ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (198) / 2012

Marta Połap,

NIE-BOSKA KOMEDIA

A A A
Nie można wyobrazić sobie folkloru – jego wierzeń, opowieści i podań – bez mocy niebiańskich i nie-boskich. Przede wszystkim tych drugich. Upiory, potwory, zjawy i demony zdominowały w wyobraźni ludowej swą różnorodnością dobre duchy. Wyobraźnia to słowo klucz. A Ty? Jak widzisz „swojego” diabła? Czy, dla równowagi, na drugim ramieniu przysiadł anioł?

Przypomnij sobie straszydła ze swojego dzieciństwa. Jakimi potworami wypełniałeś ciemne przestrzenie pokoju? Jakimi kredkami kreśliłeś swoje koszmary? Jakie za straszne oblicza wyzierały z szafy, spod łóżka, z innych tajemniczych zakamarków? Odwiedzający wystawę „Od Nieba do Piekła, od Piekła do Nieba. Motyw Anioła i Diabła na scenie teatru polskiego drugiej połowy XX wieku” w Centrum Scenografii Polskiej zmuszony będzie zadać sobie te pytania – pytania o granice ludzkiej wyobraźni odnośnie do tego, co współistnieje z nami od początku naszego życia, lecz co jest niewidzialne. Siły „nie z tego świata”, które jednak w świat mocno ingerują.

Tytuł wystawy nie jest bez znaczenia, podobnie jak kolorystyka – symbolizuje przenikanie się dwóch kontrastujących ze sobą wymiarów. „Od nieba do piekła, od piekła do nieba” rozciąga się życie, pomiędzy tymi dwoma biegunami plasuje się nasza codzienność. Zło to nie tylko Lucyfer, tak jak dobra nie uosabiają jedynie anioły. Folklor uświadamia nam, jak wiele istot zamieszkuje zakamarki naszych domów oraz jak szeroki jest wachlarz demonicznych usług – dzięki niemu znajdziemy wytłumaczenie wszelkich ludzkich tragedii. Topielice porywały nieszczęśników, którzy zabłądzili na mokradłach; niemowlęta padały czasami ofiarami mamun, które wykradały je, a na ich miejsce podrzucały chorowite dzieci; morowa dziewica przynosiła suchoty, a nocą nie dawała spać zawodząca nocnica… (warto zauważyć, że zjawy najczęściej przybierały kobiecą postać, podobnie jak śmierć najczęściej wyobrażana jest w kulturze jako kobieta). Tylko nieliczni mieli wątpliwe szczęście spotkać je osobiście – opisy owych demonów zostały skrupulatnie zarejestrowane przez znakomitego folklorystę epoki romantyzmu, Kazimierza Władysława Wóycickiego. Między innymi dzięki jego pracom owe wyobrażenia przetrwały i są nieustanną inspiracją dla twórców, których zadaniem jest wizualizacja tak ważnych dla kultury europejskiej obrazów anioła i diabła. Wśród nich są i scenografowie.

Epoka romantyzmu uczyniła wiele dla rozwoju teatru – nie tylko podkreśliła mistyczny wymiar spektakli teatralnych, ale dosłownie zgasiła światło racjonalnego myślenia, by zapalić oczy duszy. Po raz pierwszy dokonał tego Wilhelm Richard Wagner w teatrze w Bayreuth, zaciemniając salę podczas wykonań muzyki. Widzowie skupiali więc swoją uwagę na tym, co działo się na scenie. Ponadto, dzięki takiemu „przyciemnieniu”, przed widzami otwarły się podwoje fantazji. W ciemności człowiek nie przejmuje się tak bardzo obecnością innych, koncentruje się bardziej na przeżyciach, „staje się” w sztuce. Nie boi się być złapanym przez czyjeś wścibskie spojrzenie w chwili emocjonalnego negliżu.

Ekspozycja poświęcona scenografii zachowuje teatralność – wydaje się, że głównym jej zadaniem jest grać na naszych uczuciach. Sala wystawowa jest mroczna i „głęboka” – otwiera się przed nami niczym „piekielne czeluści”. O ile „piekielne” może znaczyć również „przytulne” – miękkie, nikłe światło kontrastuje ze światłem dnia, nazbyt intensywnym, „lustrującym”, racjonalnym. Na wejściu zwiedzającego wita wyjątkowo groźna postać diabelska, w tle słychać muzykę i niski tembr głosu Macieja Maleńczuka (fragment spektaklu „Mistrz i Małgorzata”, który był wystawiany w Teatrze Rozrywki). „Odkrywanie” wystawy przywiodło mi na myśl buszowanie po strychu babcinego, wiejskiego domu – strych był ciemną, zakurzoną przestrzenią o specyficznym zapachu, z półcienia jej kątów łypały szklane oczy starych misiów i niechcianych lalek. Wystawa w CSP również wypełniona jest kukłami, nieruchomymi stworami – jeśli w lalkach jest coś strasznego, to ich śmiertelny bezruch wywołujący irracjonalną obawę, że mogłyby nagle ożyć (strach ugruntowany przez kultową już laleczkę Chucky). Choć wydaje się, że mamy nad nimi kontrolę – szczególnie jeśli są to marionetki. Oglądając marionetkę rudego diabła (któremu bliżej do chochlika niż do piekielnego monstrum), zastanawiam się, jak ironiczne jest odwrócenie roli, gdzie zło zawisło na sznurkach, a my – ludzie – decydujemy o rozwoju wydarzeń.

Stąpam ostrożnie po panelach filcu na podłodze. Wytłumaczono mi, że te „panele” to przygotowana dla dzieci specjalna „piekielna” gra, w której rzuca się wielką kością, następnie przechodzi się „jak pionek” na odpowiednie pole. Podczas gdy moje skojarzenia skierowały się w stronę motywu gry z „Co zobaczyła Alicja po drugiej stronie lustra”, skojarzenia dzieci przywołały motyw gry w „żywe szachy” z „Harry’ego Pottera”. Czerwone, miękkie ślady wyznaczają drogę, lecz nikt nie zabrania zboczyć ze szlaku – trzeba być nieco krnąbrnym jak dziecko, by odkryć to, co naprawdę kryje wystawa. Jej twórcy dają zielone światło dziecku ukrytemu w nas, symulują nasze wspomnienia, pociągają za struny emocji, zapraszają do wspólnego rozmyślania nad naszymi obawami, naszym obrazem zła. Scenografowie w swoich pracach odtwarzają często własne, dziecięce wyobrażenia diabłów, istot strasznych, bo przekraczających ludzkie rozumowanie. Lecz kukły to wciąż tylko kukły – symulakry, a nie prawdziwe obrazy. Podczas tworzenia wizerunków diabłów czy aniołów nie chodzi jednak o zachowanie wysokiego stopnia prawdopodobieństwa – ważne jest natomiast wywołanie konkretnego wrażenia, wyobrażenia na miarę czasów. W zależności od epoki diabły przypominały zatem sarmackiego Mefistofela („Pan Twardowski” w reżyserii Hanny Chojnackiej) lub ponętne istoty w czarnych, długich skórzanych płaszczach – jak w nowszych spektaklach (np. w „Dziadach” w reżyserii Konrada Swinarskiego). To „wrażenie” wywołują nie tylko lalki – również płachty materiału przesłaniającego przestrzeń, grające na ścianach plamy kolorowego światła, makiety, rysunki przypominające dziecięce próby oddania wizerunku dręczących po nocach, niechcianych gości. Dzieciom zwiedzającym wystawę szkice scenografów przypominają ich własne rysunki. Oglądając rysunki na ścianach, chłopiec spytał swojego tatę, czy zostały one narysowane przez dzieci. Wszystkie obrazy prezentowane w CSP są popisem ludzkiej kreatywności, zapisem wizualizacji niewyobrażalnego wymiaru, ale też oczywistym znakiem – Ty, który wchodzisz, żegnaj się z dorosłym racjonalizmem, patrz jak dziecko.

Co jednak oznacza owa wskazówka: „patrz jak dziecko”? Miałam okazję obserwować reakcję małych zwiedzających. Podczas gdy snułam się po sali zauroczona magią tego miejsca, dzieci odbierały ekspozycję zupełnie inaczej – po przekroczeniu progu galerii wybuchały wdzięcznym śmiechem. Postaci złe, diabły i diabełki okazują się ciekawsze niż lalki-anioły. Wykrzywione w grymasie twarze nie przerażają dzieci. Groteskowe kształty i różne deformacje odzierają zło z jego strasznej powagi. Czym więc w wyobraźni dziecka jest zło? Kryje się w cieniu, nigdy nie ukazuje się w swej prawdziwej postaci, przywdziewa tylko maski. Może czyni tak dlatego, że jego faktyczne oblicze nie przeraża? Konfrontacja ze złem to przecież najlepszy (i jedyny) sposób na jego pokonanie. Karykatury zła dodają nam odwagi, pomagają zauważyć jego słabości. Łatwiej nam wtedy uwierzyć, że nawet w diable jest coś ludzkiego.

Mówiąc o folklorze i o wadze jego oddziaływania na naszą wyobraźnię, nie mogę nie wspomnieć o śląskich nie-boskich stworzeniach. Potwory wyjątkowo dobrze komponują się ze śląską estetyką – zrozumiałym jest, czemu za potworne uważam huty i buchające dymem kominy, za przerażające – kopalnie, które przypominają czeluści piekielne. Diabelskość Śląska była ważnym elementem tutejszego mistycyzmu, tak pielęgnowanego przez członków Grupy Janowskiej. Górnicy pracujący pod ziemią dotykali świata piekielnego, mieli świadomość, że wykradają kamień przeklęty, a każde wyjście na „światło” traktowali jako powrót do życia. Za zło uważali to, co związane bezpośrednio ze śmiercią. Na obrazach śląskich prymitywistów pojawiają się różne fantastyczne zjawy, czego najlepszym przykładem jest być może „Elektrociepłownia” Teofila Ociepki. Oba światy były dla Ślązaków codziennością – zarówno świat zła (wnętrze kopalni), jak i świat zewnętrzny – świat dobra. Równowaga tego świata to harmonijne współistnienie obu wymiarów – filozofia mistyków śląskich opierała się na przekonaniu, że zło jest stworzone przez Boga; tylko doświadczając zła, człowiek może dostąpić zbawienia, pełnego pojednania się z Bogiem. Choć potwór Ociepki jest równie przerażający co stwory Hieronima Boscha, to w gruncie rzeczy i jego oblicze nosi znamiona groteskowej brzydoty, ułomności, której nie można się bać. Widząc zło w taki sposób, można – jak dzieci – zaśmiać się odważnie diabłu prosto w twarz.
„Od Nieba do Piekła, od Piekła do Nieba. Motyw Anioła i Diabła na scenie teatru polskiego drugiej połowy XX wieku”. Centrum Scenografii Polskiej – oddział Muzeum Śląskiego. 19 grudnia 2011 – 27 marca 2012.