ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (196) / 2012

Przemysław Pieniążek,

GRA POZORÓW

A A A
David John Moore Cornwell, lepiej znany jako John le Carré, od lat cieszy się renomą autora bestsellerowych powieści szpiegowskich, swoim poziomem dalece wykraczających poza rozrywkę sensu stricto. Angielski pisarz temat wywiadowczych zmagań zna bowiem z autopsji, wszak na początku lat pięćdziesiątych pracował w austriackim oddziale MI5 (brytyjski kontrwywiad), a w latach 1959-1964 w MI6 (wywiad zagraniczny). Kiedy podwójny agent Kim Philby zdemaskował zawodową tożsamość Cornwella, ten ostatecznie przeszedł w stan spoczynku, całkowicie poświęcając się literaturze. Odwołując się do osobistych doświadczeń, John le Carré uczynił ze swojej prozy beletrystyczne narzędzie z zimną precyzją obnażające ambiwalentne z moralnego punktu widzenia działania służb wywiadowczych, wpisując je w uniwersalny kontekst refleksji na temat niedoskonałości ludzkiej natury.

Demaskując kryzys zachodniej demokracji oraz dysfunkcję politycznych organów powołanych do jej obrony, brytyjski pisarz przekształca kameralne, choć niewątpliwie emocjonujące fabuły (świadomie pozostające w opozycji do jednowymiarowych, stricte sensacyjnych historii Iana Fleminga) w metaforyczne opowieści ilustrujące niską kondycję relacji międzyludzkich, obfitujących w mniej lub bardziej spektakularne gry pozorów, kłamstwa oraz zdrady. Jako kontynuator literackiej tradycji Grahama Greene’a oraz Josepha Conrada le Carré powołuje do życia galerię wyrazistych, wiarygodnych pod względem psychologicznym bohaterów, stawiając ich w obliczu etycznych paradoksów, ukazywanych między innymi na tle zimnowojennego wyścigu zbrojeń, konfliktu izraelsko-palestyńskiego, międzynarodowego handlu bronią czy amoralnych praktyk wielkich koncernów farmaceutycznych.

Dramaturgiczny potencjał prozy Johna le Carré, z miejsca dostrzeżony przez emisariuszy X muzy, nie zawsze przekładał się na artystyczny sukces jej telewizyjnych oraz kinowych adaptacji, w których gronie znalazły się pozycje słabsze („Mała doboszka” George’a Roya Hilla), zupełnie przyzwoite („Wydział Rosja” Freda Schepisi, „Krawiec z Panamy” Johna Boormana) oraz wyjątkowo udane („Wierny ogrodnik” Fernando Meirellesa). Do tej ostatniej kategorii należy także najnowsza ekranizacja opublikowanej w 1974 roku powieści „Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg”. Zbeletryzowana analiza śledztwa prowadzonego przed laty w sprawie „kreciej” działalności Kima Philby’ego posłużyła w 1979 roku za kanwę miniserialu stacji BBC z Alekiem Guinnessem w roli George’a Smileya, alter ego autora książki. Do kameralnego, operującego sugestywną atmosferą formatu telewizyjnej produkcji nawiązuje także kinowa adaptacja powieści w reżyserii Tomasa Alfredsona.

Fabuła anglojęzycznego debiutu szwedzkiego filmowca (mającego w swoim dorobku „Pozwól mi wejść”, nagradzaną ekranizację książki Johna Ajvide Lindqvista) koncentruje się na śledztwie prowadzonym przez Smileya (Gary Oldman), emerytowanego funkcjonariusza MI6, starającego się ustalić tożsamość pracującego dla Rosjan podwójnego agenta, którym najprawdopodobniej jest jeden z wysoko postawionych pracowników dawnego zespołu dowodzonego przez „Kontrolera” (John Hurt). Kalejdoskopowa zmienność czasu i miejsca akcji sprzyja Alfredsonowi w budowaniu atmosfery subtelnego napięcia oraz niepewności towarzyszącej bohaterowi na kolejnych etapach dochodzenia, w którym na ławie podejrzanych zasiadają Percy Alleline (Toby Jones), Roy Bland (Ciarán Hinds), Toby Esterhase (David Dencik) oraz Bill Haydon (Colin Firth). Pozbawione scen pościgów, eksplozji czy efektownych strzelanin dzieło Alfredsona, podobnie jak „Ósma strona” Davida Hare’a (2011), neguje bondowski paradygmat kina szpiegowskiego, urzekając nieśpiesznym, a jednocześnie z miejsca przykuwającym uwagę stylem narracji, w którym estetyczna asceza świetnie ilustruje demaskatorski, a jednocześnie egzystencjalny wymiar dzieła, zrealizowanego na kanwie nominowanego do Oscara skryptu autorstwa Petera Straughana oraz Bridget O’Connor, której pamięci film został poświęcony.

Uniwersum „Szpiega” to klaustrofobiczna przestrzeń alienacji, w której snują się zmęczeni, pozbawieni złudzeń (a często także patriotycznych ideałów) samotnicy o zredukowanej emocjonalności i niskim (wręcz minimalnym) stopniu zaufania względem innych. Jest to pole wielostronnej walki, w której przetrwanie zapewniają analityczny umysł, twardy charakter, chłodna kalkulacja, zmysł manipulacji oraz bezwzględne wykorzystanie każdej, choćby najmniejszej słabości przeciwnika. Doskonałym tego przykładem jest znaczący epizod poświęcony uczuciowym perypetiom agenta Rickiego Tarra (Tom Hardy) oraz – mocno zmieniony w stosunku do książkowego oryginału – wątek dotyczący trzymanego w największej tajemnicy homoseksualnego związku wywiadowcy Petera Guillama (Benedict Cumberbatch). Oba motywy jednoznacznie sugerują, że w bezkompromisowej walce o dominację w świecie ułudy oraz usankcjonowanego kłamstwa sfera uczuć lub seksualności może zostać wykorzystana jako potężne narzędzie kontroli i wymuszania posłuszeństwa.

Realizowany w plenerach północnego Londynu film Alfredsona z powodzeniem oddaje ponurą atmosferę zimnowojennej codzienności dzięki realistycznym lokacjom, takim jak przesycone surowością, mrokiem i papierosowym dymem wnętrze siedziby służb wywiadowczych oraz mieszkania bohaterów. Duża w tym zasługa scenografki Marii Djurkovic, mającej w dorobku pracę na planie „Godzin” Stephena Daldry’ego. Nie dziwi więc, że nastrojowa sceneria oraz zdjęcia autorstwa Hoyte Van Hoytemy (szwajcarskiego operatora odpowiedzialnego m.in. za oprawę wizualną „Fightera” Davida O. Russella), wykorzystujące wszelkie odcienie szarości i brązu, nadają „Szpiegowi” prawdziwie noirowy posmak. Gęste, pełne narracyjno-emocjonalnych niuansów dzieło Alfredsona (według producenta Tima Bevana w warstwie estetycznej nawiązujące do „Konformisty” Bernardo Bertolucciego oraz „Rozmowy” Francisa Forda Coppoli) na długo pozostaje w pamięci widza także za sprawą świetnych kreacji aktorskich.

Nominowany do Oscara Gary Oldman doskonale sprawdził się w roli niepozornego, mającego już za sobą najlepsze lata, „podtatusiałego” agenta (na potrzeby roli aktor zafundował sobie wysokokaloryczną dietę oraz farbowanie włosów), będącego jednak niezłomnym i niezwykle skutecznym mistrzem dedukcji. Pod pozornie zastygłym, melancholijnym obliczem Smiley skrywa zarówno piekielną determinację, drapieżność oraz zdolność do okrucieństwa, jak i zmęczenie, żal oraz poczucie osamotnienia. Na uwagę zasługują także oszczędne, bezbłędnie korespondujące z nostalgicznym klimatem produkcji (przesyconej nominowaną do Oscara ilustracją muzyczną Alberto Iglesiasa) występy charyzmatycznego Johna Hurta (początkowo przymierzającego się do roli Smileya) oraz surowego w swej fizyczności Ciarána Hindsa, jak również podszyte niejednoznacznymi emocjami kreacje Marka Stronga, Colina Firtha, Davida Dencika oraz Toma Hardy’ego, z powodzeniem wykorzystującego wakat po Michaelu Fassbenderze. „Szpieg” to wysmakowane pod względem realizacyjnym kino sensacyjne ze spełnionymi ambicjami, które powinno przekonać do siebie nie tylko miłośników prozy Johna le Carré.
„Szpieg” („Tinker, Tailor, Soldier, Spy”). Reżyseria: Tomas Alfredson. Scenariusz: Bridget O’Connor, Peter Straughan. Obsada: Gary Oldman, Colin Firth, Tom Hardy, John Hurt, Toby Jones, Mark Strong, Benedict Cumberbatch, Ciarán Hinds, Kathy Burke, David Dencik. Gatunek: sensacyjny / film szpiegowski. Produkcja: Francja / Niemcy / Wielka Brytania 2011, 127 min.