ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (198) / 2012

Marek Doskocz, Jarosław Kamiński,

ZAKAMARKI DUSZY LUDZI DOJRZAŁYCH

A A A
Marek Doskocz: „Rozwiązła” to Twój debiut powieściowy. Jak się czujesz, jako autor, po tym debiucie?

Jarosław Kamiński: „Rozwiązła” to epicka powieść o poszukiwaniu prawdy o sobie – poprzez konfrontację z prywatnymi traumami, historią rodzinną i historią społeczną. To moja najpełniejsza wypowiedź artystyczna – pod każdym względem. Ukazuję życie bohaterów w szerokim kontekście – zarówno psychologicznym, historycznym, jak i filozoficznym. W powieści wykorzystałem wiele technik narracyjnych – i przypowieść teologiczną, i monolog filozoficzny. Dialogi wpisałem w zdania opisowe, co tworzy gęstą fakturę tekstu. W dodatku „Rozwiązła” ukazała się w wymarzonym przeze mnie wydawnictwie i w prestiżowej serii, którą lubię i szanuję.

M.D.: Tylko mnie się wydaje, że sceny w książce z łatwością zostałyby zagrane na scenie?

J.K.: Bardzo często współczesna proza zadowala się – mówiąc kolokwialnie – „streszczaniem” scen a nie pisaniem ich. Dlatego może, gdy czyta się dobrze napisane sceny, człowiek przenosi się myślowo w ich świat i stąd ma się wrażenie ich sceniczności.

M.D.: Ile czasu zajęło Ci napisanie książki?

J.K.: Proces pisania był dość długi. W pewnym momencie wykasowałem ponad połowę tekstu i... zacząłem pracę praktycznie od początku. Samo szlifowanie tekstu przed wydaniem trwało około roku. Dzięki temu osiągnąłem maksymalną precyzję wypowiedzi. Również w tym sensie, że precyzyjnie wiedziałem, kiedy pozostać nieprecyzyjnym.

M.D.: Czy akcja powieści i jej bohaterowie mają zupełnie fikcyjny charakter, czy też inspirowały Cię osoby, które znasz lub o których słyszałeś?

J.K: „Rozwiązła” jako całość jest fikcją. Jak w każdej opowieści elementy wymyślone łączą się z wątkami zaczerpniętymi z rzeczywistości. Ale i te ostatnie przepuściłem przez swoją wrażliwość, wybierałem pod kątem tego, czy są potrzebne historii, czy wykraczają poza jej temat.

M.D.: Pytam, bo ostatnio Maria Nurowska też opisywała znanego redaktora pisma kulturalnego za czasów komuny w swojej ostatniej książce „Drzwi do piekła”, z tym że ona oparła się na autentycznej postaci. Wiedziałeś o tym?

J.K.: Czemu nie zapytać, czy Maria Nurowska wiedziała o Edwardzie Czerskim, bohaterze mojej powieści? Natomiast o przypadku Wacława Sadkowskiego, który miał współpracować z SB, a przy tym był szefem „Literatury na świecie”, dowiedziałem się, gdy prace nad powieścią już trwały. Niewiele łączy z nim mojego bohatera. Tyle, że czasem rzeczywistość uprawdopodabnia fikcję bardziej niż byśmy chcieli.

M.D.: (śmiech) Książkę Marii Nurowskiej czytałem przed Twoją powieścią, stąd taka forma poprzedniego pytania. Jednak skoro już wspomnieliśmy o SB i komunie – jak Ty wspominasz tamte czasy?

J.K.: Pamiętam, że literatura liczyła się dużo bardziej niż teraz. Za napisanie zwykłej ulotki, stwierdzającej oczywistość, że w kraju panuje syf, można było iść za kratki. Dziś już nikt nie traktuje tak poważnie tekstów.

M.D.: Pytanie, czy w ogóle coś jeszcze traktujemy poważnie? Pokusisz się o ocenę obecnego stanu kultury i jej odbiór wśród ludzi?

J.K.: Ważniejsze pytanie: czy warto kulturę, literaturę traktować poważnie? Oczywiście, chciałbym, aby literatura wywracała do góry nogami nasze utarte pojęcia i sądy. Nie chodzi wyłącznie o anarchiczną energię, ale i intelektualny namysł nad oczywistościami, które być może wtedy okażą się mniej oczywiste. Byłoby dobrze, gdyby literatura stała się azylem dla mentalnych uciekinierów z globalnego campusu korporacyjnego. Poczucie, że nie jest się jedynym, który odrzuca myślenie sformatowane przez zyski albo klanowe interesy dodawałoby odwagi kolejnym duchowym rebeliantom. A rewolucja ducha to początek wszystkiego, co wielkie w życiu człowieka. No i pięknie, tylko co zrobić z faktem, że wśród ludzi kultury panuje taki sam wyścig szczurów, jak w zwykłej korporacji?

M.D.: Jesteś znany także jako dramaturg, scenarzysta, publicysta, pisarz. W której roli czujesz się najlepiej?

J.K.: Pisanie powieści było moim prywatnym odkrywaniem mocy prozy. Współczesna powieść jest nieprawdopodobnie pojemną formą. Swoje miejsce może znaleźć w niej obserwacja obyczajowa, refleksja filozoficzna, a nawet spekulacja teologiczna. To wszystko zresztą jest w „Rozwiązłej” i co więcej, nie na zasadzie przypadkowych dygresji, ale jako niezbędny element pozwalający na głębsze zrozumienie tematu opowieści. Dzięki temu można prowadzić dialog z najbardziej wymagającym czytelnikiem w sposób satysfakcjonujący obie strony. Owszem, powieść wymaga cierpliwości i zgody na wysiłek, bo przecież pisze się ją zazwyczaj dłużej niż esej, sztukę teatralną albo wiersz. Owszem, czytelnicy w Polsce, mam wrażenie, chętniej dzisiaj sięgają po reportaż. Ale to tylko moda, kiedyś był szał na biografie, teraz jest szał na reportaż. Powieść często traktuje się w tym konkursie piękności jako coś więcej niż rozrywkę i mniej niż źródło wiedzy o życiu, której dostarcza autobiografia lub reportaż. Śmiem twierdzić, że jest odwrotnie. Dobra powieść daje nieporównywalne z niczym wejrzenie w, jak mawiał Witkacy, „dziwność istnienia”.

M.D.: Świat byłby taki, jak w „Rozwiązłej”, gdyby faktycznie Bóg popełnił samobójstwo? To Twój pomysł, czy z innego źródła czerpałeś inspiracje?

J.K.: Bardzo często pisarze posługują się formą przypowieści filozoficznej albo teologicznej, aby mówić o sprawach, z którymi zwykła narracja nie daje sobie rady. Cervantes, Jan Potocki, Dostojewski, Kafka... Można wymieniać dalej. Ale czy przypowieść o Bogu samobójcy sam wymyśliłem? Być może. Chociaż wydawało mi się, że spisuję tylko to jak było naprawdę.

M.D.: Dlaczego tak uważasz?

J.K.: No dobrze, żartuję. Nie mam wglądu ani w myśli pana Boga, szczególnie, gdy są depresyjne, ani w dzieje kosmosu, szczególnie w pierwszych minutach od jego powstania.

M.D.: Ale jakieś poglądy zapewne masz na te sprawy?

J.K.: Materialistyczne objaśnianie wszechświata, w którym jesteśmy zaledwie kosmicznym pyłkiem, wystarczałoby, aby żyć i umrzeć w spokoju ducha. I gdyby tylko poczucie tajemnicy, które nieraz odczuwamy wobec kosmosu i wobec siebie, dało się wyjaśnić przez złe funkcjonowanie neuronów... Ale to tak mało satysfakcjonujące! Już wolę przypowieść o samobójstwie Boga.

M.D.: Czy możemy w najbliższej przyszłości oczekiwać Twojej kolejnej powieści?

J.K.: Pracuję nad nową powieścią. Będzie to kontynuacja moich podróży po zakamarkach duszy ludzi dojrzałych, którzy jednak wciąż mają przed sobą nowe, zaskakujące niekiedy, odkrycia egzystencjalne.

M.D.: Dziękuję za rozmowę.

J.K.: Dziękuję i ja.