ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (197) / 2012

Luiza Stachura,

GRA POZORÓW

A A A
Vica Delcă, jedna z głównych bohaterek „Straconego poranka” rumuńskiej pisarki Gabrieli Adameşteanu, rozpoczyna nowy dzień od rytualnej wędrówki po bukaresztańskich ulicach. Najpierw planuje odwiedzić bratową, później zaś zjawić się u Ivony, dla której matki szyła i przerabiała suknie. Każdy element przestrzeni otaczającej starszą kobietę przywodzi na myśl minione lata. Wspomina, jak niegdyś z mężem na ulicy Koriolana otworzyli sklep – w którym, nota bene, Vica straciła całą swoją młodość, podczas gdy jej małżonek oddawał się niewyrafinowanym rozrywkom. Aż nastał komunizm i odebrał im wszystko. Jej myśli biegną jednak dalej, w głąb przeszłości, w poszukiwaniu przyczyn dzisiejszego statusu społecznego rodziny Delcă – biedy i ogólnego niezadowolenia. Gdy Vica miała jedenaście lat, straciła matkę i musiała zająć się braćmi, przepadła tym samym szansa na ewentualne „lepsze życie”. I ta wizja „lepszego życia”, szerszych perspektyw, towarzyszyć będzie prawie wszystkim bohaterom „Straconego poranka”, stając się jednym z punktów wyjściowych do interpretacji tytułu oraz całego utworu.

Krążąc po labiryncie ulic Bukaresztu, Vica przemierza równocześnie korytarze własnej pamięci. Jej zjadliwe komentarze, uwagi pełne pretensji, acz nigdy niewypowiedziane na głos, skontrastowane zostaną w powieści zarówno z tym, co kobieta oficjalnie mówi do Ivony czy bratanka Gelu, jak i z tym, co myślą skrycie pozostali bohaterowie. Reminiscencyjne obrazy, odtworzone w umyśle Viki, przeplatać się będą ze wspomnieniami Ivony oraz – na zasadzie kontrastu – ze skupionymi wokół teraźniejszości myślami Gelu. Całość stworzy osobliwą mozaikę, której strukturę skomplikuje kompozycja powieści. „Stracony poranek” składa się bowiem z czterech części, przy czym pierwsza i ostatnia odsłona utworu rozgrywają się najprawdopodobniej w latach osiemdziesiątych XX wieku (na literackiej scenie Adameşteanu występuje zasadniczo trójka aktorów: Vica, Ivona i Gelu), zaś druga i trzecia – to zapis wydarzeń z roku 1914 (śmierć króla Karola I; początek I wojny światowej) oraz 1916 roku (Vica traci matkę). To powieściowe załamanie czasu istotne jest o tyle, że pozwala na rewizję i rekapitulację pewnych wycinków przeszłości bohaterów. Zapisane w przestrzeni (zarówno w budynkach, ulicach, jak i meblach, obrazach czy fotografiach) wspomnienia odczytywane są przez poszczególne postaci odmiennie – proces przypominania to wskrzeszanie i rekonstruowanie minionego świata, to przywoływanie zmarłych, ale także przekształcanie i dekonstruowanie dawnych wizerunków. Zauważmy, że w oczach Viki Ivona nie dorównuje swojej zmarłej matce – damie, kobiecie z klasą. Jest nieudolną matką i żoną, która pobłażliwie patrzy na romanse męża. Przypomina rozpieszczoną księżniczkę – może i wykształconą, ale kompletnie nieprzystosowaną do życia w trudzie i ciężkiej pracy. Tymczasem druga część „Straconego poranka” pokazuje inne oblicze matki Ivony, Sophie – kobieta nie potrafi okazać serca córce, ba! nieszczęśliwa i wynudzona w małżeństwie ze schorowanym profesorem Stephanem Mironescu, wdaje się w romans ze swoim rówieśnikiem, niegdysiejszym studentem męża, Titi Ialomiţeanu. Nie zdaje sobie sprawy, że mężczyzna prowadzi wyrafinowaną grę, o polityczno-sensacyjnym podłożu.

Odmalowany w drugiej części utworu, lśniący niegdyś arystokratycznym blaskiem, salon państwa Mironescu, u progu I wojny światowej pogrąża się w zapomnieniu. Namiastką niedawnego powodzenia profesora w towarzystwie elity intelektualnej i politycznej są odwiedziny Titiego, jakkolwiek ich prawdziwa motywacja zostanie głęboko skryta. Gabriela Adameşteanu pozwala czytelnikom przysłuchiwać się oficjalnym stanowiskom i przemilczanym poglądom swoich bohaterów: profesora, Sophie, Titiego oraz Margot (siostry Sophie) – zachodzące między nimi interakcje opisywane są z kilku perspektyw, poprzez co odbiorcy stykają się z różnymi wariantami konkretnego wydarzenia, druga część powieści zaś nabiera potrzebnej przestrzenności, wielowymiarowości i cech zdjęcia stereoskopowego. Jednocześnie salon Mironescu (w którym, jak w soczewce, skupiają się problemy ówczesnej rumuńskiej arystokracji i inteligencji) staje się dla autorki doskonałą sceną dla wprowadzenia kilku ważkich problemów, dotyczących kondycji i przyszłości Rumunii. Natomiast trzecia część powieści to dziennik profesora Mironescu – prowadzony od dwudziestego drugiego sierpnia do dwudziestego trzeciego września 1916 roku – który ma być jedynie zapisem bieżących wydarzeń, niekiedy jednak mężczyzna ulega naporowi przeszłości i snuje nić wspomnień.

Język żywy, pulsujący, nieunikający kolokwializmów czy nawet wulgaryzmów, doskonale pasuje do konstrukcji utworu rumuńskiej pisarki – powieści polifonicznej. W zestawieniu głosów bukaresztańskich mieszkańców odnajdujemy odwieczną prawdę – wzajemne porozumienie jest wątpliwe, ze względu na dominującą w życiu społecznym, politycznym i prywatnym grę pozorów. Każdy starannie odgrywa swoją rolę – jest takim, jakim go chcą widzieć inni – dopiero myśli obnażają maskowane na co dzień pretensje, niechęć, złość, kłamstwo i irytację. Teatralne gesty, w których przeważa dobroduszność, ciepło i serdeczność, w efekcie stanowią doskonale przygotowane przedstawienie, obliczone na sukces, bo – jak powie Titi do Sophie – „Na tym świecie, na którym wszyscy oszukują, jeśli nawet sami nie mamy znaczonych kart, to przynajmniej musimy podglądać karty innych…”. Otwartą kwestią pozostaje, na ile permanentna gra i nieustanne udawanie niezbędne są do ochrony samego siebie, gdyż prawda „za bardzo by nas mogła zaboleć”… Problem niesprawiedliwego oceniania innych, ciągłego (nad)interpretowania cudzych zachowań, znajdzie oddźwięk w konstatacji profesora: „Jesteś tym i tylko tym, co zapamięta spojrzenie, które zatrzymuje się na tobie. Dlaczego jednak patrzymy na naszych bliźnich z taką ironią? Z tak ogromnej wysokości? Tak mało wyrozumiale? Tak mało solidnie i elegancko?”

Przysłuchując się opowieściom bohaterów, dostrzec można nieprzezwyciężoną potrzebę opowiadania, jakby milczenie równoznaczne było ze śmiercią. Każdy mówi tak naprawdę do siebie i o sobie – o własnych przeżyciach, strachu, marzeniach, niepewności – czego najlepszym podsumowaniem końcowy monolog Viki. Dopiero epilog powieści kieruje ku nowemu (trzeciemu – po Sophie i Stephanie oraz Vice i Ivonie) pokoleniu, które tym razem odrzuca gawędziarski styl starszych i ich nieustanne rozwodzenie się nad przeszłością. Reprezentuje je, skupiony na „tu i teraz”, Gelu.

„Stracony poranek” jest podróżą ciemnymi tunelami pamięci, gdzie pozostały jedynie szczątki przeszłości, które należy zebrać i ponownie ułożyć. Układanka nie jest jednak kompletna, wiele elementów się zawieruszyło, część z nich zaś została celowo zmodyfikowana i zmanipulowana. Tytułowy stracony poranek to swego rodzaju „pars pro toto” utraconych dni, których nie wskrzesi już nikt.
Gabriela Adameşteanu: „Stracony poranek”. Przeł. Tomasz Klimkowski. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2012 [seria: Don Kichot i Sancho Pansa].