ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (162) / 2010

Anna Katarzyna Dycha,

OCZY MAM W GŁĘBOKICH DOŁACH

A A A
Rzecz o duecie Niwea
Oryginalny język oparty na potocznej mowie na tle wyrafinowanych, elektronicznych podkładów. Pierwszą płytę duetu Niwea wypełniają miejskie obrazy, które na liryczny warsztat wziął poznański artysta sztuk wizualnych Wojciech Bąkowski. Za elektronikę w tym znakomitym projekcie odpowiada wrocławski muzyk Dawid Szczęsny.

Pamiętam moją pierwszą reakcję na oryginalną twórczość duetu. Niedowierzanie i zaskoczenie mieszało się wtedy z podziwem. Gość ni to rapuje, ni to recytuje dość niezrozumiałe słowne zbitki. Potem Bąkowski w wywiadzie dla pisma „Lampa” tłumaczył, że Niwea to „muzyczno-liryczno-wizualna całość”.

Świat segmentów i pelargonii na balkonach

Zacznijmy od poezji, która gra tu rolę pierwszorzędną. Wystarczy posłuchać choć jednego utworu z krążka „…01”, by nie mieć wątpliwości, że Bąkowski jest mistrzem w podpatrywaniu przeróżnych miejskich zjawisk. Życia w blokowisku, które jest światem grających wież, ozdobnych firan, segmentów i pelargonii na balkonach, namolnych sąsiadów oraz zakupów w supermarkecie. Z ciężkich myśli, zasłyszanych zdań i językowych kalek buduje mistrzowskie teksty, które wyrażają zagubienie w tej nieprzyjaznej przestrzeni. Ich atmosfera jest duszna, klaustrofobiczna. Zdaje się, że nie ma ucieczki z tego zamkniętego w osiedla świata. Całość przytłacza i generuje lęki.

Co to jest za muzyka w ogóle?

Wojtek Bąkowski jest też mistrzem melorecytacji ocierającej się o rap. Nie można zapominać o odpowiednim tembrze, akcencie, intonacji i oddechach. Wokalista Niwei nawet pomyłki ma zaplanowane. Do moich ulubionych fragmentów na płycie należą te, kiedy swoje poezje wykonuje niezgrabnie, jak zagubione dziecko, i kończy wersy znaczącym „no”.

Muzycznie debiut duetu to elektronika w najlepszym wydaniu. Szczęsny sprostał stworzeniu podkładów do oryginalnego stylu wypowiedzi Bąkowskiego. Być może udało się to też dlatego, że – jak twierdzi muzyk – łatwo jest zrobić podkład pod głos Wojtka, bo zostawia on bardzo dużo miejsca dla muzyki. Wyrafinowane bity silnie uderzają do głowy i atakują podobnie jak teksty. Są niepokojące, mroczne i zanurzone w nowej fali.

Znakomity, porywający „Miły, Młody Człowiek” z powtarzanym refrenem bije wszystkie inne utwory na głowę. Szkoda, że takich kawałków nie znalazło się na krążku więcej.

W głowie mam dymy i reflektory

Z kolei o wizualnej stronie projektu miałam okazję przekonać się w czerwcu podczas koncertu w białostockiej Starej Elektrowni (korzysta z niej Galeria Arsenał). Artyści umiejscowili się w jednym z zakamarków postprzemysłowej przestrzeni, za kratą zabezpieczoną łańcuchem i kłódką. Dymy i oszczędny charakter występu znakomicie współgrały z surowym wnętrzem - zbudowany na początku XX wieku gmach elektrowni to jedyny w Białymstoku dobrze zachowany obiekt architektury przemysłowej o jednorodnej, wczesnomodernistycznej stylistyce. Dyskutować można jedynie o nagłośnieniu i akustyce elektrowni. Natomiast na wystawy sztuki współczesnej to pomieszczenie znakomite.
Niwea „…01”. Qulturap, 2010. W tytule i śródtytułach Autorka wykorzystała cytaty z płyty