ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (162) / 2010

Magda Jeziorek,

INTERPRETACJA I ŹRÓDŁO WSZELKIEGO ZŁA

A A A
W 1979 roku na grupę Monty Pythona śmiertelnie obraziła się cała Europa i przynajmniej połowa Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza ci ich mieszkańcy, którzy zajmują się w życiu głównie odnajdywaniem Jezusa. Duchowni udzielający się w medialnej debacie podsycali nastroje tłumów protestujących na ulicach, unikając konfrontacji z odważną komedią. Wyłuszczanie podstawowych różnic między herezją a prawdziwym tematem filmu było tyleż męczące, co bezowocne. Autorzy scenariusza kapitulowali wobec niepodważalnych argumentów wysuwanych przez nowojorczyków na starannie przygotowanych transparentach: „Python = Wąż = Szatan”, „Warner Bros. nienawidzi chrześcijan”, „Brutalny atak na chrześcijaństwo”.

Zakładając – być może niesłusznie – że większość oburzonych wiernych widziała film, można zauważyć, że niezwykle istotny okazał się w tej sytuacji problem interpretacji. Miała ona w przypadku „Żywota Briana” podwójne znaczenie. Jednym z założeń Pythonów było wyszydzenie zniekształcania przekazu, co pokazane zostało w pierwszej po czołówce scenie Kazania na Górze. We fragmencie tym, będącym króciutkim nawiązaniem do setek podobnych do siebie filmów biblijnych, pojawia się Jezus Chrystus – po raz pierwszy i ostatni. Kamera powoli oddala się, przesuwa po głowach zasłuchanych uczniów, odjeżdża, aż dociera do grupki kłócących się nazarejczyków, którzy z przemowy wyłapują szczątkowe zdania pozbawione ładu i składu: „Błogosławieni serowarzy, błogosławieni Grecy, z których jeden otrzyma Ziemię…”. Małżeństwo samarytan wykrzykuje swoje pretensje cockneyem, matka Briana skrzeczy, a para bogaczy dopytuje się o nazwiska potencjalnych VIP-ów. Na koniec wszyscy wdają się w bójkę. Nieopodal przechadzają się członkowie komitetu Ludowego Frontu Judei, przeintelektualizowanym tonem niczym z dawnych DKF-ów toczący dyskusje na temat zakończonego przed chwilą wykładu. Za sprawą tego typu scen „Żywot Briana” staje się prawdziwym peanem na cześć racjonalizmu, a także Chrystusowego podejścia do wiary chrześcijańskiej (sic!), w której nie powinno być miejsca na gwałt, nietolerancję ani – co najważniejsze – bezmyślność.

Ostatnie przewinienie najwyraźniej wciąż staje się często udziałem gorliwych wyznawców jakiegokolwiek Boga. Niedawne wydarzenia związane z krzyżem pod Pałacem Prezydenckim dostarczyłyby prof. Richardowi Dawkinsowi materiału na kolejną książkę lub kilka nowych scen w „Źródle wszelkiego zła?” (2006). Genezy niezrozumiałego zamętu związanego z nielegalnie wystawionym na terenie Kancelarii Prezydenckiej krzyżem, upamiętniającym katastrofę lotniczą, która miała miejsce w innym kraju, a której najchętniej czczone ofiary spoczywają w Krakowie, należy dopatrywać się nie tylko w niezdrowej mitomanii, ale i w skłonności do unikania odpowiedzialności za samych siebie. Wyłączone myślenie i podatność na sugestie choćby najwątlejszego autorytetu to cechy, które sieją podziały i wzajemną niechęć. Jakim cudem kawałek drewna stał się świętością, której dzień i noc pilnowano, do której przypinano się łańcuchami, w której obronie cytowano wyrwane z kontekstu słowa Jana Pawła II, wyzywano władzę, a w końcu straszono granatami? To prawda, że nie należy traktować kilkunastu osób jako reprezentacji wszystkich katolików. Jednakże mechanizm psychologiczny, który doprowadza do tak skrajnych zachowań, zaczyna się od ślepego posłuszeństwa. Krótki dialog między Brianem i jego matką, który łatwo przeoczyć, jest lakonicznym wyrazem niedorzecznego postępowania, krytykowanego zarówno w dziele Pythonów, jak i w dokumentalnym filmie Dawkinsa:

„Brian: Mamo, dlaczego kobiety nie mogą chodzić na kamieniowanie?
Matka: Bo tak jest napisane i już!”.

Dawkins jest bezwzględny, jeśli chodzi o podtrzymywanie przesądów, zabobonów, wiary we wróżki czy w Boga. Urojenia – zwłaszcza te zbiorowe – skutecznie hamują postęp i przeczą nauce. Według autora, religia przynosi więcej złego niż dobrego. W świetle ostatnich wydarzeń w Polsce i na świecie, trudno się z nim nie zgodzić. Spory o budowę meczetu w Nowym Jorku, dwie przecznice od Strefy Zero, są kolejnym przykładem nietolerancji i wrogości o religijnym podłożu. Meczet symbolizujący religię sprawców tragedii World Trade Center miał być dyplomatycznym gestem pojednania, rodzajem sprzeciwu wobec przemocy islamskich fanatyków. Rezultatem są jedynie kolejne protesty i publiczne kłótnie.

John Cleese w programie „Dick Cavett Show” postawił pytanie: „Jak rozumiemy pojęcie religii? Jeśli traktujemy ją jako narzucaną autorytarnie, niepodważalną w żadnym wypadku wiedzę, to owszem, «Żywot Briana» jest herezją. A to dlatego, że krytykuje bezmyślne przyjmowanie dogmatów. Moim zdaniem, nasz film jest bardzo religijny, ale religia ma znaczenie wiecznego poszukiwania prawdy. Wydźwiękiem naszego filmu jest znaczenie samodzielnego myślenia”, czego ilustracją jest jakże istotna scena, w której pod okno Briana przychodzi tłum jego (niemile widzianych) wyznawców:

„Brian: Wszyscy jesteście indywidualistami!
Tłum: Tak, wszyscy jesteśmy indywidualistami!
Brian: Sami musicie znaleźć własną drogę.
Tłum: Tak, sami musimy znaleźć własną drogę!
Brian: No właśnie.
pauza
Tłum: Powiedz nam więcej!”.

Samo „dojście do władzy” bohatera, który pada ofiarą rozentuzjazmowanej publiczności bajecznie zróżnicowanych proroków, w groteskowym skrócie przedstawia historię Kościoła, rozłamy, spory i zagubienie gdzieś na ich drodze sensu wiary. A sens wiary, opuszczony i samotny, zostaje daleko w tyle za wyznawcami świętego sandała i świętej tykwy. Krzyczy: „Stójcie! Módlmy się”. Zabieg jak na Monty Pythona trochę nachalny, ale czy ktokolwiek wierzący może po tej scenie nadal uważać film na obrazoburczy? Richard Dawkins wspomina ten fragment filmu w „Bogu urojonym”, opisując prędkość, z jaką nowe religie wyrastają na całym świecie niczym grzyby po deszczu. Warto także wspomnieć, że Terry Jones, historyk z wykształcenia i zamiłowania, bardzo dogłębnie zbadał czasy, w których żył Jezus z Nazaretu – próby zdyskredytowania twórców jako „nędznych kabareciarzy”, jak nazwał Pythonów biskup Suffolk, „którzy zajęli się głupiutkimi żarcikami na poziomie cotygodniowych występów Footlights” wydają się nieuzasadnione. Okazuje się, że Judea tamtego okresu pełna była samozwańczych mesjaszy i gorliwych poszukiwaczy nauczycieli życia: „Jesteś Mesjaszem, Panie, ja się znam – chodziłem już za kilkoma!”. Rówieśnik Jezusa Chrystusa mógłby mieć niemałe szanse na podzielenie losu Briana, wplątanego w niechcianą rewolucję, zakończoną jeszcze bardziej niechcianą śmiercią.

Ze sceny Kazania na Górze wynika także historyczny problem, z którym naprawdę mógł borykać się ktoś pokroju Jezusa, krzewiący pokój i miłosierdzie. Michael Palin zaznaczył w jednym z wywiadów, że musieli żyć wtedy i tacy ludzie, którzy błędnie interpretowali Jego słowa, wysnuwali wnioski zbyt pochopnie, dzielili się nimi z innymi, cały czas posługując się Jego imieniem. To zresztą dzieje się do dziś. Nauka filozoficzna, płynąca z prostych przypowieści Chrystusa, nakazuje żyć według zasad miłości, pokoju, czynienia dobra… Jak mówią sami Pythoni: „W samym Jezusie nie ma niczego śmiesznego. Dlatego nasza historia toczy się z dala od Niego”. Problem polega na tym, że obrońca krzyża nie nadstawi drugiego policzka, a sam go chętnie wymierzy.

„Żywot Briana” jest w dodatku filmem głęboko politycznym. Szydzi z zebrań, narad, „niezbędnych dyskusji”, z których nie wynikają żadne działania, z nielogicznego, przekornego buntu, co przedstawia scena jednego ze spotkań Ludowego Frontu Judei: „Poza akweduktami, drogami, kanalizacją, edukacją, winem, medycyną i bezpieczeństwem na ulicach… co tak naprawdę Rzymianie dla nas zrobili?!”. Różnorodność ugrupowań walczących z okupantem, posługujących się mylącymi skrótami swoich nazw, generuje konflikty międzypartyjne i uniemożliwia przeprowadzenie najprostszej akcji narodowowyzwoleńczej. Jest to oczywiście odwołanie do sytuacji politycznej Wielkiej Brytanii w latach 70. Niestety, pasuje także do obecnych problemów na gruncie władzy państwowej w niejednym kraju.

Film Pythonów nie oszczędza nikogo – autorzy pozostają wierni swoim ideałom wypracowanym w czasach „Latającego Cyrku”, ale śmieją się przede wszystkim z ludzkiej głupoty. Urażeni widzowie powinni odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego utożsamiają się akurat z tymi bohaterami, którzy zasługują na szyderstwo i krytykę.

„Żywot Briana” został zakazany m.in. w Norwegii, Irlandii, części Stanów Zjednoczonych i niektórych hrabstwach Wielkiej Brytanii. Niektóre z tych zakazów zniesiono dopiero w 2008 roku. W polskich kinach film pojawił się w roku 2005. A przecież, jak pytał reporter zagraniczny BBC w dzień po amerykańskiej premierze filmu: „Skąd to całe oburzenie? Przecież «Brian» chyba inaczej się pisze niż «Jezus»”.
„Żywot Briana” („Life of Brian”). Reż. Terry Jones. Scen.: John Cleese, Graham Chapman, Eric Idle, Terry Gilliam, Terry Jones, Michael Palin. Obsada: John Cleese, Graham Chapman, Eric Idle, Terry Gilliam, Terry Jones, Michael Palin. Gatunek: komedia. Produkcja: Wielka Brytania 1979, 94 min.