ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (164) / 2010

Roksana Ziora-Krysa,

MÓJ BOHATER HADRIEN

A A A
Nie spodziewałam się, że „Dziennik Hadriena i Rumianki” wywoła na mnie takie wrażenie, bo nie jestem zagorzałą wielbicielką wspomnianej formy literackiej. Ale tak prostej, a zarazem niezwykle bogatej i głębokiej książki nie czytałam dawno, żeby nie powiedzieć – nigdy. Od początku do końca uśmiech nie schodził mi z twarzy, a każda chwila z dziennikiem była prawdziwą ceremonią. A że jesienna aura nie napawała optymizmem i nie zachęcała do spacerów – z tym większą ochotą towarzyszyłam Hadrienowi i Rumiance w ich podróży, rozkoszując się urokami francuskiego krajobrazu.

Hadrien Rabouin, siedemnastolatek z Anjou, jak każdy chłopiec w jego wieku miał marzenie, a może raczej plan: przejść przez Francję w towarzystwie... krowy. A że marzenia są po to, by je spełniać – „Dziennik Hadriena i Rumianki. 1300 kilometrów przez Francję” jest owocem tej osobliwej podróży. Podróży nie tylko w głąb kraju, ale również w głąb człowieczeństwa, bo dzięki dziennikowi można poznać nie tylko geograficzne bogactwa kraju. Spisana przez Hadriena przygoda jest również świadectwem niezwykłej przyjaźni między chłopcem a krową Rumianką, wierną towarzyszką doli i niedoli.

Podczas czteromiesięcznej wyprawy Hadrien dzieli się swoimi przemyśleniami, radościami i smutkami. Obok codziennych dat dokładnie zapisuje godzinę i miejsce, z którego pisze. Oprowadza czytelnika po mniej uczęszczanych drogach Francji, pozwalając rozkoszować się urokami małych mieścinek i wiosek, a także zapoznając z krajobrazem zupełnie odmiennym od tego, który zwykło się kojarzyć z Francją. Chłopak ma jednak jasny cel swojej podróży. Nie chce zaistnieć w mediach – choć ich obecność zupełnie akceptuje, ba, nawet sam umawia się na spotkanie z dziennikarzami – a „chce widzieć, uczyć się, rozumieć, że »nie chce zastygnąć«, potrzebuje doświadczenia drogi, by »widzieć dalej«”. Co pozwala mu spełnić zamierzenie? Ludzie, których spotyka, ich historie i zawody. Przemierza setki kilometrów, nieraz nadkłada drogi, by zapoznać się z – wydawałoby się – nieistniejącymi już zawodami i poznać ich tajniki, ucząc się i próbując swoich sił. Doświadczenie, które zdobywa, buduje jego pogląd na świat, pozwala poczuć życie bliżej i sprawia, że chłopak odkrywa nie tylko sensy wcześniej zupełnie pomijane, ale również stwarza zupełnie nowe, osobiste i intymne. Obserwując świat bystrym okiem, nieraz dochodzi do zgoła oczywistych, a jednak zaskakujących wniosków. Jego trafne pointy niejednokrotnie rozbawią, wzruszą i zdziwią czytelnika. Młody podróżnik jawi się więc nie tylko jako ciekawy świata i żądny przygód nastolatek, ale również jako filozof-samouk, którego uwagi, zupełnie pozbawione dydaktyzmu i pyszałkowatości, dają wiele do myślenia.

Nie da się ukryć, że cała historia chłopca wydaje się nieco nieprawdopodobna. Wystarczy spojrzeć na aneks, będący dokładną rozpiską zabranych przez Hadriena rzeczy, datków i wydatków. Gdzieżby tam młodzieniaszek wyruszał w świat z minimalnym zapasem gotówki, bez komórki, bez samochodu, bez laptopa! I jeszcze spotykał się z życzliwością, pomocą i wsparciem, dzięki którym może dążyć do swojego celu. Wydawałoby się, że to nie jest możliwe, bo nawet, choć nieliczna, to nieunikniona krytyka jego pomysłu i brak wiary w jego pomyślną realizację jest dla niego dodatkową motywacją. Hadrien, jakby na przekór wszystkiemu, z nieco niesforną krową u boku idzie dziarsko przed siebie, w mrozie, deszczu czy upale, ani myśląc o zaniechaniu swoich planów. Nie ma się co dziwić, że taka postawa wzbudza jeśli nie zachwyt, to przynajmniej podziw. Niemniej jednak zachowania mieszkańców mogą wydawać się nieco naciągane, ale to nie oznacza, że niemożliwe, by były szczere i prawdziwe. Cóż – wszystko najwyraźniej zależy od kręgu kulturowego, bo jakoś ciężko uwierzyć, że wszędzie taka podróż spotkałaby się z podobną aprobatą… Oczywiście, wyprawa nie jest usłana różami i los nie zawsze bywa łaskawy. Ale sprytny chłopak zawsze znajduje wyjście, lepsze lub gorsze, z trudnych sytuacji.

Młodociany bohater jest postacią, której nie sposób nie lubić. Wychowywany przez rolników nastolatek od małego nauczony jest szacunku do ciężkiej pracy i wdzięczności za wszystko, co zrodzi ziemia. I takich akcentów nie jest też pozbawiony jego dziennik. Sam fakt, że chłopak nie korzysta z dobrodziejstw cywilizacji i nie żywi się w mekkach nastolatków – barach z fast foodami – jest naprawdę niezwykłe. Hadrien zbiera grzyby i różne rośliny i przyrządza je na rozmaite sposoby, a przepisy i sposoby spożywania zieleniny również opisuje w swoim dzienniku. Widać, że chłopak przechodzi przez prawdziwą szkołę życia, a zainteresowanie botaniką – podczas wyprawy prowadzi również spis roślin – i ekologią pomagają mu przetrwać w trudnych warunkach. Potrawy nie są może wyszukane, a jadłospis nie jest zbyt zróżnicowany, ale dla chłopca nie stanowi to żadnego problemu. Oczywiście – potrafi też docenić ludzką serdeczność i zazwyczaj z chęcią przyjmuje spożywcze prezenty od ludzi, których spotyka. W przeciwieństwie do pieniędzy, których – poza nielicznymi przypadkami – zdecydowanie odmawia. Dużo bardziej woli nauczyć się nowego fachu, widząc, że darczyńca może mu w tym pomóc. Ponadto chłopiec jest wrażliwy i sympatyczny, do tego niezwykle inteligentny i oczytany, a swoją wiedzę wciąż pogłębia, oddając się rozmaitym lekturom w każdej możliwej chwili. Pisze również wiersze, którymi urozmaica swój dziennik i w których daje się wyczuć dobrze zapowiadającego się poetę. Hadrien jest więc chłopcem z niejedną pasją i choć z pozoru nie ma w tym nic dziwnego – bo pasje i zapał poniekąd cechują młodość – on nie tylko o nich mówi, ale również je spełnia, korzysta z nich każdego dnia, wzbogaca i rozwija. A to już nie zawsze jest takie proste i oczywiste. Chłopca cechuje również skromność i prostota, mimo że – jak było wspomniane – zupełnie oczywista jest dla niego obecność mediów i zainteresowanie jego, jak nazywa swoją podróż, projektem.

Na tym nie kończą się niezwykłości. Nie można zapomnieć, że dla Hadriena czas jakby w ogóle nie istniał. Nie odmawiał sobie przyjemności, które spotykały go w różnych miasteczkach. Wprawdzie liczył przebyte kilometry i nieraz miewał do siebie pretensje, że tak mało przeszedł, ale i to nie psuło jego nastawienia do podróży. Zapewne wpływ na dobre samopoczucie młodego pielgrzyma miała też Rumianka. Biała krowa nie była najlepszym zwierzęciem jucznym, co więcej – męczyła się, idąc po drogach asfaltowych, więc musiała chodzić po polach, co nieraz znacznie spowalniało marsz. Ale jej problemy z racicami w gruncie rzeczy wcale nie opóźniały podróży, a jedynie urozmaicały ją. Więź, jaka połączyła chłopca z krową, jest niezwykła i prawdziwie rozczulająca. Hadrien nie traktował Rumianki jedynie jako środka do transportowania tobołków, ale również opiekował się nim (Rumianka właściwie była bykiem, ale to w zasadzie nie ma znaczenia…) i uważał za równoprawnego kompana podróży. W jego dzienniku nie ma dnia, w którym by o nim nie wspomniał, a robił to z wyczuwalną czułością i słabością – dostrzegał nastroje rogatego towarzysza i wszelkie zmiany w jego zachowaniu, chwalił go lub ganił, wyraźnie interesował się nie tylko tym, czy bagaże dobrze się na nim trzymają, ale również tym, jak Rumianka odczuwa całą podróż. Dzięki niemu chłopiec mógł odkrywać nowe miejsca, do których nie zaprowadziłaby go asfaltowa droga. Przyjaciel, z którym nie mógł porozmawiać, sprawił, że Hadrien cały czas swojej podróży mógł poświęcić na refleksje i tym bardziej doceniał rozmowy z przypadkowo spotykanymi ludźmi. I choć wyżywienie dzielnego towarzysza nie stanowiło większych problemów – również jego jadłospis chłopiec dokładnie obserwował i opisywał. Nie bez powodu więc zapiski Hadriena noszą nazwę dziennika jego i Rumianki. Bo oboje są głównymi bohaterami, zajmującymi tę samą pozycję. Bez Rumianki nie byłoby Hadriena, a bez chłopca nikt nie dowiedziałby się, że krowa to naprawdę wyjątkowe zwierzę.

Czytając „Dziennik Hadriena i Rumianki. 1300 kilometrów przez Francję” można odnieść miejscami wrażenie, że opisywana historia musiała wydarzyć się kilka wieków wstecz, bo przecież „w dzisiejszych czasach”…, a cały dziennik uznać za naprawdę dobrą fikcję literacką, nie dosyć, że zgrabnie napisaną, to jeszcze niezwykle przyjemną, prawdziwą, bezpretensjonalną rozrywkę. Trudno uwierzyć, że dziennik jest jedynie lekko podrasowanym, autentycznym zapiskiem z podróży Hadriena Rabouin, chłopca z Anjou, który z pomocą krowy Rumianki spełnił swoje marzenia. Ale to dowodzi tylko jednego – nie ma rzeczy niemożliwych, każde marzenie można spełnić i to wcale nie pieniądze dają szczęście. Bo może i tło kulturowe ma znaczenie, ale jeżeli dziennik Hadriena i Rumianki stałby się literackim must have tego i przyszłych sezonów, a chłopiec i jego przyjaciel nowymi bohaterami – już nie tylko literackimi – wszystko byłoby na dobrej drodze. A przecież jeśli się czegoś bardzo chce…

Lektura zapisków Hadriena to niezwykła przyjemność, prawdziwa uczta literacka, gwarancja chwili zupełnego zapomnienia. Autor już zapowiada swoją następną podróż. Jaki tym razem sposób spełnienia marzeń wybierze i kto będzie mu towarzyszył? Oby można było się tego dowiedzieć z jego kolejnej książki. Bo po prostu chce się więcej.
Hadrien Rabouin: „Dziennik Hadriena i Rumianki. 1300 kilometrów przez Francję”. Przeł. Wiktor Dłuski. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010 [seria: Dolce vita].