ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (166) / 2010

Magdalena Boczkowska,

STAN KRYTYCZNY (9)

A A A
1. Czy uprawianie krytyki literackiej jest jeszcze atrakcyjne (dla absolwentki/absolwenta polonistyki)?

I tak i nie. W zeszłym roku prowadziłam zajęcia z krytyki literackiej, mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że studenci polonistyki (przynajmniej niektórzy) marzą o byciu krytykiem literackim, choć nie do końca wiedzą, co to oznacza. Można by ich podzielić na dwie grupy. Wyobrażenia pierwszej nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Wyobrażają sobie, że to praca łatwa i przyjemna. Przeczytają książkę, którą oczywiście za darmo dostaną z wydawnictwa, napiszą kilka zdań, opublikują ów tekst w znanym piśmie z odpowiednim prestiżem (przy czym nie potrafią wskazać żadnego pisma fachowego), dostaną za niego kupę kasy, wystąpią w „Dzień Dobry TVN” jako ekspert polecający książki na lato / święta / prezent etc., zdobędą sławę i bogactwo. Tak to zazwyczaj wygląda w ich mniemaniu. Niestety najczęściej – co oczywiste – kończy się na marzeniach i wygórowanych ambicjach. Przy czym mało kto z nich ma odpowiednie zacięcie i jakiekolwiek umiejętności. W szkołach średnich w ogóle się już nie pisze, a i na studiach – nawet polonistycznych – bardzo mało. Wyczynem dla nich jest spłodzenie tekstu już na 3-4 strony, o większej ilości nie ma mowy. Im krócej, tym lepiej. Wolą pisać notki, kilka streszczających książkę akapitów i po sprawie. O czytaniu powieści mającej 400 bądź więcej stron już nie wspomnę. Kilka faktów z autopsji: pisząc o książce, często opierają się na czwartej stronie okładki i to, co znajduje się w blurbie, staje się dla nich jedynym punktem odniesienia; nagminne, często przerażające, błędy stylistyczne; mylenie uprawiania krytyki z recenzenctwem; podnoszenie rangi własnych dokonań... Wielokrotnie zdarzało się, że otrzymywałam maile z informacją „przesyłam Pani krytykę powieści…”, w pliku znajdowałam zazwyczaj jedną stronę, na której 75% stanowiły cytaty. Problemem jest również to, że nie czytają i nie chcą czytać wzorcowych tekstów, „uczą się” przeważnie na „recenzyjkach”, notkach, których pełno w internecie. Oczywiście nie w fachowych pismach sieciowych, ale na wyrastających jak grzyby po deszczu portalach i blogach.

Zdarzają się jednak wyjątki – i tu przechodzimy do drugiej grupy. To osoby, które naprawdę chcą i mają do tego odpowiednie predyspozycje. Niestety i oni muszą skonfrontować marzenia z rzeczywistością i często na dobrych chęciach się kończy. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze, nikt nie może zajmować się już samą krytyką. Wiadomo, że nikt z niej nie wyżyje. Mało kto z absolwentów polonistyki zostaje na uniwersytecie – tzn. na studiach doktoranckich zostaje bardzo dużo, ale kto z nich znajdzie stałe zatrudnienie na uczelni? – i zazwyczaj po prostu odechciewa im się zajmowania krytyką, bo to nieopłacalne, czasochłonne, czasami stresujące i zwyczajnie szara rzeczywistość im na to nie pozwala. Po drugie, nawet jeżeli już ktoś zdecyduje się poświęcić życie krytyce i tak nie ma łatwo. Bywa, że – paradoksalnie – trudno znaleźć miejsce publikacji, że trudno zaistnieć. Zapewne dlatego tak dużo ostatnimi czasy blogów poświęconych książkom. Chwała fachowcom! Ale wśród tych stron sporo jest takich, na których znajdziemy po prostu wszystko – od „recenzyjek” książek naukowych po notki o bajkach dla dzieci. Wszystko pisane przez jedną osobą w jednym miejscu i przy użyciu tych samych – o zgrozo! – narzędzi.

Czy uprawianie krytyki literackiej jest sexy? Na początku polonistycznej drogi tak, dla zdecydowanej większości. Tej, która wybiera studia polonistyczne, nie by pracować w szkole czy na uczelni, ale po to właśnie, by zostać poetą / pisarzem / krytykiem. Potem trzeba skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością i wybrać. To tak jak z miłością. Krytyka jawi się jako książę z bajki na białym koniu. Potem książę okazuje się ogrem. I to od nas zależy, czy pokochamy ogra, czy dalej będziemy szukać „idealnego” księcia. Ale ideały wszak nie istnieją.

2. Kto jest kim we współczesnej krytyce, a kto może stać się „kimś”?

Hmm… Czas pokaże.

3. W jaki sposób krytyka czyta literaturę, kiedy czyta zajmująco?

Dla mnie krytyka czyta zajmująco, kiedy krytyk nie zapomina, że jest przede wszystkim czytelnikiem i nie traci przyjemności z lektury. Kiedy krytyka w jakiś sposób ciągle jest „romansem z tekstem”. Kiedy wyjaśnia, a niekoniecznie wartościuje. Kiedy stale traktuje literaturę jak wyzwanie i wie, że – jak napisała Anna Kałuża – literatura bez niej nie istnieje. Ale, warto dodać, pamięta, że i ona nie istniałaby bez literatury.