ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (171) / 2011

Karolina Kułakowska,

WIERSZE

A A A
Z cyklu pory roku (dla Jacka Wernera)
1.

Piętnasty sierpnia, koniec świata.
Nie zwracamy już uwagi – ziemia, słońce,
antysłońce.

Zamykam oczy, wychodzę bez pozwolenia. Jestem
obok, a jednak w środku. Czerwone plamy pulsują
nieregularnie wypełniając pustkę pod powieką.
To dziwne, nikt cię nie widział, nikt nie wyczuł,
choć wchodziłeś i mieszkałeś. Musiało być całkiem
przyjemnie, gdy znalazłeś gruczoł i wypijałeś co łaska.
Wciąż zdarzają się zachody popiołem. Nocą w radio
biorą nas na języki razem z Maggot Brain,
a później dyskretnie wypluwają.

Piętnasty sierpnia, koniec świata.
Deszcz moczy stopy, uświęca trawę.


2.

dla J.K.

Wiosna, wiatr dmucha w butelki. Zielone
torsy pod stopami pojawiają się i rozpływają.
Twój kształt jest równie rozmyty, jak mój,

gdybyśmy założyli obce peruki i rękawiczki,
to moglibyśmy kochać się z kimś innym. Zupełnie
otwarci i niezupełnie nadzy.

Wiatr dmucha w butelki, zalicza kolejną;
trafiona - brzemienna, zatopiona w mule.

3.

Tak, pierwsze przymrozki, a ciepło rozchodzi się
po kościach. Pamiętamy jeszcze szybkie przypływy
i odpływy krwi. A tu znowu śnieg lepi się do szyb,

karp do talerza, a duchy wychodzą na drogę
i modlą się do bieli. Tak, znalazłam miejsce, gdzie
doznaję cudu, nie tracąc przy tym grzeszności,

gdzie skrapla się miłość, nadzieja i śmierć. Od dziś
ustawiamy się awersami, badamy wszystkie znaki
na niebie i ciałach. Tak, teraz jesteś królem,

a ja tylko damą, więc już na starcie wygrywasz
śniegową koronę. O resztę rzucamy zwęglonymi ośćmi.


4.

Od rana białe wino, mój drogi, a później kobiety,
które robią z ciał cmentarze i lubią schodzić się
na naszej ulicy. Jej piersi, jego twarde pośladki

w obiektywie. Możemy pozwolić, by wypłowiały
zgodnie z czasem, bądź zrobić z nich większy lub
mniejszy pożytek. Od rana białe chmury w oknach,

później witraże z czerwonych liści klonu. Między
Bogiem a prawdą robi się patriotycznie, nawet,
gdy umierają w nadmiarze mężczyźni – przyszli,
łapczywie wzięli, co chcieli i poszli w siną skórę
.
Od rana wino, nektar i miód, aż zaczynają nas boleć
kubki smakowe na końcach języków.


sierpień - wrzesień 2010