ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (183-184) / 2011

Adrian Mrówka,

BEZMYŚLNOŚĆ. WŁÓCZĘGA I KRÓL

A A A
Bezmyślność sama w sobie nie istnieje. Nie ma wypowiedzi i czynów, które same przez się bezmyślne by były. To, co bezmyślne, zawsze regulowane jest przez to, co przemyślane. Jeśli można założyć, że bezmyślność definiowana jest na potrzeby przemyślanego, to równie dobrze należy przyjąć, że to, co przemyślane, powstaje dzięki bezmyślnemu. Linia konstytutywna dla „przemyślanego”, hipotetycznie sugerując, mogłaby wobec tego przebiegać następująco: od „bezmyślnego” przez to, co „do pomyślenia”, aż w końcu do samego „przemyślanego”. Zakres bezmyślnego byłby zatem początkową fazą procesu stawania się przemyślanego jako takiego. Miałby charakter chaosu, w obrębie którego wybierane są punkty strategiczne, na podstawie których zaczyna być produkowany ład, ciąg aksjomatów myślowych. Chaos natomiast, jak dyktuje logika porządku, byłby tym, czego trzeba się pozbyć. Tam, gdzie obowiązuje porządek – jak wiadomo – miejsca na chaos nie ma. Chaos w obrębie porządku? Rzecz niepożądana! Powód do wytworzenia się nerwicy. Rewolucja, zagłada.

Bezmyślność musi ulec odrzuceniu, by mogło powstać to, co przemyślane. Sam proces stawania się przemyślanego nie może zrezygnować z mechaniki różnicowania. Bezmyślność jest tym, co należy wyeliminować, aby móc dyskutować o jakiejkolwiek mądrości. Mechanika różnicowania zakłada serie eliminacji, które rządzą się konsekwencją przemyślanych segregacji. Bezmyślne musi istnieć na zewnątrz przemyślanego, ponieważ w przeciwnym razie samo przemyślane nie zdobędzie statusu „czystości”. Bezmyślne musi też być nazwane po to, by przemyślane mogło się usamodzielnić, uszlachetnić.

Każde przemyślane może zmienić się w bezmyślne pod wpływem zmiany punktu oglądu. Znaczące (signifiant), które staje się znaczonym (signifié), jest tym samym, co przemyślane stające się bezmyślnym. Procedury wartościowania i nazywania należą do przemyślanego. To przemyślane tworzy bezmyślne. Bezmyślne natomiast może stać się przemyślanym wówczas, gdy „jakieś inne” przemyślane nada mu wartość przemyślanego. Przemyślanych i bezmyślnych – wbrew tendencjom centralizującym – jest wiele.

Gilles Deleuze i Félix Guattari piszą o dwóch naukach. Po lekturze „Traktatu o nomadologii: maszyny wojennej”, oczywiście na „swój sposób” przeczytanej, mogę przyjąć, że pierwsza nauka bierze drugą za bezmyślną. Druga względem pierwszej zawsze pozostaje na zewnątrz. Nauka królewska, jako ta pierwsza, charakteryzuje się tworzeniem praw, stałości, wieczności, homogeniczności. Tworzy struktury. Wyznacza centrum, by oznakować marginesy. Rozdaje przywileje, przydziela role pierwszo- i drugoplanowe, aż w końcu swoim „przemyślanym” rozporządza tym, co „bezmyślne”. Bezmyślność chce zachowywać jako bezmyślność, aby przemyślane mogła traktować jako przemyślane koronne.

Deleuze i Guattari powiadają, że domeną nauki królewskiej jest reprodukcja, iteracja, reiteracja. Zakładam, że nauka królewska odrzuca wszelaką bezmyślność, lecz bezmyślność rozumianą jaką tą, którą sama za bezmyślność uznaje. Tylko w ten sposób ujęte przez nią to, co bezmyślne, godne jest deprecjacji, anihilacji. Nauka królewska nieufnie dodatkowo podchodzi do tego, co zaczyna być do pomyślenia. Kieruje się zasadą, że to, co jest (już) do pomyślenia, nie jest (jeszcze) czymś przemyślanym. Obawia się podstępu: zawoalowanej treści bezmyślnego, która może jawić się za tym, co daje się pomyśleć.

Nauka nomadyczna, ta druga, nie wybiera form, lecz siły. Interesuje się zmiennością, heterogenicznością, rozrzuceniem. Każde zagadnienie traktuje nie jako esencję, lecz jako zdarzenie. Skupia się na kroczeniu, marszrucie. Deleuze i Guattari uczą, że kroczenie nie jest tym samym, co reprodukcja. Przekonują, że kroczy się w celu odnajdywania osobliwości, a nie po to, by ustalać formy. Tak rozumiana nauka otwierałaby się na to, co „poza”. W tym, co zewnętrzne, nie widziałaby maszyny wojennej, bezpośredniego zagrożenia. Byłaby zatem odwrotnością nauki królewskiej jako tej, która zewnętrze pojmuje w postaci reprezentacji wielości, wtargnięcia, metamorfoz: czegoś niebezpiecznego, bo „nie-swojego”.

Nauka nomadyczna dla nauki królewskiej funkcjonuje jako maszyna wojenna, z kolei ta pierwsza tej drugiej nie traktuje w podobny sposób. Bezmyślnego i przemyślanego nie tłumaczy również jako form, lecz jako zdarzenia: wynik starcia się sił, relację silniejszego i słabszego. Pozwala jej to nie pytać o istotę, ale o przygodność. Tym sposobem, jak łatwo się domyślić, bezmyślne dla nauki nomadycznej może okazać się przemyślanym, a przemyślane – bezmyślnym.

Królestwo opiera się na stabilnej konstrukcji, posiada hierarchię. Nie ma w nim miejsca dla tego, co nie spełnia wymogów prawa. Role królewskiego więźnia, błazna, niewolnika, kozła ofiarnego i innych – o czym świadczy jego struktura – muszą być obsadzone. Tkwienie na marginesie tego, co jest wnętrzem, powinno obowiązkowo zostać komuś przyznane. Istnieje również alternatywa ewentualnego wykluczenia z dyskursu, a więc opuszczenie bram królestwa, wygnanie. Ten ostatni przykład, niemniej tylko w przypadku dalszego funkcjonowania według reguł królestwa, jest zabójczy. Wygnanie mimo wszystko, co wydaje się paradoksem, może świadczyć o uzyskaniu innego życia, innej tożsamości, a także o przywileju korzystania z innego dyskursu, z wielości języków. Zostanie banitą świadczyłoby o niezerwaniu z porządkiem królestwa i o ciągłym byciu oznaczonym przez jego prawo. Odrzucenie królewskiego dyskursu pozwoliłoby natomiast stać się nie banitą, ale obieżyświatem, obserwatorem, kolekcjonerem. Przyjęcie perspektywy nomady gwarantowałoby wolność oraz niezależność dogmatyczną. Dawałoby mnogość możliwości, przynosiłoby ratunek wyrzutkom. Aż w końcu rezygnowałoby z życia utratą, bo wybierałoby czerpanie zysków z życia.

Pouczenie Deleuze’a i Guattariego umożliwia wyrwanie się spod oznakowania nauki królewskiej. Pomaga zrzucić łańcuch, który określa horyzonty możliwości (prze)myślenia. Nauka nomadyczna, co sobie nad wyraz cenię, nie rozkazuje, a daje wolny wybór. Nie żąda, tylko zwalnia z obowiązku służenia. Nie projektuje, lecz produkuje. Nie nakazuje realizować, ponieważ zezwala tworzyć na swój własny rachunek.

Każdy „jakoś” myśli. Nie ma ludzi bezmyślnych. W świecie królestwa, przestrzeni mocy znaczącego (signifiant), władca i jemu bliscy znajdują jednak takich, którzy za bezmyślnych muszą uchodzić. Zostają oni naznaczeni bezmyślnością metodą przemocy, jaką posługują się posiadacze symbolicznego przemyślanego. Naznaczonym pozostaje więc albo tkwienie w pozycji bezmyślnych, pełnienie roli idiotów, albo dokonanie znaczącego „od-znaczenia” oraz następujące po tym obranie filozofii niezależnego włóczenia się: afirmatywnego i wyzbytego kompleksu resentymentu.