ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (57) / 2006

Ewa Chwalczyk,

AKROBATKA CI OKA NIE WYKOLE

A A A
Po wydanym w 2004 roku tomie „Taka ładna” Monika Mostowik wraca z wyborem opowiadań pod tytułem „Akrobatki”. Jedno z opowiadań zawartych w tomie nosi tytuł „Kolce”, tytuł na swój sposób adekwatny, by przyjąć wyzwanie scharakteryzowania całej książki. Na pierwszy rzut oka „Akrobatki” są jak kaktus, którego każdy kolejny kolec wbija się w czytelnika.

Opowiedziane w większości z pozycji narratora pierwszoosobowego historie Mostowik rozgrywają się tu i teraz, w przestrzeni codzienności. Jest w nich miejsce na biuro („Kolce”), szpital („W moich rękach”), przedział pociągu („Bagaż”), szkołę podstawową („Japonki”), czat („Kochany pamiętniku”). Pomiędzy nimi poruszają się mniej lub bardziej zwyczajni ludzie ze swoimi osobistymi tragediami.

Teksty Mostowik są zapisem mniejszych i większych dramatów, które niesie za sobą codzienność. Wiele jest o brutalności: w „Ulicach” narratorka przedstawia jedno z krakowskich osiedli, na którym szarość, strach i przestępczość są na porządku dziennym, co nieuchronnie prowadzi do refleksji „może kiedyś nie będę się bała być matką” (s. 46). W „Japonkach” uczniowie podstawówki w klasyczny, dziecięcy sposób pastwią się nad inną, Japonką Yuki. W „Kolcach” narratorka opiekuje się napadniętą i okaleczoną koleżanką z pracy. Wreszcie w „Kochany pamiętniku” poszukiwanie chłopaka na czacie kończy się zabójstwem najlepszej koleżanki.

Poszczególne historie układają się w swoistą opowieść o śmierci. Wiele mają na jej temat do powiedzenia: kobieta, która zabija ludzi swoimi myślami („Losy świata”), obsesyjna samobójczyni („wykręt”), duch męża zabitego w wypadku samochodowym („Różowy pantofel”) czy też początkujący płatny morderca, który zakochuje się w swojej ofierze („Gra w zielone”).

Czy „Akrobatki” to tylko ból, okrucieństwo i śmierć? W książce Mostowik jest też sporo miejsca na nadzieję i jeśli niekoniecznie na miłość, to ukojenie, które następuje poprzez związek z drugim człowiekiem, w najbardziej nawet niedorzecznych sytuacjach. W „Moich rękach” bohaterka opowiada leżącej w śpiączce matce o szczęśliwym związku z kobietą. Morderczyni z „Losów świata” przestaje zabijać, kiedy się zakochuje, a bohaterka „Urodzin” odnajduje w końcu szczęście w relacji z Emilią, która zamordowała jej kochanka.

Absurdalne? Jak najbardziej. Mostowik bawi się, mieszając cierpienie, śmierć, miłość i absurd. Ironizuje, kluczy i zaskakuje, co było wyróżnikiem jej prozy także przy okazji „Takiej ładnej” (patrz: wywiad z pisarką „artPAPIER” 2004, nr 8 ). Bawi się na poziomie interpunkcji (część opowiadań jest pisana z małej litery, bez przecinków), jak i nawiązań literackich (wyraźne odniesienia do sposobu narracji Jeanette Winterson z „Zapisane na ciele” w „złotej, złocie” i „Domu”). Bawi się łącząc tragiczne ze śmiesznym, brutalność z miłością, naiwność z ironią.

Elementem zabawy jest też konsekwentne realizowanie deklaracji umieszczonej we wstępie: „Ja zdecydowałam się na przebieranki, cudze skóry pasują na mnie jak ulał, muszę mieć tylko szeroko otwarte oczy” (s. 7) Poszczególne historie są przebraniami, które nakłada na siebie ten sam monotonny głos. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia, mówi: „zostawiam ślady i odciski palców, żeby pamiętać, skąd udało mi się wyjść” (s. 8), co ponownie przywodzi na myśl Winterson. Jak prawdziwe akrobatki kroczy i przeskakuje z jednej historii w drugą. Każda kolejna opowieść wciąga coraz głębiej w świat absurdalnej codzienności.

Czy opowiadania Mostowik to rzeczywiście kolce? A jeśli tak to, kogo mają ukłuć? Pojedynczo, opowiadania rzeczywiście potrafią dotknąć. Zestawione ze sobą są jak cyrkowe akrobatki, przykuwają uwagę na chwilę, na czas występu, mimo, że trudno odróżnić jedną od drugiej. Dlatego „Akrobatki” należy podawać sobie w jednorazowych dawkach. Być może nikomu oka nie wykolą, ale ślady, które wtedy pozostawią, będą najwyraźniejsze.
Monika Mostowik: „Akrobatki”. Seria Literatura Nowej Generacji. Prószyński i S-ka, Warszawa 2006.