nie ucieka od poezji tzw. wyznania. Pozostając więc w ramach dosyć tradycyjnych rozstrzygnięć, poetka prowadzi zdania, frazy i komponuje obrazy w taki sposób, że jestem skłonna przyznać, iż jej pisanie otwiera nowe perspektywy przed tradycyjnym zapisem. A także – to nie mniej istotne – urozmaica ten wariant „zbuntowanego”, „młodzieżowego” pisania, jaki podtrzymuje, przechwytując to, co może być w nim nadal aktywne i pozbywając się elementów, których pozbyć się trzeba.
Na czym więc miałoby polegać natarcie Janiak w „kto zabił bambii?” na zasady gramatyki, konwencjonalne zachowania tekstowe, znaną skądinąd postać kobiecego podmiotu? Przede wszystkim – na pracy autorki w dość specyficznym porządku składniowym, forsowaniu slangowych odzywek, redukcji zbyt rozwiniętych form retorycznych, wprowadzaniu chropowatych i niechlujnych zdań, a także na eksponowaniu – cokolwiek to jeszcze znaczy – języka ulicy. W wierszu ola oli kontrola Ja nad tym, co mówi (a że jest to kontrola świadczy chociażby powtórzeniowy, łatwy do zapamiętania szkielet wiersza) przybiera postać dziwnego węzła języka, anomalii, która odcina się od wszystkiego, co ją powołało (system). Tak rozpoczyna się tekst: „spośród problemów tego świata / wybieram te najmniej uniwersalne. / niech się ostrzą i piorą mnie po mordzie. / niech piorą mnie po mordzie”. Refreniczne zdanie-życzenie „niech piorą mnie po mordzie” organizuje wokół siebie cały świat podmiotu, ale jego wymowa nie może zostać przechwycona przez odczytania masochistyczno-narcystyczne, w jakich często można retorykę takich kobiecych życzeń umieszczać. Ja daje w tym zdaniu wyraz nie tyle swojemu brakowi zaangażowania w najmniej uniwersalne sprawy tego świata, ile – poprzez negację i kontestację postawy abnegackiej – sama siebie „przywołuje do porządku”, do świata, do zabrania głosu: „wybrały mnie te weltschmerze, / niech się więc ostrzą i piorą po mordzie. / niech mnie piorą po mordzie.”

To właśnie jest największym paradoksem tej poezji: pozornie nonszalancka, „odpychająca” fraza, najczęściej świadcząca o biernym stanie podmiotu, którego to, co na zewnątrz ledwo dotyczy, jest tak naprawdę krytyką wszelkich form niezainteresowania światem – także tych, które na pierwszy rzut oka świadczą o zaangażowaniu. Oczywiście nie jest ona nigdy otwartą, aprobatywną i pozytywną manifestacją wejścia tego Ja w świat i uczestniczenia w nim. Jednak jego sposób „przebywania” w przestrzeni, mimo silnie eksponowanej „naskórkowości”, „powierzchniowości” kontaktu, jest bardzo intensywny. Rzadko moglibyśmy sprowadzić ten kontakt do jakiejś wyraźnej sytuacji lub sceny, Janiak tworzy raczej coś w rodzaju szkieletów sytuacyjnych.

Tak dzieje się w tekście „o wiele więcej”: „podobno śmierdziałam spirytusem. / gdy wracałam kolejką nie miało to znaczenia, / bo to jest tak, że właśnie przestaje padać, / niebo jeszcze ciemne i jeszcze zwisa nad zadaszeniem stacji”. Nie chodzi oczywiście o to, że język tego fragmentu rwie się i zdania się rozwiązują, zanim zawiążą między sobą przyczynowo-skutkowe ciągi. Chodzi raczej o to, że świat, o jakim pisze Janiak, z pozoru wygląda na zupełnie neutralnie rejestrowany i podporządkowany ekscentrycznym wtrętom, gdy tymczasem cała ta wizja jazdy kolejką na kacu jest kontrolowana przez podobieństwo składniowe, przez sztywne schematy języka, przez względnie stabilne reguły. To powtarzające się sformułowania: „gdy wracałam kolejką nie miało to znaczenia” lub „gdy przechodziłam pasami na drugą stronę” lub „gdy dochodziłam do bramy śmierdziałam spirytusem” tworzą obraz tej podróży razem z innymi elementami, zwłaszcza z „bo to jest tak, że właśnie przestaje padać” oraz „bo to jest tak, że tanie wino ma cudowne właściwości”.

Co z tego wynika? Powie ktoś, że jest to metoda podobna do takiej, jaką posługuje się Marta Pogórnik, manifestując konstrukcyjność najbardziej, wydawałoby się, spontanicznych fraz i manipulując sekwencjami powtarzającymi się w różnych układach. W zasadzie jest to metoda bardzo wielu piszących – od Marcina Sendeckiego po Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Charakter „kto zabił bambi?” nie do tego należałoby jednak sprowadzać – metoda metodą, to dzięki niej następuje redukcja „bycia w świecie” do najprostszych schematów naszego działania, ale siłą tej książki jest coś zupełnie innego: uliczna arogancja językowa. I to dzięki niej z kolei stany apatii, rozczarowania, rozstania i niefortunnych relacji z tzw. światem nie grają na melodii melancholii, sentymentalizmu lub – odwrotnie – odtrąbienia radosnego niezainteresowania wszystkim, co nie jest Ja, a raczej – opisy tych stanów (emocji) wypróbowywane są w niej jako pretekst do tego, by unaocznić nieustanną zmianę pozycji podmiotu w zdaniu, w jakiej musi się zazwyczaj znaleźć, chcąc „wypowiedzieć” się jako np. zakochane, przestraszone, znudzone etc., ale w jakiej nie musi znajdować się na zawsze.

Znamienny pod tym względem jest wiersz „ach”, relacjonujący – tak chyba można powiedzieć – próbę poderwania jednej osoby przez drugą, ale opis sytuacji wymyka się wszelkim „sprawdzianom” konwersacji, konwencji, oczywistości zachowań: „ponieważ było tak brzydko, / ponieważ było tak wyraźnie, aż ciarki / przeszły po całym towarzystwie / nie mogłam odstąpić”. Już w tym pierwszej zwrotce uskoki, ześlizgnięcia się Ja z gramatycznej pozycji, w jakiej musi się znaleźć wiązane paktem ekspresji, są widoczne: ciarki przechodzą po całym towarzystwie (rozumiemy, że chodzi o kogoś, kto znajduje się obok Ja i tego, któremu Ja się przygląda, choć przecież niekoniecznie – ciarki przechodzące po całym towarzystwie od biedy można uznać za metaforę całego ciała, nie tylko pleców). W kolejnych zdaniach mamy znamienne „podstawki”: „zmiany boją się zmian, więc się ociągają / dlatego stałam oparta o słup”; „ponieważ było tak smutno, / by nie znać koloru brudu na plecach / aż nadto. Chciałam się skomunikować, // bez przesłania, pobieżnie tak”. Wiadomo, że te zmiany, które boją się zmian – to strach raczej Ja niż czegokolwiek innego; bardziej skomplikowany jest związek między uczuciem smutku a brudem na plecach, który zna się „aż nadto” z powodu tego smutku etc. Raz mamy więc tu do czynienia z wyznaniem bezpośrednim, innym razem z przerzucaniem pewnych wrażeń na nadawcę, którego nie sposób doprecyzować, ale który stanowi swoisty „ekran” dla uczuć Ja. Ostatecznie prowadzi to do rozbicia całej struktury sytuacji, którą mogliśmy na początku zrekonstruować jako podryw. Tekst kończy się tak: „i ponieważ chciał wiedzieć coś, / powiedział coś, a ja cokolwiek innego. / bez sensu albo z jego nadmiarem, / ponieważ było tak brzydko / brzydko wyglądaliśmy razem”. Znamienne, że rozbicie tej struktury – podważenie jej estetycznego i konwencjonalnego wymiaru – nie prowadzi do fiaska zabiegów podmiotu: końcowe „brzydko wyglądaliśmy razem” to oczywiście zwycięska fraza, bo właśnie „ponieważ było tak brzydko” na początku wiersza pobudziło podmiot do działania: „nie mogłam odstąpić”.

Jeśli więc myślę o otwarciu przez Kamilę Janiak nowej perspektywy pisania o sprawach dosyć oczywistych, to właśnie z powodu jej umiejętności sprowadzenia relacji Ja ze światem (ludźmi, samym sobą) do poziomu zero, a następnie poprowadzeniu jej ku językowi odśrodkowemu, uprawiającemu swoisty slalom z lokalnymi celami – poezji, pisania, doświadczania. Co oznacza taki perspektywiczny sposób zapisywania sytuacji, unikający postulatów o dążeniu Ja do autentyczności, wolności i niezależności oraz lekceważący wymogi podporządkowania się normom? W kontekście odświeżenia punkowej rebelii, sugerowanej przez tytuł książki, taki zapis ma przede wszystkim negatywne znaczenie – w polu swojej komunikacji Kamila Janiak nie bierze w ogóle pod uwagę tego, że system nas ogranicza – pisze tak, jakby systemu (norm, zakazów, reguł etc) nie było.
Kamila Janiak, „kto zabił bambi?” Fundacja Modern Art Means Modern Artist Language (MAMMAL). Warszawa 2009.