ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (168) / 2010

Marek Olszewski,

DOJRZEWANIE PO GÓRALSKU

A A A
Wojciech Kuczok jest autorem, na którego pisarskie przebudzenie z letargu czeka spora i wierna rzesza czytelników jego książek. Po znakomitym i słusznie docenionym „Gnoju”, śląski laureat Nike ewidentnie zaniemógł – kolejne jego produkty, mówiąc możliwie delikatnie, nie wzbudzały entuzjazmu. Odbiło się to szerokim echem narzekań i utyskiwań w środowisku krytyków literackich, coraz tęskniej wypatrujących momentu przełomu, kiedy gwiazda literacka Kuczoka rozbłyśnie pełnym blaskiem. Można nawet powiedzieć, że ustaliła się reguła – każda książka pisarza witana jest z nadzieją i niemalejącymi oczekiwaniami. Kiedy więc do księgarń trafia jego najnowsza propozycja, warto, mając na uwadze wspomnianą regułę, spróbować odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób autor odpowiada na patową sytuację, która stała się jego udziałem.

Na „Spiski” składa się pięć opowieści, które snuje młodociany narrator, pochodzący – jakżeby inaczej – z dużego miasta na Śląsku. Wszystkie historie dzieją się podczas jego pobytów w Tatrach, stąd podtytuł książki: „Przygody tatrzańskie”. Góry są zresztą osobnym bohaterem powieści – opisywane z pewną dozą nostalgii, stylizowane na przestrzeń mitu, w której wydarzają się niesamowite historie i gdzie życie spotyka się z legendami.

Narracja prowadzona jest z czasowego dystansu: pierwsza opowieść rozgrywa się w 1982 roku, podczas pamiętnego mundialu w Hiszpanii, ostatnia – to lata 1999-2000. Na przestrzeni niemalże dwudziestu lat obserwujemy dojrzewanie bohatera. Kuczok wykorzystuje formę powieści inicjacyjnej, szczególnie dużo miejsca poświęcając opisom erotycznych aspektów życia młodzieńca. Ich intensywność jest o tyle bogata, że rozgrywa się w otoczeniu, stylizowanych gdzieniegdzie na pierwotną gromadę, górali, których rozbuchana płciowość daje się we znaki narratorowi. Dość wspomnieć, że swój pierwszy raz przeżywa on z przypadkowo spotkaną Cyganką, podczas leśnej orgii, na którą niespodziewanie trafia przy okazji... grzybobrania („ o słodka niecnoto, rozprawiczyła mnie hucznie, treściwie, ekumenicznie, transgranicznie, multietnicznie”).

Z takich historii Kuczok układa „Spiski” i trzeba przyznać, że trudno nie ulec urokowi tych niezwykle zabawnych sprawozdań z okresu dojrzewania. Ich niezaprzeczalnym walorem jest pierwszorzędne poczucie humoru, w dużej mierze osiągane dzięki stylistycznej brawurze, którą szafuje autor. Dodajmy jednak – pozwalając sobie na pewną podejrzliwość – że od spisków niedaleko do popisów, w tym przypadku wyłącznie retorycznych. Łatwo dać się ponieść rytmowi tej znakomicie napisanej prozy, dryfując z uciechą po jej powierzchni. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że znakomita realizacja, pełna językowych fajerwerków, to zaledwie błyszczące opakowanie, w którym powraca „ten sam Kuczok”, drepczący w coraz bardziej „udeptanym” miejscu. Nie mogę również przestać myśleć o „Spiskach” w kategorii wielkiego żartu pisarza, który za przedmiot obiera swoje dotychczasowe obsesje, tym razem podane w tonacji „pół serio”.

Na pierwszy plan po raz kolejny wysuwa się historia relacji ojca i syna. Ponownie decydujący wpływ na jednostkę wywierają konwenanse rodzinne, ale też społeczno-polityczne. Najlepiej ilustruje to przypadek ojca, który nie może się odnaleźć po upadku komunizmu w 1989, zastygł bowiem w pozie zatwardziałego antykomunisty, który by żyć, musi krytykować. W ten sposób staje się on charakterystyczną i reprezentatywną dla sporej części polskiego społeczeństwa figurą, która nie może sobie znaleźć miejsca w nowej rzeczywistości. Zbyt radykalny był przeskok od komunizmu do kapitalizmu. Rodzajem reakcji obronnej jest przelanie całej pogardy, jaką żywiło się dla systemu, na rodzinę, która zapewnia o własnej wartości i pomaga zastygnąć w zhierarchizowanym modelu. W tym kontekście jako metaforyczną pochwałę destabilizacji odczytać można fragment poświęcony opisowi białczańskiej mgły, gdzie narrator wypowiada znamienne słowa: „Dezorientacja jest zbawieniem dla wszelkich podziałów; człowiek zdezorientowany pierwej zapyta, niż uderzy; człowiek pytający o drogę jest człowiekiem rozbrojonym, bezbronnym jak dziecko, nie masz ci zaś dziecka bardziej bezbronnego niźli to, które się we mgle zagubiło”.

Znowu mowa jest o ucieczce jako sposobie na autentyczność – temu służą samotnicze wypady narratora w Tatry, poszukiwanie przezeń przestrzeni izolacji. Góry fascynują go jako „najbezpieczniejsze ubocze świata”, gdzie dominuje harmonijny rytm życia, z dala od ludzi i rozmaitych form społecznej opresji... Tu przyroda, nawet w bardzo dosłowny sposób, broni się przed wpływem cywilizacji (przykładem niech będzie opowieść o tym, jak za wycinanie przez górali sprywatyzowanych lasów na krowę jednego z gospodarzy spada podhalańska plaga: kostniki – dopiero zaprzestanie procederu wycinki przywróci zaburzony rytm życia gromady). Ucieka również ojciec. Po separacji z żoną, odnajduje wielką ideę, której zamierza poświęcić resztę życia. W tym upatruję głównego źródła autorskiego żartu – ojciec bohatera podejmuje akcję tzw. „Wielkiej Korekty”, która polega na stwarzaniu znanych dzieł sztuki na nowo, dzięki czemu wydobyte na światło dzienne zostają przemilczane w nich dotąd wątki („I prostował na potęgę. Wcale zręcznym kompozycjom figuralnym nadawał cokolwiek znane tytuły, od »Panien z Awinionu«, które w jego wersji były impresjonistycznym zbliżeniem dwóch biedronek wspinających się po przeciwnych stronach źdźbła, po »Ostatnią wieczerzę«, w której już pojechał po bandzie, malując rozkładające się resztki zwłok dojadanych przez hieny”). Inną tego typu aktywnością ojca jest przerabianie wizerunków gotyckich krucyfiksów w taki sposób, by ukazać zasłonięte na nich Boskie genitalia (w planie symbolicznym powiedzielibyśmy tu o silnym uświadomieniu patriarchalnego modelu, który religia przypieczętowuje).

Praktyka artystyczna ojca – niespełnionego absolwenta ASP, polega więc na dekonstruowaniu wielkich narracji (jakże to bliskie samego Kuczoka!), której to misji oddaje się, rezygnując z domu rodzinnego. W kręgach artystycznych szybko zyskuje metkę „czołowego postmodernisty”, co przekłada się także na finansowe profity. Ojciec bohatera wpisuje się w bogaty w twórczości śląskiego pisarza poczet wyalienowanych odmieńców-artystów, odczuwających rzeczywistość na swój wrażliwy sposób (pomijam ze względu na podporządkowanie się prawom dowcipu psychologiczne prawdopodobieństwo takiego rozwiązania). Autor sugeruje zatem odpowiedź na pytanie, jak funkcjonować poza konwencją, która organizowała dotąd jednostkową percepcję – w sposób świadomy uczestniczyć w życiu zbiorowości, obnażając mechanizmy, które je konstytuują. To możliwość podana pół żartem, pół serio (ojciec ze swoim powołaniem przypomina raczej sympatycznego wariata), którą jednakowoż, jak sądzę, trudno jest przełożyć na życie wchodzącego w dorosłość głównego bohatera (pozostaje to w każdym razie kwestią otwartą). Stąd też moja wątpliwość. Młodzieniec wiąże się z opuszczoną przez męża góralką, matką kilkuletniego chłopca, zaś dalsze jego losy stają pod znakiem zapytania. Może poznamy je w kolejnych odsłonach jego przygód? Wszak sugeruje on możliwość kontynuowania opowieści: „Zapachniało życiem. Czas się zaczynał promienny, pogodny i żyzny w dalsze moje przygody, o których być może też kiedyś opowiem”).

Jeżeli więc miałbym wyartykułować swoją podejrzliwość względem powieści Kuczoka wprost: jest ona tyleż ciekawą, co figlarną próbą odpowiedzi na pytanie, jak dążyć do prawdy poza narzucanymi schematami; próbą jednak zbyt mało odważną w planie „serio”, sprowadzoną do poziomu żartu, autorską ucieczką w groteskę. Wszystko wskazuje na to, że dojrzewanie określa praktykę literacką Wojciecha Kuczoka. Czekajmy zatem, warto.
Wojciech Kuczok: "Spiski. Przygody tatrzańskie". Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2010 [seria: ...archipelagi...].