ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (176) / 2011

Magdalena Kłosińska,

FATUM, FLIRT I FRAGMENT

A A A
W jednym ze swoich listów do córki Francis Scott Fitzgerald stwierdza, że najlepszą odpowiedź na pytanie o to, czy w sztuce większym osiągnięciem jest stworzyć nową formę, czy udoskonalić starą, dał Picasso Gertrudzie Stein, mówiąc: człowiek coś wymyśli, a potem ktoś inny zrobi to samo, tylko o wiele ładniej. Bez wątpienia najnowszy film Woody’ego Allena, „Poznasz przystojnego bruneta”, jest realizacją tej dewizy.

Choć motyw Kasandry wydaje się wykorzystany w kulturze na wszelkie możliwe sposoby, wręcz wyeksploatowany, to jednak należy do tych, które od dawna szczególnie intrygują reżysera. Po takich obrazach, jak „Jej wysokość Afrodyta”, gdzie postać wyroczni ukazana zostaje wprost i to nawet w ramach greckiego proscenium, i „Śnie Kasandry”, który umieszcza sławną córkę Priama implicite w tytule, Allen prezentuje widzowi następną, nowatorską wariację na ten temat. Obok głównych bohaterów – Alfiego (Anthony Hopkins) i Heleny (Gemma Jones) Shebritchów oraz Roya (Josh Brolin) i Sally (Naomi Watts) Channingów – reżyser stawia niepozorną starszą panią, Cristal Delgiorno (Pauline Collins), która posiada (szarlatański) dar widzenia przyszłości. Zgodnie z przekazem mitologii greckiej, nikt nie wierzył w przepowiednie Kasandry i nikt też nie słuchał jej nawoływań, przez co nie udało się zapobiec upadkowi Troi. Podobnie dzieje się w filmie nowojorskiego reżysera: zdradzona przez przeżywającego kryzys wieku średniego męża Helena staje się jedyną wierną słuchaczką przepowiedni Cristal. Za pomocą tego drobnego, w zasadzie niezauważanego faktu – związanego z tym, że nikt nie słucha Wyroczni – Allen wnikliwie przedstawia wewnętrzne przeżycia swoich bohaterów i ich powolny upadek moralny, który oczywiście nie byłby tak dosadny, gdyby nie stały i niezmienny komentarz narratora w tle.

W warstwie fabularnej widz dostrzeże znakomite psychologiczne portrety bohaterów. Co najbardziej ujmujące, nie są to postacie nowe, ale właśnie te same, ukochane wręcz przez reżysera: Roy – do którego mogłaby przylgnąć niejedna etykietka – niespełniony pisarz o wybujałych ambicjach, które są tylko błahą mrzonką jego umysłu, czy też może pisarz nie tyle przeżywający zaawansowane stadium „kryzysu pisarskiego”, co nieposiadający talentu, zwanego potencjałem artysty; Sally – niespełniona żona, kobieta o aspiracji „bycia kochanką”; rodzice Sally – Alfie i Helena – małżeństwo przeżywające kryzys nieodwracalny; wreszcie centralna postać zdarzeń i komentarzy – Cristal Delgiorno, paradoksalnie nieusiłująca przestrzec bohaterów przed błędami i życiową katastrofą (to zadanie przejęła Helena), lecz diagnozująca za sprawą swoich wizji następstwa wydarzeń przyszłości.

Konstrukcja filmu przywodzi na myśl fragmentaryczny epos Allena o sobie samym. Dochodzi tu bowiem do głosu znany z wcześniejszych dokonań twórca – hipochondryk, lękający się tego, czego nie można do końca przewidzieć, mówiący o swoich niespełnieniach i neurotycznych fobiach. Wprowadzenie postaci Cristal jest wyraźnym sygnałem, że – paradoksalnie – to nie związki, namiętności, pożądanie czy zdrada stanowią stricte „allenowski” pierwiastek, lecz fatum w osobie tej, a nie innej kobiety. W tym miejscu nasuwa się pytanie: jak inaczej miałby Allen oddać siebie w tym intymnym wyznaniu, jeśli nie właśnie przez fragmentaryczność? Jak powiadał Roland Barthes, w rzeczywistości niektóre fragmenty to prawdziwe początki opowieści; jakaś historia zaczyna się rodzić i natychmiast jest przerywana, po napisanym początku pojawiają się pytania: dlaczego tego nie ciągnąć dalej? Dlaczego nie prawdziwa biografia? Dlaczego nie prawdziwa fabuła?

Allen w przebiegły sposób igra z widzem. To właśnie z fragmentu rodzi się u niego fabuła, której zakończenia można się domyślić: Roy zdradzi wkrótce Sally z intrygującą kobietą pojawiającą się zawsze w czerwieni, kolorze pożądania, Sally zaprzepaści szansę na romans z tajemniczym brunetem, a Alfie zrozumie więź, która łączyła go z żoną, wtedy, kiedy ją utraci. W centrum konstrukcji nadal jednak pozostaje fragment, który wzmaga suspens. W samym określeniu „być może nastąpi” tkwi ukryta fragmentaryczność, która odnosi się bezpośrednio do samego reżysera. Wszak Allen od dłuższego czasu w swoich filmach flirtuje zarówno z widzem (poruszając kwestie związków, seksualności i miłości), jak i z samym sobą (poruszając, fragment po fragmencie, discours amoureux). Drugi z wątków może się wydawać nieprzedstawiony, niedokończony, nie dlatego jednak, że jest wstydliwy, ale dlatego, że miłosny dyskurs znajduje się pomiędzy; brakuje mu możliwości wysłowienia „dosłownie”. Stąd Allen zdaje się nieuchronnie wołać do widza: jesteś w moim dyskursie, ale nie jako jedna z fobii, lecz czujna placówka nasłuchu. Zgodne jest to z myślą Barthes’a. Można stawiać cudzysłowy przy własnym nazwisku, można symulować poruszenia dyskursu, można traktować siebie jako postać w jego obrębie, oddawać się demonom języka i mnożyć cytaty, ale i tak w ostatecznym rozrachunku chodzi wyłącznie o ratunek, który przychodzi stamtąd, czyli z obszaru odbiorcy, słuchacza, widza i czytelnika; wszak to „ten niemowa” sankcjonuje radykalną ciągłość fabuły w owej fragmentarycznej nieciągłości. No właśnie, lecz do kogo zwraca się Allen? Czy za i w miłosnym dyskursie fabuły jego filmu stoi Woody Allen czy „Woody Allen”?

Odpowiedź nie może być jednoznaczna, ponieważ w założeniu również jest fragmentaryczna. Ten sposób eksplikacji dyskursu miłosnego w filmie „Poznasz przystojnego bruneta” wiąże się ze stylem komunikowania ukrytym wewnątrz fabuły, będącym synonimem przestrzeni opanowanej i przeżywanej. W związku z tym zarówno kulturowo chłodni Londyńczycy, jak i sam Londyn odsłaniają tutaj swoje nowe oblicze.

W tym momencie monolog otwierający film Allena, rozpoczęty cytatem z tego, który zdefiniował miłość i pożądanie oraz nauczył Anglików wyrażać uczucia, czyli z nikogo innego jak Williama Shakespeare’a, jest sygnałem pozszywanej z fragmentów całości filmowego obrazu. Rapsodyczna cytacja –„Life is full of sound and fury” – dopasowuje się, jest idealną przepowiednią, sposobem reżysera na ucieczkę przed stereotypem i doksą, nawet jeśli widz od dawna może być spokojny, wiedząc, że przecież Allenowi nie grożą żadne stereotypy. Najnowszy film twórcy rozbrzmiewa i pozostawia widza z pogłosem i w pogłosie Barthes’owskim, gdzie – jako trybik maszynerii miłosnej podmiotowości – słowo i obraz brzmią boleśnie w uczuciowej świadomości z Allenowską pointą.
„Poznasz przystojnego bruneta” („You Will Meet a Tall Dark Stranger”). Scen. i reż.: Woody Allen. Obsada: Anthony Hopkins, Gemma Jones, Naomi Watts, Josh Brolin, Pauline Collins, Antonio Banderas. Gatunek: komediodramat. Produkcja: Hiszpania / USA 2011, 98 min.