ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (166) / 2010

Michał Paweł Urbaniak,

STAN KRYTYCZNY (8)

A A A
1. Czy uprawianie krytyki literackiej jest jeszcze atrakcyjne (dla absolwentki/absolwenta polonistyki)?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Chyba warto zadać przy okazji jeszcze jedno, może nieco kłopotliwe, wstydliwe: czy krytyka literacka się dzisiaj liczy dla szerokiego spectrum? Innymi słowy, jaki jest jej rzeczywisty wpływ na kulturę, na czytelnictwo, na dyskusje toczone wokół książek?

Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że w dzisiejszych czasach krytyka literacka nie cieszy się należnym sobie szacunkiem. Niewielu czytelników po przeczytaniu książki sięgnie po jej krytycznoliterackie omówienia, po prostu wydaje się, że nie został wyrobiony taki nawyk. Tylko właściwie – można w tym miejscu postawić złośliwą kontrę – jak miał być wyrobiony? Czasopisma kulturalne zajmujące się omawianiem książek bądź magazyny stricte literackie są zasadniczo słabo dostępne (zazwyczaj można je spotkać tylko na empikowskich półkach), a przede wszystkim słabo rozreklamowane. Stają się tym samym – i to jest przykre – pismami dla wybranych, tych, którzy zajmują się szeroko pojętą literaturą zawodowo (pisarze, krytycy, dziennikarze, redaktorzy, wydawcy, badacze czy studenci, doktorzy i profesorowie kierunków humanistycznych). Nie docierają do przeciętnego czytelnika, który zazwyczaj po prostu nie ma o nich pojęcia. Często w ten sposób zaprzepaszcza się prawdziwe krytycznoliterackie talenty.

Inną sprawą pozostaje to, czy rzetelna krytyka literacka nie jest dziś spychana na przysłowiowy margines. W XXI wieku liczy się konkretność i zwięzłość informacji, zatem przeciętnemu czytelnikowi zazwyczaj wystarczy przeczytanie krótkiej notki umieszczonej na blurbie oraz krzykliwego zapewnienia z okładki o tysiącach sprzedanych egzemplarzy, stającego się gwarantem (dodajmy, mocno wątpliwym) wartościowej lektury. Z kolei w Internecie pełno jest portali literackich dla laików, stron księgarni internetowych czy wydawnictw, a wreszcie blogów, gdzie znajdują się recenzje książek. Problem w tym, że takie teksty – choć oczywiście propagują czytelnictwo, co samo w sobie jest chwalebne – są zazwyczaj słabe pod kątem merytorycznym i w żadnym wypadku nie mogą być nazwane profesjonalną krytyką literacką. Pewnym paradoksem pozostaje fakt, że często właśnie taka notka na pierwszym lepszym blogu może otworzyć dyskusję o literaturze.

Pisząc szczerze o (nie)atrakcyjności uprawiania krytyki literackiej, nie można pominąć dwóch drażliwych kwestii – zarobków i stereotypów. Działalność krytycznoliteracka tak długo pozostanie jedynie zajęciem dodatkowym, dopóki – obok prestiżu, jaki zapewnia wydruk w dobrym czasopiśmie literackim – nie będzie się wiązać z realnymi korzyściami finansowymi. Poza tym wydaje mi się, że dziś wciąż pokutuje przekonanie o krytyce jako gorszej siostrze literatury, a krytyk jest często postrzegany jako niespełniony pisarz. Takie spojrzenie nie tylko jest niesłuszne i głęboko krzywdzące, ale również wymaga natychmiastowej korekty. Tak samo jak krytyka nie istnieje bez literatury, tak samo literatura nie istnieje bez krytyki, co więcej, bez swojej wzajemnej zależności obie te dziedziny byłyby martwe. A czy pisanie szkiców krytycznoliterackich jest gorsze od pisania powieści czy wierszy? Nie. To po prostu inny rodzaj sztuki.

Zatem, czy uprawianie krytyki literackiej może być atrakcyjne dla absolwentów polonistyki? Na pewno, jeśli krytyka odzyska należną sobie pozycję, a prestiż działania w tym zawodzie wykroczy poza ramy krytycznoliterackiego środowiska. Trudno przecież cokolwiek osiągnąć, jeśli czasopisma literackie – w których krytycy zazwyczaj się realizują – nie są znane szerokiemu odbiorcy, wychodzą nieregularnie bądź nawet upadają z braku dofinansowania. To musi ulec zmianie. Głos krytyka (również tego, który stawia pierwsze kroki w tej dziedzinie) musi mieć realny wpływ na literaturę.

2. Kto jest kim we współczesnej krytyce, a kto może stać się „kimś”?

Nie zamierzam wymieniać w tym miejscu litanii nazwisk uznanych krytyków, a tym bardziej wieszczyć, kto z czasem wkroczy do tego panteonu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na konieczność współistnienia obu grup – zarówno krytyków o wyrobionej pozycji, jak i tych, którzy dopiero powoli wspinają się po szczeblach kariery. Autorytety są potrzebne młodym krytykom – jak inaczej mieliby doskonalić swój warsztat, jak mieliby się nauczyć niełatwej sztuki analizy krytycznej bez podglądania dokonań uznanych Mistrzów? Z kolei obecność nowych nazwisk nie tylko poszerza liczbę spojrzeń na literaturę, nie tylko może być obietnicą czegoś odkrywczego, ale również sprawia, że środowisko krytycznoliterackie nie jest hermetycznie zamknięte, wciąż się rozwija.

3. W jaki sposób krytyka czyta literaturę, kiedy czyta zajmująco?

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ale pozwala zasygnalizować kilka ważnych w moim odczuciu kwestii dotyczących dzisiejszej krytyki literackiej.

Nawiązując do słów z pierwszego punktu – krytyka to forma sztuki (dlatego też niesłuszne jest spychanie jej na margines), a krytyk jedynym w swoim rodzaju artystą, wirtuozem interpretacji. Krytyk niczym Herkules Poirot tej dziedziny musi deszyfrować intencje autora, objaśnić pułapki, które autor zastawia na czytelnika-interpretatora, obnażyć wszystkie odautorskie klucze, ujawnić zależności intertekstualne, kolejno rozwiązywać zagadki dla dojścia do istoty dzieła i – tym samym – jego jak najlepszego zrozumienia, a wreszcie przekazać swoje odkrycia.

Podążając dalej tą metaforyką, pozwolę sobie stwierdzić, że zajmująca krytyka to taka, która paradoksalnie nie jest do końca pewna samej siebie, inaczej mówiąc nie zamyka się w obrębie jednego wyjaśnienia. Krytyk powinien podążać różnymi ścieżkami interpretacyjnymi (czasem nawet wzajemnie się wykluczającymi), przedstawić wiele punktów widzenia na dzieło, aby pokazać je możliwie dogłębnie i wyczerpująco, a czasem nawet wyjść poza nie (i wpisać je tym samym w szeroki aspekt kulturowy). Przymrużając trochę oko, mogę to ująć w ten sposób: krytyk podejmuje swoistą grę z autorem i jego dziełem, a jeśli obnaży wszystkie zamysły autorskie i sensy tekstu, zwycięża. Właśnie to dochodzenie do prawdy, niejako rozbieranie dzieła na części pierwsze, a czasem również paradoksalne przyjęcie zasadniczo różnych rozwiązań (a zatem uchylenie się od jednoznacznych odpowiedzi) jest dla mnie wyznacznikiem dobrej i rzetelnej krytyki.

Niestety dzisiejszej krytyce nader często jest trudno spełnić te założenia. Powód może być całkiem prozaiczny – odgórnie narzucone formalne ograniczenia. Jeśli tekst krytycznoliteracki ma się zamknąć w określonej liczbie znaków (a w swojej ponadrocznej pracy spotkałem się na przykład z wymogiem 3000 znaków ze spacjami), krytykowi zostają narzucone ramy, które nie korespondują z dogłębną analizą dzieła i nie pozwalają na szerokie spojrzenie (chlubnym wyjątkiem jest artPAPIER, który zasadniczo takich ograniczeń nie narzuca – w tym przypadku nie bez znaczenia jest zapewne medium sieciowe). W takim przypadku często po omówieniu sylwetki autora oraz treści na osobiste refleksje krytyka czasami po prostu nie ma już miejsca i to, co domagałoby się rozbudowania, trzeba zamknąć w jednym akapicie. Trudno jednoznacznie oceniać takie wymaganie – winna jest raczej kultura XXI wieku, w której – jak już pisałem – liczy się zwięzłość; wyznacznik, jaki niekoniecznie koresponduje z dobrym tekstem krytycznoliterackim.

Nie chodzi tu tylko o – oczywiste przecież – rozeznanie w dziełach dominującego dyskursu medialnego, nowościach wydawniczych, a nawet znajomość klasyki literatury (która czasem nie prezentuje sobą wysokiego poziomu). Jednak przede wszystkim dobra, zajmująca krytyka to ta, która w toku szukania wszystkich ścieżek interpretacyjnych potrafi porwać za sobą czytelnika. To wiąże się z koniecznością – być może użyję banalnego, ale za to chyba trochę zapomnianego stwierdzenia – stworzenia tekstu nie tylko rzetelnego, ale i błyskotliwego. Krytyk ma do dyspozycji całą gamę środków językowych i rozwiązań formalnych, które uatrakcyjniają tekst (nie czyniąc z niego jedynie suchego wywodu), a jednocześnie pozwalają respektować podstawowe zasady profesjonalnej krytyki literackiej. Nie zapominajmy – powtórzę to raz jeszcze – że krytyka jest sztuką, sztuką słowa i sztuką analizy tekstu. Każdy tekst krytycznoliteracki sam w sobie pozostaje dziełem. Tylko od krytyka zależy, czy porwie za sobą odbiorcę. Jestem przekonany, że dobry krytyk jest w stanie skłonić czytelnika nie tylko do sięgnięcia po recenzowane dzieło, ale również do tropienia autorskich zamysłów i podążania ścieżkami interpretacji w innych tekstach.

Podsumowując ankietę, muszę się ustawić gdzieś pomiędzy zgodą a sprzeciwem wobec wyjściowej tezy. Stan być może i jest krytyczny, jednak to nie do końca wina samej krytyki, ale również rzeczywistości (spod znaku krótkich notek i nośnych haseł reklamowych), w jakiej przyszło krytyce funkcjonować.