ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (194) / 2012

Grzegorz Krzymianowski,

CO NAM PO MORDERSTWIE?

A A A
„Każdy dzień, który udaje nam się przeżyć, to splot zbiegów okoliczności” – filozofuje inspektor Gunnardrand, jeden z głównych bohaterów „Mężczyzny w oknie”, zastanawiając się nad rozwiązaniem zagadki śmierci pewnego czerstwego i żywotnego starca. Ów zamordowany trzynastego w piątek delikwent miałby, jak widać, wszelkie powody, by być przesądnym, gdyby nie fakt, że znajduje się w położeniu, które zasadniczo nie sprzyja wyznawaniu żadnych teorii; ktoś mianowicie umieścił go w oknie wystawowym jego antykwariatu, z bagnetem wbitym w pierś i namalowanym na niej tajemniczym kodem. Taki właśnie punkt wyjścia obiera sobie norweski autor Kjell Ola Dahl do opowiedzenia kolejnej historii kryminalnej rodem ze Skandynawii, w której bebechach, na marginesie mówiąc, wbrew folderom reklamowym i zasadniczo dobrej opinii, jaką cieszy się ta część świata, muszą dziać się rzeczy straszne, skoro pochodzący z niej pisarze z takim zacietrzewieniem uśmiercają swoich bohaterów, by dać innym z nich, a przy okazji czytelnikowi, okazję do poznawania mrocznych prawd o swoich bliźnich.

Jak się dowiadujemy dzięki wprowadzeniu do kryminalnej intrygi „Mężczyzny w oknie”, denat, zanim osiągnął swój godny pożałowania stan, miał już sporo powodów do niezadowolenia. Był człowiekiem raczej konfliktowym i upartym, a jego życie małżeńskie charakteryzowało się pewną anomalią, która zwykle nie sprzyja nieskazitelnej harmonii; siedemdziesięciodziewięcioletni Reider Folke Jespersen posiadał bowiem grubo ponad dwadzieścia lat młodszą żonę, byłą, lecz dobrze zakonserwowaną tancerkę, ta zaś przysparzała mu trosk charakterystycznych dla zbyt długo trwających związków („Zastanawiał się, czy ta kobieta, z którą mieszkał i każdej nocy dzielił sypialnię, była tą samą kobietą, którą kiedyś miał nadzieję kochać”), a do tego, co piątek właśnie, z iście skandynawską skrupulatnością między 11.00 a 12.30 miała zwyczaj chadzać do pewnego młodego tancerza z powodów, które pozostawię do wyjaśnienia Państwa przenikliwości i znajomości życia. Z miejsca więc poznajemy osobę posiadającą zupełnie dobry interes w tym, by przyspieszyć kres życia ofiary. Zresztą dzięki szczegółowej ekspozycji, jaką autor funduje nam na początku powieści, szybko orientujemy się, że nie tylko świeżo upieczona wdówka znajduje się w kręgu podejrzanych. Kandydatów na stanowisko złoczyńców mamy tu bowiem całą gromadę – dwóch braci zamordowanego, jego syna, skonfliktowanego z byłym szefem pracownika, czy też kochanka żony – a każdy z nich wydaje się mieć interes w przyspieszeniu kontaktu starego Jespersena z czeredą obsługujących nasze życie pośmiertne istot, niezależnie od ich miejsca zatrudnienia.

Od razu trzeba powiedzieć, że „Mężczyzna w oknie” to kryminał bardzo porządny, starannie poprowadzony według reguł gatunkowej sztuki. Dahl dba o szczegół, funduje nam przegląd podejrzanych, z których żaden nie wydaje się na pierwszy rzut oka bardziej niewinny niż pozostali. Ten zabieg daje z kolei czytelnikowi doskonałą okazję, by pobawić się w detektywa, popróbować się z autorską przebiegłością i na własną rękę poszukać wskazówek, snuć domniemania i falsyfikować własne podejrzenia, co stanowi przecież jedną z istotniejszych frajd czytania podobnych historii. Walorem powieści Dahla jest też umiejętne szafowanie napięciem, przy czym, na szczęście, nie wziął on sobie zanadto do serca Hitchcockowskiego nakazu serwowania odbiorcy trzęsienia ziemi na samym początku, co zmusza zwykle autorów do pomnażania w fabule trupów i krwawych zbrodni, lecz na sposób bardziej tradycyjny rozwija intrygę płynnie, od czasu do czasu zawieszając akcję w szczególnie dramatycznym momencie, by następnie uchylić kolejną kurtynę odgradzającą nas od rozwikłania zagadki.

Dahl ma sympatyczną skłonność do realizmu i przestrzegania nakazów prawdopodobieństwa. Nie mnoży teorii spiskowych, nie epatuje rozwłóczonymi flakami kolejnych trupów, nie generuje scen w stylu gore. W tym sensie jest spadkobiercą tradycyjnego kryminału, w którym prowadzący dochodzenie musi używać nade wszystko intelektu, a nie uciekać się do swych przewag cielesnych – zagadka rozwiązywana jest w „Mężczyźnie w oknie” za pomocą dialogu, a nie strzelaniny. Wiele uwagi przykłada też autor do drobiazgowego odtwarzania miejsca zdarzeń. Komponuje scenografię swojej historii bardzo skrupulatnie, wręcz pedantycznie, tak że niekiedy można odnieść wrażenie, że wierzy w odwzorowanie realnego świata w skali jeden do jednego: „Kiedy otworzył drzwi, trzy głowy odwróciły się w jego stronę. Dwóch mężczyzn w poplamionych olejem kombinezonach siedziało przy stole ustawionym dłuższą krawędzią do ściany. Między nimi leżały kanapki i termos. Trzecia osoba, groźnie wyglądający mężczyzna z sumiastym wąsem, siedziała za biurkiem. Mężczyzna miał na głowie czapkę założoną daszkiem do tyłu”. Do tego, zgodnie ze współczesną modą na „odbrązawianie” herosów, rozwiązujący sprawę policjanci (a jest ich trzech) niewiele mają wspólnego z postaciami ulepionymi ze spiżu, nieugiętości i sarkazmu, każdy z nich natomiast targa za sobą garb swoich słabości i osobistych problemów, głównie z kobietami zresztą. Najwidoczniej taki już los współczesnego bohatera kryminałów, że poza rozsupływaniem tajemnic i łapaniem zabójców skazany jest jeszcze na borykanie się z własnymi wadami.

Wszystkie te walory sprawiają, że czyta się tę wcale nie najkrótszą powieść szybko i bez znużenia, tak jak powinno się czytać tego typu utwory. Jedynym problem, jaki pojawia się w związku z tą udaną przecież lekturą, jest pytanie: po co to w ogóle robić? Pytanie to nie dotyczy zresztą książki Dahla jako takiej. Powtórzmy to dla zupełnej jasności – w swojej kategorii „Mężczyzna w oknie” to rzecz naprawdę godna polecenia. To raczej problem całego gatunku – kryminał to zasadniczo literatura jednokrotnego użytku, do której się nie wraca, bowiem zwykle nie oferuje nic więcej – ba, nie ma najmniejszej ambicji, by to robić – poza intrygą i kilkoma godzinami rozrywki. Trudno wyobrazić sobie, żeby po zapoznaniu się z zagadką śmierci Jespersena ktoś sięgnął po „Mężczyznę w oknie” powtórnie, nie ma bowiem żadnych powodów, by to zrobić. Nie skłania do tego ani żadna z postaci, ani wyjątkowy sposób prowadzenia fabuły, ani choćby język, jakim Dahl operuje. Nie sposób uświadczyć tu choćby jednego zdania, które z osobna warte byłoby wynotowania, a styl, w jakim napisana jest całość, jest zgrabny i absolutnie do zapomnienia. Nie ma tu nawet mowy o autorskim wysiłku, by różnić się czymkolwiek od legionu innych bardzo sprawnych, bardzo rzetelnych i bardzo przeciętnych autorów podobnych historyjek.

Jasne, że się czepiam. Ostatecznie, patrząc na półki z bestsellerami, trzeba przecież przyznać, że gdyby nie gwałtowna kariera kryminału, literatura już dawno stoczyłaby się do rangi swoistego i nieco wstydliwego hobby, że gdyby nie historyjki woniejące trupem, to spotkanie kogoś, kto cokolwiek czyta, należałoby do wydarzeń z kategorii pomniejszych cudów. A tak wciąż jeszcze możemy się łudzić, że mimo wzrastającej liczby alternatyw spędzania tak zwanego wolnego czasu, literatura jakoś się trzyma. Ale właśnie w kontekście pytania o jej przyszłość zagadnienie, czy warto w ogóle czytać kryminały – w każdym razie kryminały, które w najmniejszym stopniu nie wychodzą poza swą konwencję – wydaje się istotne. Nadrzędną funkcją literatury nie jest bowiem opowiadanie historyjek, ale opowiadanie życia – tłumaczenie go, przeciwstawianie się mu, próba jego zrozumienia. Nie znaczy to oczywiście, że literatura nie może być zajmująca, że ma zrezygnować z fundamentu interesującej historii – ale nie powinna ograniczać się do opowieści, do intrygi, nie powinna degradować się do roli czystej rozrywki. W tej kategorii konkurencja jest bowiem zbyt silna i wyniszczająca i nie wydaje się, by na dłuższą metę książka mogła wytrzymać tempo tego wyścigu na przyciąganie uwagi odbiorcy. Kryminał nie ocali literatury, a ta ostatnia nie przetrwa jako jedna z rozrywek, chyba że pogodzi się nie tylko ze swym malejącym zasięgiem, ale i z marginalizującym się statusem. Ale jeśli już ma być zajęciem niszowym, to czy nie lepiej, by próbowała parać się zagadnieniami istotniejszymi niż rozwiązywanie zagadki śmierci kolejnego delikwenta?
Kjell Ola Dahl: "Mężczyzna w oknie". Przeł. Milena Skoczko. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2011 [seria: Ze strachem].