ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (194) / 2012

Daria Bruszewska,

KSIĄŻKA DOBRZE RO(C)KUJĄCA

A A A
Zmiany w paradygmacie mówienia o kulturze popularnej zaczynają być widoczne gołym okiem. Coraz rzadziej trafiają do czytelniczych rąk apokaliptyczne wizje upadku kultury wysokiej, który to upadek spowodować ma zalew prymitywnych treści. A od owych prymitywnych treści, zdają się grzmieć najbardziej konserwatywni badacze, najlepiej przecież trzymać się z daleka. Gdańska „Oficynka” po raz kolejny udowadnia jednak, że na polskim rynku wydawniczym jest miejsce dla publikacji podejmujących refleksję nad popkulturą, ale także, co cieszy dalece bardziej, że zjawiska jej przynależne można opisywać z perspektywy uczestnika. Seria „pop”, którą zainaugurowała książka Mariusza Czubaja „Etnolog w Mieście Grzechu”, może poszczycić się kolejną publikacją godną uwagi. „Rewolucja rocka”, autorstwa Marcina Rychlewskiego to pozycja obowiązkowa dla każdego, komu właśnie rock w duszy gra.

Rychlewski, jak na wnikliwego badacza przystało, odnotowuje w swojej publikacji wszystkie, najważniejsze dla opisywanego przez siebie gatunku, aspekty. Podtytuł książki „Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy” nie wyczerpuje zagadnień, jakimi zajmuje się poznański badacz. Wydaje się bowiem, że choć między wersami „Rewolucji rocka” można wyczytać postulat, by refleksji nareszcie poddać także estetykę rocka, jego semiotyczne uwikłania i cechy charakterystyczne, to jednak Rychlewski nie ogranicza się wyłącznie do tych aspektów.

Istotną zaletą „Rewolucji rocka” jest fakt, że autor nie boi się polemizowania z pewnymi, utartymi już, tezami i paradoksami rocka. Czyni to książkę propozycją otwartą na dyskusje. Tym bardziej, że – co warto odnotować – Rychlewski, dostrzegając wewnętrzne zróżnicowanie kultury rockowej, wydaje się daleki od jednoznacznych i kategorycznych ocen zjawiska.

Refleksji nad specyficznymi cechami opisywanego gatunku towarzyszy namysł nad nośnikami, dzięki którym obcujemy z rockiem. Rychlewski poddaje analizie przemiany w muzyce, które warunkowane były postępem technologicznym i pojawianiem się na rynku kolejnych, coraz to bardziej wyrafinowanych środków przechowywania „pamięci elektronicznej”. Badacz zauważa, że format mp3 unieważnił obraz, a więc jeden z elementów składających się na to, co autor nazywa „nienaruszalną semiotyczną triadą”, a także sprawił, że „zmienił się styl odbioru muzyki (...) i sposób myślenia o niej” (s. 86). Odtwarzacz mp3, będący jednocześnie nośnikiem, wyposażył odbiorcę w nowe kompetencje i podważył znaczenie albumu jako spójnej, skończonej całości, będącej wynikiem koncepcji autora. Dziś to właśnie my, słuchacze, decydujemy o tym, w jakiej kolejności będziemy słuchać kolejnych utworów.

Niezwykle intrygującym elementem najnowszej publikacji Rychlewskiego jest próba umiejscowienia rocka w tradycji modernizmu. W poświęconym temu zagadnieniu rozdziale autor zręcznie żongluje licznymi przykładami, dowodzącymi, iż zarówno modernizm, jak i postmodernizm stanowić mogą perspektywę przydatną do zrozumienia istoty tego, czym jest muzyka rockowa i jakie odgrywa znaczenie we współczesnym świecie.

Ostatnia część książki wydaje się szczególnie interesująca, ponieważ eksponuje zmiany zachodzące w muzyce rockowej. Autor, doskonały obserwator i słuchacz, słusznie zauważa, że kultura rockowa jest dziś w stanie „stylistycznego i semiotycznego rozproszenia” (s. 215), co dość jednoznacznie umiejscawia ją w kontekście postmodernizmu, tym bardziej, że także sposób jej odbioru stał się znacznie bardziej „rozproszony”. Rychlewski stawia kilka trafnych tez w odniesieniu do najnowszej muzyki rockowej, a z pewnością mógłby postawić ich jeszcze więcej. Z tego powodu właśnie ten ostatni rozdział pozostawia czytelnika w poczuciu niedosytu. I dobrze, bo pozwala to mieć nadzieję na to, że wkrótce Rychlewski poczuje potrzebę wypowiedzenia się o sprawach, o których w „Rewolucji rocka” tylko wzmiankuje. Być może nastąpi to wtedy, gdy czas zweryfikuje doniosłość zachodzących dziś, na naszych oczach, przemian w muzyce popularnej.

Lektura „Rewolucji rocka” wydaje się obowiązkowa z dwóch powodów. Po pierwsze, nie jest wydarzeniem częstym obcowanie z polską publikacją dotyczącą rocka, która byłaby wypowiedzią pełną sympatii. Rychlewski bowiem, co warto odnotować, podejście ma iście fanowskie: doskonale porusza się w gąszczu dat, albumów, zespołów oraz gatunków i podgatunków, potrafi wskazać inspiracje oraz odniesienia i nigdy nie występuje w roli zrzędy, ubolewającego nad tym, że młodzież zamiast słuchać Chopina, wybiera Micka Jaggera. Drugim aspektem, który sprawia, że książka poznańskiego badacza jest fascynującym doświadczeniem czytelniczym, jest niekonwencjonalne podejście do przedmiotu badań. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że o muzyce rockowej mówi się najczęściej w odniesieniu do kontekstów społeczno-kulturowych. Tymczasem, propozycja Rychlewskiego wykracza poza te aspekty, idzie dalej, stając się dzięki temu wypowiedzią interdyscyplinarną, dowodząca, że badacz potrafi w zajmujący sposób mówić o tym, co wydaje nam się znane i oswojone.

Niewielka objętość książki jest jednocześnie jej wadą i zaletą. Wadą, ponieważ pozostawia pewien niedosyt, wywołuje w czytelniku potrzebę upomnienia się o uwzględnienie tego, co zostało pominięte – zwłaszcza wtedy, gdy odbiorcą jest fanka lub fan opisywanego gatunku. Z drugiej jednak strony, na pochwałę zasługuje umiejętność syntetyzowania, wyszukiwania najbardziej adekwatnych przykładów i dyscyplina w prowadzeniu wywodu. Rychlewski udowadnia „Rewolucją rocka”, że śmiało można zaliczać go do najważniejszych polskich badaczy podejmujących refleksję nad kulturą popularną.

W czasach, w których coraz częściej słyszy się o końcu rocka, książka Marcina Rychlewskiego, może być odczytywana jako swoista przestroga: nie marginalizujmy kultury rockowej, nie zapominajmy o jej znaczeniu i postarajmy się ją zbadać. Tym bardziej, że w uszach, zamiast proroctwa o śmierci rocka, powinna nam raczej brzmieć nadzieja sformułowana przez Leszka Bugajskiego: „po (...) okresie zastoju muzyka rockowa się podniesie, bo pewnie już gdzieś w garażu, może tym razem w Japonii, a może w Polsce (…), grupy chłopców już przygotowują się do ataku, już coś nagrywają, już czują, że powinni wrócić do surowego brzmienia pierwotnego rocka, który da się przetworzyć i wykorzystać do opowiedzenia o ich problemach, o ich życiowym bólu” (L. Bugajski: „Seks, druk i rock and roll. Zapiski z epoki recyklingu”. Warszawa 2006, s. 133.). Czy ktoś jeszcze nie wie „po co nam rock”?
Marcin Rychlewski: „Rewolucja rocka. Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy”. Wydawnictwo Oficynka. Gdańsk 2011 [seria: pop].