ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (61) / 2006

Kamil Dąbrowski,

SONIC YOUTH

A A A
„Rather Ripped”. Universal Music Polska, 2006.
Dwa lata minęły od wydania „Sonic Nurse”, poprzedniego albumu Nowojorczyków. Aż i tylko. Nie chce mi się zliczać wszystkich albumów zespołu, ale jedno powiem: inni muzycy oraz dziennikarze liczą się z tym, co nagrywa ten kwartet. Do niedawna jeszcze funkcjonowali jako kwintet – zespół opuścił znany Jim O’Rourke, który chyba tylko przelotem zahaczył o grupę. Postanowił opuścić Sonic Youth, by skupić się na studiach japońskiego języka i filmu.

Nie ma znaczenia, ile krążków SY ma na koncie, każdy z nich powinien mieć na pierwszej stronie okładki nalepkę z napisem „High Quality”. Tak tak… u Soniców ilość idzie w parze z jakością. Znowu mamy do czynienia z typowymi sonicowymi dźwiękami: niepokojącymi, onirycznymi, przesterowanymi, noise’owymi, drapieżnymi. Grają w ten sposób już od ćwierćwiecza. Jak zwykle muzycy SY wykorzystują swoje wypróbowane patenty: trochę melodii, połamanych fraz, przesterów, brudu i zgiełku gitarowego plus wokale – damski (Kim Gordon) oraz dwa męskie (Thurstona Moore’a i Lee Ranaldo).

Na tej płycie kompozycje o dysonansowej fakturze zastąpione zostały przez typowe, konwencjonalne rytmy. Mniej tutaj klasycznych sonicowych, zagęszczonych, chropowatych struktur („Rats”), a więcej wręcz przebojowych piosenek („Reena”, „Jams Run Free” – w obu wokalnie udziela się Kim). Ortodoksyjni fani zespołu znowu podniosą rwetes, że SY dąży w stronę komercji. Tak jak po wydaniu „Murray Street”, kiedy oceniono ich, niestety, surowo. Podobnie może się stać z tym krążkiem.

„Rather Ripped” nie jest wynikiem rutyny. Może być najwyżej wypadkową ostatnich dwóch albumów. Nic, co stworzyli nowojorczycy nie segregowałbym na słabsze czy lepsze. Po prostu są płyty, których słucha się częściej od innych. „Rather Ripped” jest spójnym albumem i nie przynosi żadnej ujmy zespołowi. Jeżeli ktoś woli rzeźbienie siekierą w drewnie, polecam poboczne projekty muzyków. Tej płyty mogę spokojnie słuchać podczas śniadania, w pracy i kiedy zasypiam. Nie nudzi mnie ani nie męczy. Szczerze polecam!