ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (60) / 2006

Anna Seweryn,

FILOZOFIA GASTRYCZNYCH ZWROTÓW

A A A
„Może zdarzyć się, drogi mój przyjacielu czytelniku, że jesteś kobietą. Nie martw się, proszę, takie rzeczy się zdarzają” (s. 18). Otóż zdarzyło się – cóż począć? Wyzwanie zostało rzucone, podnoszę rękawicę i wkraczam – choć z lekkim niepokojem – na teren pola walki. Uzbrojona w wiedzę o autorze, z orężem namysłu nad „Cząstkami elementarnymi” i „Platformą” zaczynam czuć się coraz pewniej. A potem następuje już tylko ciąg zaskoczeń, które wytracają mnie z przekonania, iż znam przeciwnika.

W czasach zdominowanych przez nieustanną konieczność „przypodobania się” narrator proponuje nam model literatury, która rzekomo nie ma uwodzić: „Moim celem nie jest oczarowanie was subtelnymi uwagami psychologicznymi. Nie dążę do tego, żeby wyrwać z was okrzyki zachwytu nad moją finezją i poczuciem humoru” (s. 18). Świat, w którym relacje międzyludzkie stają się niemożliwe, a wszelkie kontakty przypominają transakcje oparte jedynie na wymianie informacji, wymaga stworzenia nowego gatunku powieści, ponieważ „jesteśmy daleko od ‘Wichrowych Wzgórz’, delikatnie mówiąc. Forma powieściowa nie jest jeszcze gotowa, by opisać obojętność i nicość; trzeba by wymyślić bardziej bezbarwny sposób wyrazu, bardziej zwięzły i bardziej monotonny” (s. 46-47). Debiut Houellebecqa (wydany we Francji w 1994 roku) staje się realizacją takiego właśnie projektu. Fabuła przebiega w rytmie egzystencjalnej czkawki – epizody wyrzucane są z drażniącą łatwością, bez żadnego konsekwentnego umotywowania. Czasami autor więcej zapowiada, niż realizuje. Wprowadza odbiorcę w nieustanną grę zawiedzionych nadziei. Obnaża w ten sposób pewne czytelnicze przyzwyczajenia, które nie pozwalają dostrzec, gdzie autor zamieszcza „irytujące zmienne” (s. 24). Świadomie nie zostaje rozwinięty wątek związku homoseksualnego, a budowany sukcesywnie suspens (z próbą zasztyletowania w tle) kończy się zawieszeniem broni. Nawet tytułowa walka przyjmuje raczej formę biernego o(d)poru, a zmagania bohatera ze światem kończą się konstatacją, iż „cel życia jest chybiony” (s. 168) i jawi się jako zapiski na kartce, którą i tak wieczorem zgubimy. To hipnotyczny ciąg paralitycznych drgawek, które sprawiają, że egzystencja przypomina nieustanne oczekiwanie na nadejście ataku „choroby, „jakiejś bolesnej i ostatecznej katastrofy” (s. 15).

Wraz z Houellebecqiem wchodzimy w świat wydrążonych z emocji bohaterów: brzydkiej Catherine, która nie może zapomnieć o „pustce waginy” (s. 51); Jean-Yves’a, w którego sfunkcjonalizowanym życiu jedyny przejaw wolności polega na wyborze kolacji; Gérarda psychicznie wykończonego dylematami związanymi z zakupem łóżka (mebel ów staje się w powieści swoistą synekdochą seksualności jako systemu hierarchii społecznej); Tisseranda toczącego – jako „całkowite przeciwieństwo piękna” – bezustanne boje w poszukiwaniu miłości; wreszcie – Brigitte Bardot, która nigdy nie zrealizuje swoich marzeń – i to nie tylko dlatego, że patrząc na nią „porównanie do lochy narzucało się samo w sposób nieuchronny” (s. 95), lecz ze względu na pragnienie, by życie spełniało dokładnie scenariusz przez nią wymarzony. Postępująca redukcja elementów ludzkiego życia sprawia, że wszyscy bohaterowie są niczym postaci z bajek zwierzęcych. Ekstraktem tych wszystkich osób staje się narrator, który pragnie osiągnąć „głęboką jedność egzystencjalną, godną pozazdroszczenia tożsamość łączącą byt-w-świecie z bytem-w-sobie" (s. 12). Wszyscy oni zdają się być niczym szaleńcy z opisywanego szpitala, którzy „nie byli wcale obłąkani; brakowało im po prostu miłości” (s. 161).

Autor wystawia się również na ogień nienawiści różnych grup społecznych. Wyzwolone kobiety obrazują „nędzne popłuczyny po feminizmie” (s. 8), dentyści to kreatury, które wyrywają jak najwięcej zębów, by kupić sobie nowego mercedesa, a lekarze dokonują eutanazji, by zwiększyć wydolność szpitali. Specjalne miejsce w tej galerii postaci osobliwych zajmują psychoanalitycy, którzy atakują „najlepsze, nieco zagubione dziewczyny, by je przerobić na nikczemne dziwki o rozpasanym egocentryzmie, które mogą jedynie wzbudzać uzasadniony wstręt” (s. 111). Kreowana rzeczywistość społeczna, oparta na hegemonii „lukrowej” powierzchni i gorzkiego środka (dysonansu pozoru i „prawdziwości”), staje się niestrawna, można na nią reagować jedynie poprzez mdłości – stan drażniący, ale nieuchronny. W ten sposób człowiek wprowadzony zostaje na pole walki, z którego jedyna ucieczka prowadzi przez samotność, świadomą ucieczkę w chorobę czy przemożne znudzenie.

Uczucie absolutnej pustki, nuda, cierpienie, życie jako stan oczekiwania na śmierć... Wszystkie te elementy znane są literaturze od wieków i niczym odkrywczym jest pisanie o tym, że „wszystko jest absolutnie przechlapane” (s. 46). Dlaczego więc sięgnąć po kolejną książkę, która o tym właśnie opowiada? „Poszerzenie pola walki” to ważny przypis do późniejszej twórczości pisarza, który – kreując bohaterów kolejnych powieści – przechodzi literacką metamorfozę: od masturbacji (gestów leniwych, pustych, bezproduktywnych) do panseksualizmu (nerwowej szarpaniny i narcystycznych popisów). Gdzieś po drodze gubi się jednak Houellebecq – ironista; Houellebecq swobodnie operujący różnymi stylami (od urzędowego po powiastkę dydaktyczną); Houellebecq, który woli opisywać życie „doskonale krótkie i puste zarazem” (s. 52), niż gloryfikować hedonizm; Houellebecq refleksyjny, stwierdzający, że „czujny analityk różni się od opowiadacza banialuk” (s. 103); Houellebecq-romantyk, dla którego „pojęcie miłości, choć ontologicznie kruche, zachowuje lub zachowywało do niedawna wszelkie atrybuty zadziwiającej mocy operacyjnej” (s. 101).

Nagle stało mi się obojętne, że nie jestem nowoczesna.....
Michel Houellebecq: „Poszerzenie pola walki”. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2005.