ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (199) / 2012

Magdalena Piotrowska-Grot,

(NIE)CODZIENNOŚĆ STAROŚCI

A A A
Etykietka „poezja dojrzała” wywołuje w czytelniku mimowolnie stereotypowe skojarzenia z czasem rozliczeń, pewnych podsumowań, powagą i ukojeniem młodzieńczych buntów. Jednak te jednowymiarowe oczekiwania wobec późniejszych utworów poszczególnych twórców mogą zaciemnić prawdziwe sensy i wartości tkwiące w słowach kolejnych wierszy. Przypisywane późnej twórczości konwencje nieco elegijnych pożegnań i rozliczeń z przeszłością z pewnością nie wyczerpują możliwości tkwiących w poezji Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej, właściwie nawet nie zbliżają się do wymowy tej twórczości. Wiersze, które odnajdujemy w wydanym w 2011 roku tomie „Performance”, pełne są niesamowitej energii. Pozbawione patosu i – czasem ciężkich w odbiorze – mądrości czy ostrzeżeń, utwory przyciągają świeżością językowych konstrukcji i sposobem obrazowania. Jednocześnie teksty poetki nie są trywialne czy pozbawione głębi, kryją w sobie swoistą tajemnicę – niezwykłość codzienności.

Doświadczenia zmysłowe

Rzucający się w oczy już przy wstępnej lekturze, niezwykle bogaty katalog przedmiotów codziennego użytku, jaki można by wynotować z wierszy Jakubowskiej-Fijłkowskiej, to nie tylko elementarz pustych rekwizytów. Za każdym z nich kryje się człowiek, któremu służą one do pracy, towarzyszą w chwilach wytchnienia, czasem są to przedmioty bardzo intymne, innym razem stanowią cenną pamiątkę po kimś, kogo już nie ma: „[...] skórzana kanapa przewraca się na lewy bok / spadają ze ściany fotografie | książki zegary[...]” („Sen”); „[...] zapaliłam iguana dym ją dusi / wróciła do kubka dopijam po niej następny łyk [...]” („Mucha”); „[...] zabierzcie ze sobą przebarwienia skóry solarium / dezodoranty podpaski chusteczki higieniczne intymne depilator / (wibrator) [...]” („Rumunia jadąc i wracając”). Zarazem są to przedmioty znajdujące się w stałym, bliskim kontakcie z ciałem: łóżko, płaszcz, papieros, kubek.
Nagle, niemal niepostrzeżenie odbiorca otoczony zostaje przez wir szalejących zmysłów. Słowa, niczym nocna koszula z wiersza „Sen”, ocierają się o ludzką skórę, przywołują zapachy, drażnią bzyczeniem natrętnej muchy. Poezja Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej jest somatyczna do granic możliwości, jakby połączona z ciałem, oddychająca, cierpiąca, przesycona goryczą mocnej kawy i przyduszona, a jednocześnie odprężona przy pomocy papierosowego dymu. To nie tylko pisanie o ciele, a pisanie ciałem, jakby całkowite zespolenie słowa ze wszystkimi zmysłami ludzkiego organizmu. Każdy niemal element poetyckiego świata staje się bodźcem. Czytelnik-interpretator może odnieść wrażenie, że poezja ta nie podlega procesom przemyślenia i omówienia, da się ją jedynie odczuć, przeżyć. Ostatnie wiersze Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej stoją poniekąd w opozycji wobec utartych schematów doświadczonego mędrca przemawiającego do czytelników za pomocą twórczości, w której znać upływ czasu i piętno doświadczenia. Wykreowany w tej poezji człowiek ciągle jeszcze doświadcza, obserwuje, kontempluje. Proces poznawczy wyraźnie nie został zakończony, jednocześnie nie wzbija się na jakieś niesłychanie wysokie poziomy abstrakcji. Słowa wierszy, przedstawiane i dotykane w nich przestrzenie, są głęboko zatopione w znanej i bliskiej nam wszystkim codzienności, ale nie znaczy to, że pozbawione zostały wyjątkowości, której źródło stanowi niezwykła wrażliwość na każdy element teraźniejszości, semantyczna kopalnia każdego gestu.

„gdy mężczyźnie umiera kobieta / zostaje mu pies // wychodzą na skwer z różami / pies podnosi nogę on myśli o niej (*** [gdy mężczyźnie...])

Nie ma w tej poezji tematów przemilczanych, całkowicie uwikłana w sprawy potoczne i materialne niezaprzeczalnie jest ona przecież wytworem żywego człowieka (V. Woolf). Nie odbiera jej to jednak w żaden sposób wyjątkowości i wieloznaczności, co jest zasługą języka poetyckiego pisarki. Niecodzienne zestawienia, przemieszanie sfery sacrum z ludzkimi, fizjologicznymi wręcz elementami życia; tajemnicy i onirycznej mgiełki wizyjności, pokrywającej czasem poetycki świat, z wulgaryzmami i środkami czystości. Nie są to jednak jedynie puste chwyty mające przyciągnąć uwagę czytelnika, ale odzwierciedlenie dobrze znanego, nieraz nieuświadomionego stanu rzeczy – w naszej codzienności taki koktajl jest od dawna wszechobecny: nierozerwalność sacrumprofanum, łączenie przeróżnych ról, przywdziewanie masek, przemieszanie zwykłego z niesamowitym, Innego ze znanym i oswojonym. Ponowoczesna codzienność w pełnej krasie.

Słodko-gorzka utrata

Najnowsze wiersze poetki pełne są ukłuć bólu i lęków wywoływanych u wykreowanej w poetyckim świecie kobiety, poprzez niedający się odeprzeć upływ czasu. Lustro, ten wróg i zdrajca, nie pozwala podtrzymywać ułudy, że to jeszcze nie teraz, może to ktoś inny: „ktoś stoi przede mną jakby nie mógł zgasić światła / opowiedzieć historii która zdarzyła się / gdzieś tam mnie tobie temu kto przede mną // [...] historii strachu między piersiami jak mandarynki zielone kiwi / mogły być pomarańcze hiszpańskie // [...] (tak jak nie ma pomarańczy ani piersi) // jest ucho kolczyk czerwone cyrkonie / szyja łabędzia podcięta zachodem słońca którego tu nie ma // jest wjeżdżając w miasto i w łazience jest lustro („Lustro”, w: „Performance”, s. 7).

Ciało – towarzysz, łącznik ze światem, przestrzeń zmysłów umożliwiających poznanie – staje się źródłem lęku wywoływanego przez widoczne na skórze i słyszalne w cięższym oddechu zagrożenie utraty życia, zdrowia, energii, rozkoszy, a także kobiecości, atrakcyjności, erotyzmu. „w jadowicie piękne noce / wraca zapach kochanka // gdy stracę pamięć / posadzą mnie przy oknie // będę zapinać i rozpinać / agrafkę przy swetrze (*** [moje córki Kasandry...]).

Wszystkie te niepokoje wypowiada w poezji Jakubowskiej-Fijałkowskie kobiecy podmiot jej wierszy. Kobiecość – to, co daje przyjemność, władzę, pewność siebie – zaczyna zanikać, przekwitać, jednak nie oznacza to utraty całkowitej, a raczej zmianę.
Z wierszy przemawia do czytelnika kobiecość pozbawiona beztroski i witalizmu, ale krzycząca niemalże o swoje miejsce w nurcie życia. Można dostrzec, iż w kobiecie z wierszy oprócz lęku czai się także swoiste piękno – ciemne piękno w cierpieniu, w nieodwracalny sposób dotknięte przez śmiertelność, która przecież wpisana jest od samego początku w egzystencję każdego człowieka, ale dopiero w późniejszym wieku tak głęboko odczuwalne jest jej błąkanie się po ciele wraz z pulsująca krwią.
Upływające lata wykradają sprawność ciała i umysłu, gładkość skóry i beztroskę wolną od niepokoju i bólu. Z drugiej strony wyostrzone doświadczeniem zmysły pozwalają chłonąć świat każdym centymetrem ciała, dodając kobiecie z poetyckiego świata Jakubowskiej-Fijałkowskiej odwagi w poszukiwaniu własnego miejsca, nawet za cenę wywrócenia znanego porządku. Samej poetce zaś zdają się pozwalać na odważne pisanie ciałem, z uwzględnieniem magii żywego kontaktu tkanki z przestrzenią, oraz walki ze strachem, stereotypem, samotnością.

Groźba końca

Starzejące się ciało i próba ciągłego korzystania z energii życia, pomimo zmian i lęków, to nie jedyne zagadnienia poruszane w poezji Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej, oscylującej wokół tego kręgu tematycznego. Wiele w nich bowiem wyrażanego explicite lęku przed utratą świadomości, przede wszystkim zaś przed śmiercią. Jednak podmiot tych wierszy nie wypowiada obaw związanych z jego śmiertelnością czy jakimkolwiek metafizycznym przeznaczeniem. Jest to raczej lęk przed utratą bliskich, przejmującą samotnością, która – bez względu na, liczne czy nie, towarzystwo rodziny i przyjaciół – jest nieodłączną częścią starości. To także strach przed utratą pamięci i zapomnieniem.

„żyjesz czekasz // nie chcą cię kochać / nie chcą cię zabić // codziennie zmywają twój pot // nikt nie rozpoznaje twojego zapachu // sekundanci samotności strzelają w niebo / spadają gwiazdy // w twoje uschnięte ramiona” (*** [rozbijasz słoik...]).

Poruszane w tej poezji tematy mogą wydać się przegadane, pozbawione już w kulturze jakichkolwiek luk, niedopowiedzeń. Poetka potrafiła jednak nadać im piętno oryginalności sposobem wyrażenia (nieraz wykrzyczenia), pozbawioną sztucznych barier i ograniczeń bezpośredniością obrazowania, przesyceniem słów prawdziwymi emocjami – odciągając czytelnika od abstrakcji wytworu w stronę prawdy codzienności.