ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (167) / 2010

Roksana Ziora-Krysa,

CHOROBA JAKO JĘZYK

A A A
Trudno znaleźć motywy, które dałoby się jeszcze w jakiś zaskakujący sposób opisać czy opisać pierwszy raz, jeśli bierze się pod uwagę wcześniejsze zasoby literatury. Zbiór esejów Anatole’a Broyarda „Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci” również nie będzie specjalnie odkrywczy, zresztą nawet nie stara się takim być. O chorobie i śmierci napisano już wiele, a książka amerykańskiego pisarza będzie swoistym przewodnikiem po takich właśnie utworach.

„Ochota sama w sobie jest rodzajem nieśmiertelności” – tak powie Anatole Broyard, zmagający się ze śmiertelną chorobą amerykański pisarz i krytyk literacki, który ochotę na życie przemodelował na pragnienie bycia żywym w trakcie umierania. Tomik, będący kompilacją fragmentów jego dziennika, autobiograficznego szkicu i innych literackich tekstów o śmierci jest udaną próbą obalenia mitów i banałów, jakimi trąci nie tylko literatura o tematyce tanatologicznej, ale również ludzka świadomość, w obliczu choroby nastawiona na żal, współczucie i cierpienie.

Przez czternaście miesięcy Broyard toczył walkę z rakiem prostaty. Walkę zupełnie niewyrównaną, ale prawdziwie bojową, choć bronią jedyną i – jak się okazuje – najskuteczniejszą był pomysł na to, jak w chwilach życiowego dramatu wyzbyć się tragizmu, wprowadzając do niego nie komedię, nawet nie nadzieję, ale odpowiedni styl, który pozwoliłby dobrze, sensownie przeżyć do śmierci, styl chorowania, a zarazem umierania, sposób na siebie. Jak twierdził – każdy chory powinien wypracować swój własny styl, odnaleźć własny głos choroby. Pomóc w tym może literatura, która o niedomaganiu i śmierci powiedziała już niemal wszystko, lepiej lub gorzej, co Broyard poddaje własnej krytyce. Zestaw lektur nie jest tu jednak zanotowany mimochodem – jak można przeczytać w blurbie – przeciwnie. Poza jednym samodzielnym opowiadaniem, nota bene traktującym o chorobie ojca autora, eseje Broyarda są głównie wyliczeniem powstałych już dzieł, bardziej lub mniej znanych. I choć są niejako zdominowane jego komentarzem, służą rozwijaniu jego własnych refleksji nad chorobą i śmiercią – trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w tym niezwykle intymnym tomiku paradoksalnie najmniej jest samego Broyarda, czego z resztą sam nie ukrywa, nazywając poszczególne części czy też rozdziały swojej książki „Ku literaturze choroby” czy też „Literatura śmierci”, co od razu narzuca skojarzenia z konfrontacją wielu głosów w sprawie. Zastanawiające jest jednak, czy gdyby tak jego dzieło było pierwszym rozrachunkiem ze śmiertelnością i ułomnością ludzkiego organizmu, nie mającym żadnego pobratymca w literaturze – byłoby takie samo? Byłoby w ogóle…? Może właśnie nie stan własnej świadomości, nie pojedynek z własną chorobą i chęć odnalezienie sposobu na jej dobre (nie)oswojenie stały się pobudką do napisania esejów. Krytyk literacki, będący w stanie krytycznym ostatni raz wczuwa się w swoją rolę – najsilniej, bo tym razem analizuje teksty sobie najbliższe i doskonale wie, co mówią i co mówić powinny.

Może więc nietaktem byłoby stwierdzenie, że eseje, o ile przemawiają poprzez tematykę – cierpienie, nie fikcyjne, literackie, a zupełnie prawdziwe, oczekiwanie śmierci, własnej, nieuchronnie się zbliżającej, i choroba, znowuż własna, dogłębnie przeżywana i doskonale znana - nie są tak poruszające, jak mogłoby się wstępnie wydawać, nie spełnią oczekiwań czytelnika, nie bójmy się powiedzieć, spragnionego tragedii, realności, spowiedzi z łoża śmierci? Stwierdzić to jednak trzeba, ale raczej w formie ostrzeżenia i ze stanowczym dopowiedzeniem, że nie o to w książce chodzi. Ułożony przez Broyarda spis lektur jest jedynie zapleczem, z którego pisarz wywodzi swoje rozważania, a jego komentarze zastanego stanu literatury tanatologicznej (beletrystyki i nie tylko) są zaskakujące. Butne, harde, pełne wnikliwych analiz, nie polegają jedynie na interpretacji tego, co zostało powiedziane. Są żywą dyskusją chorego pisarza i krytyka z innymi pisarzami, którzy o chorobie mogli wiedzieć więcej lub mniej od niego i którzy również szukali na nią sposobu. Broyard uważa, że choroby i śmierci nie powinno się oswajać, przywiązywać do niej, a jedynie uczynić z niej motywację, powód, by żyć bardziej, bo choroba daje przyzwolenie na szaleństwo i tłumaczy absurdy, z którymi zdrowy człowiek nie jest w stanie się zmierzyć lub których unika, odkłada na później, mimo wszelkich chęci zetknięcia się z nimi.

We wstępie Olivera Sacksa, któremu de facto książka amerykańskiego pisarza może służyć jako klucz do otwarcia świadomości własnej choroby, czytamy, że Broyard tworzy narrację nie tylko dla siebie, ale również na potrzeby innych. I w istocie – abstrahując od wątków całkowicie autobiograficznych, jego zapiski nie stanowią wyłącznie pierwszoosobowej opowieści o osobistej chorobie, ale także trzecioosobowy zbiór sentencji dla – można powiedzieć – ogółu chorych, z którymi się identyfikuje. Osoby zresztą mieszają się – raz Broyard jest indywiduum, raz głosem wszystkich chorych, a innym razem jakby obserwatorem stojącym zupełnie z boku tak ogółu, jak i siebie samego. Pisarz jawi się również jako komentator, chciałoby się powiedzieć „suchych faktów”, wnikliwy i czujny świadek zmian zachodzących w niedomagającym organizmie oraz zmian w świecie otaczającym chorego. Nie zapomina bowiem, że w chorobie nie jest się osamotnionym i na swój sposób ulegają jej również bliscy pacjenta. Wpisuje się w nową, zrazu zupełnie niezrozumiałą, obcą, naruszającą wszelkie wartości rolę chorego, by po chwili wcielić się w nią całkowicie, ale na własnych zasadach, odkrywać jej zalety i spisać na jej podstawie doskonały scenariusz, którego językiem stanie się choroba.

Na szczególna uwagę zasługuje czwarta część „Upojonego chorobą”, ona też jest bodaj najbardziej osobistą częścią zbioru, bo zawiera notatki z dziennika Broyarda z roku 1990, z kilku miesięcy poprzedzających jego śmierć. Zadziwiające, z jakim animuszem pisarz wyraża się o chorobie zupełnie go przecież wyczerpującej. Nie są to już zacięte dyskusje z innymi tekstami, a intymne refleksje, nadal jednak niepozbawione zadufania i charakteru, które do końca nie opuszczały Broyarda. Sprawozdanie z choroby – to chyba najwłaściwsze określenie jego działań - bardzo jasne i rzeczowe, ale, co ciekawe, nie skupione na stanie ciała, jego wyniszczeniu czy zmianach, a na ciągle żywym, ciągle obserwującym, zuchwałym umyśle i otaczającej rzeczywistości. Nie ma tu miejsca na wahania czy niepewność. Wydaje się, jakby świadomość silnego ograniczenia czasowego narzucała Broyardowi tempo analiz i pisania, niczemu jednak nie umniejszając, bo upojenie chorobą do końca pozwalało mu pisać całym sobą.

Nie można też zignorować opowiadania „Co powiedział cystoskop”, ostatniej części zbioru esejów, napisanego przez Anatole’a Broyarda w 1954 roku, a więc na długo przed jego zachorowaniem, ale mówiącego o chorobie i śmierci jego ojca. Choć umieszczone na końcu zbioru, może być odczytywane jako swoiste preludium do zapisków pisarza, co więcej – do choroby, bo, jak mówi Sacks, można ją genetycznie powiązać z rakiem pęcherza, który zabił jego ojca. Stanowi wytłumaczenie zmian w postrzeganiu choroby i śmierci, na którą został silnie uwrażliwiony, co w rezultacie doprowadziło do stworzenia własnej filozofii chorowania. To też mówi cytat z Kierkegaarda, poprzedzający opowiadanie.

Mimo wszystko – jak powiedziałam na początku – książka nie będzie ani odkrywcza, ani specjalnie oryginalna, bo jej tematyka jest już zbyt szeroko opisana, by mogła szczególnie zaskoczyć. Jest jednak nieco inna, może dlatego, że paradoksalnie tętni życiem i z tego powodu na pewno zasługuje na uwagę. Odpowiednim zakończeniem rozważań nad esejami Anatole’a Broyarda będzie jedna z jego point (tak, jest ich wiele), a zarazem pytanie: „Czy nie ma jakiegoś sposobu, by z umierania uczynić uroczystość, urodziny będące zwieńczeniem życia?”. W świetle tego, co zostało powiedziane, odpowiedź wydaje się oczywista, ale warto zagłębić się w proces jej szczegółowego formułowania.
Anatole Broyard: „Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci”. Przeł. Agnieszka Nowakowska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010 [seria: Przez rzekę].