ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (166) / 2010

Piotr Bieroń,

FACEBOOKNIJ MNIE!

A A A
„Erica Albright to suka” – takimi oto słowami Mark Zuckerberg (Jessie Eisenberg) rozpoczyna notkę na internetowym blogu, chcąc w ten sposób upokorzyć swoją byłą dziewczynę, która porzuciła go kilka godzin wcześniej. Bohater na tym jednak nie poprzestaje. Włamuje się do sieci Harvardu i tworzy Facemash – internetową bazę studentek, z możliwością porównania ich urody (co w jego mniemaniu jeszcze bardziej upokorzy Erikę). Mimo przykrych reperkusji (Mark zostaje oskarżony o złamanie praw autorskich oraz tymczasowo zawieszony w prawach studenta), założenie Facemasha bohater może uznać za sukces – strona w ciągu jednego wieczoru zalicza prawie 22 tysiące wejść. Razem ze swoim przyjacielem, Eduardo Saverinem (Andrew Garfield), Mark tworzy uniwersytecką stronę thefacebook.com – serwis społecznościowy, umożliwiający wymianę informacji między studentami, z opcją tworzenia grup kontaktów. Strona osiąga gigantyczny sukces, przekształcając się w witrynę najpierw o zasięgu ogólnonarodowym, a później – globalnym.

Ale nie wszystko układa się gładko – Zuckerberg zostaje pozwany do sądu przez dwóch studentów Harvardu, braci Winklevoss (Armie Hammer w podwójnej roli), oskarżających go o kradzież pomysłu na stronę. W dodatku pomiędzy Markiem a Eduardo zaczyna dochodzić do spięć, które również zaprowadzą ich na salę sądową…

David Fincher ostatnimi czasy lubi zaskakiwać. W swoim poprzednim filmie – „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona” – snuł baśniową opowieść o człowieku, który zamiast się starzeć, młodniał. Z kolei w „The Social Network” przybliża kulisy powstania najpopularniejszego serwisu społecznościowego na świecie. Ciekawy wybór, wszak nazwisko Fincher kojarzy się głównie z mrocznymi, głęboko pesymistycznymi thrillerami psychologicznymi, takimi jak „Azyl”, „Podziemny krąg” czy też uważane za najdoskonalsze w dorobku reżysera „Siedem”. Powiedzieć jednak, że najnowszy film Finchera opowiada tylko o Facebooku, byłoby dużym błędem. Można wręcz odnieść wrażenie, że sam serwis jako taki interesuje reżysera w najmniejszym stopniu.

„The Social Network” można za to potraktować jako obraz pokolenia, dla którego Internet odgrywa szczególną rolę. Wpływa na styl bycia i mówienia („Facebooknij mnie”– prosi Marka pewna dziewczyna, mając na myśli dodanie jej do listy znajomych na Facebooku), jest też źródłem wiedzy, a nawet prawdy. Internet oddziałuje na ludzką mentalność do tego stopnia, że zaczął kształtować rzeczywistość. Scena, w której dziewczyna Eduarda robi mu ostrą awanturę o to, że ten ma na Facebooku status „kawaler”, jest naprawdę świetna. Sytuacja wydaje się groteskowa i dość zabawna, ale daje do myślenia, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie burzę, jaka przetoczyła się przez Internet rok czy dwa lata temu, gdy „ktoś” umieścił na stronie internetowej informację o śmierci Harrisona Forda. W sieci zawrzało. Co prawda plotkę szybko zdementowano, niemniej jednak przez krótki czas wiele osób wierzyło w śmierć aktora. Internet stał się miejscem, w którym byle pogłoska może zostać uznana za prawdę, a popularność jest równa liczbie osób, które klikną na przycisk „Lubię to” pod zdjęciem na Facebooku.

Film Finchera nie jest jednak pamfletem na Facebook, będący wszak przydatnym narzędziem komunikacji. Wskazuje jednak w kilku scenach, w sposób bardzo delikatny, na pewne społeczne tendencje. I wysnuwa z nich wnioski, które trudno uznać za pozytywne.

Nie mniej fascynująca niż kwestie socjologiczne wydaje się przedstawiona w filmie historia samego Zuckerberga. Jest to zasługa nie tylko świetnego scenariusza, ale i (przede wszystkim) grającego główną rolę Jessiego Eisenberga. Mark Zuckerberg w jego kreacji to geniusz o cechach socjopaty, antybohater i postać tragiczna w jednym. Bohater jest tajemniczy, rzadko ponoszą go emocje, czasem na jego twarzy zagości krzywy uśmiech. Sprawia wrażenie osoby, w której kotłuje się mnóstwo uczuć, ale która nie pozwala sobie na ich okazanie. Świetnie zna się na komputerach, z nimi umie się dogadać, za to z ludźmi – niekoniecznie. Ciekawe, że to właśnie on, niemal pozbawiony przyjaciół samotnik, tworzy najpopularniejszy serwis służący do kontaktowania się z innymi.

W gruncie rzeczy jednak Mark tęskni do kontaktu z rówieśnikami. Niestety ani bogactwo, ani nagła popularność nie są w stanie mu go zapewnić. Ba, im większy sukces bohater osiąga, tym gorzej się dzieje w jego życiu prywatnym. Przyjaciel pozywa go do sądu, a urażona Erica nie chce przyjąć jego przeprosin ani utrzymywać z nim dalszej znajomości, na czym jemu ewidentnie zależy. Mark został kompletnie sam. Sukces Facebooka dał mu ogromny majątek i sławę, nie dał mu jednak tego, na czym zależało mu najbardziej – kontaktu z drugim człowiekiem, co idealnie podkreśla zakończenie filmu.

Mark nie jest jednak człowiekiem bez wad. Przede wszystkim wydaje się szalenie zawistny i mściwy: zawistny wobec przyjaciela, który dostał się do prestiżowego klubu studenckiego, na czym i jemu bardzo zależało; mściwy wobec dziewczyny, która go porzuciła. Te dwie cechy dominują w nim, napędzają go do działania. Nie tylko jednak jego. W istocie wszyscy są tu zawistni: o pierwsze miejsce na zawodach, o status partnera na Facebooku… Wszystko to zaś zaprawione jest ogromną porcją dumy i pewności siebie. Zawiść staje się w filmie cechą charakterystyczną całego pokolenia, którego członkowie muszą sobie non stop coś udowadniać, by pokazać, ile są warci. Szalenie pesymistyczny obraz, szalenie pesymistyczny film. I jakże prawdziwy.
„The Social Network”. Reż.: David Fincher Scen.: Aaron Sorkin. Obsada: Jesse Eisenberg, Andrew Garfield, Justin Timberlake, Armie Hammer, Max Minghella, Rooney Mara. Gatunek: dramat. Produkcja: USA 2010, 120 min.