ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (200) / 2012

Kamila Czaja,

NIEDŹWIEDZIA PRZYSŁUGA?

A A A
W swojej najnowszej książce Olga Tokarczuk stwierdza: „Każde wyrażenie poglądów musi być więc subiektywne, wbrew temu, czego uczy się na uniwersytetach, wbrew całej ogromnej instytucji nauki jako wiedzy dążącej do maksymalnego zobiektywizowania” (s.39). Pewnie także niniejsze omówienie „Momentu niedźwiedzia” – zbioru esejów wydanego w marcu przez Krytykę Polityczną – okaże się mocno subiektywne. Jeśli udałoby się mu zachować dystans, byłoby to równoznaczne z tym, że książka nie spełniła zamierzonego przez Tokarczuk celu: zdaje się ona bowiem oczekiwać od czytelnika zaangażowania, nie bez powodów też kładzie nacisk na wgląd i empatię.

Kuszące, ale…
Zbiór tekstów wcześniej już wygłaszanych lub publikowanych (głównie w „Krytyce Politycznej” i w „Polityce”) otwiera (nie licząc pełniącego rolę wprowadzenia, nieco laurkowego szkicu Kingi Dunin) wizja utopijna. Tokarczuk zauważa trafnie: „U podstaw każdej utopii leży niezadowolenie. Skoro jednak w ogóle powstaje myśl, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej” (s.13). Esej „Jak wymyślić heterotopię. Gra towarzyska” zaczyna się obiecująco, od podkreślenia wpływu przekonań na zachowanie: kiedy wierzono, że świat jest płaski, zachowywano się, jakby taki właśnie był, a stan faktyczny nie miał znaczenia. Pisarka próbuje więc namówić odbiorcę do prób śledzenia aksjomatów, które warto odwracać, by obnażyć, że są czymś arbitralnym, a przy tym często niesprawiedliwym.

Niektóre pomysły na odmienioną rzeczywistość brzmią kusząco (dużo wolności, mało etykietek, a dychotomię w wielu przypadkach zastępuje kontinuum, na którym dla każdego znajdzie się miejsce). Równocześnie jednak, próbując podważyć narzucony porządek, autorka wpada w pułapkę tego, z czym sama walczy. Okazuje się, że w państwie zwanym Heterotopią stosunek do religii jest taki, jak nasz do seksualności: „Wszyscy wiedzą, że to się robi, ale jakoś nie wypada o tym mówić. A już na pewno nie o szczegółach” (s.29). Utopia okazuje się tylko przeniesieniem akcentów, bowiem wstyd istnieje nadal, wyemigrował tylko do innej sfery. Uwolnienie się spod represji płci czy dobieranie sobie rodziny nie według więzów krwi, lecz zgodnie z upodobaniami brzmi słusznie. Ale potem pada zdanie: „Kiedy mówi się Heterotopianom, że są miejsca, gdzie ludzie uważają inaczej, bardzo ich to bawi” (s.26), przez co tolerancja tego ludu zostaje podważona.

Inne pomysły (jak rozmnażanie się dopiero po uzyskaniu pozwolenia) wydają się z kolei tak wątpliwe, że przypominają raczej o opisanej w wierszu Szymborskiej utopii bezludnej, w której „drobne ślady stóp/ bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza”. Chociaż więc przez większość eseju Tokarczuk czytelnik może myśleć: „Kuszące!”, wciąż w głowie tli mu się jakieś „ale”. A kiedy tekst kończy się powtórzeniem wcześniejszej myśli: „Skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej’ (s.30), kusząca może wydać się nie tyle utopia, co raczej pytanie: „Ale dla kogo?”.

Niemoc wykładu, moc opowieści
Zaangażowany odbiór pierwszego eseju utrudnia forma wywodu – o Heterotopii mówi się jako o istniejącym państwie, którego mieszkańców można poznać („jak zrozumiałam”, „znam miasto”), a ta nieco infantylna „bajkowość” zderzona zostaje na przykład z postulowaniem alternatywnych źródeł energii i oszczędzania naturalnych surowców. Kilka innych tekstów w „Momencie niedźwiedzia” cierpi natomiast przez zamknięcia w strukturze wykładu czy też pogadanki na dany temat.

I tak na przykład esej „Maski zwierząt” najbardziej zyskuje w partiach dotyczących lektur („Żywoty zwierząt” Coetzeego i „Pod skórą” Fabera), ale jako nawoływanie do dobrego traktowania innych gatunków wydaje się nieskuteczny. I to paradoksalnie z powodów, następująco wskazywanych przez samą pisarkę w kontekście bohaterki Coetzeego: „Lecz jej prawda jest większa niż argument, nie da się zamknąć w ramach akademickich. [...] Mówienie o zwierzętach, o cierpieniu zwierząt budzi często zażenowanie, jest »nawiedzone«, podobnie jak wegetarianizm czy domaganie się praw dla zwierząt” (s.45-46). Często gdy Tokarczuk wpada w formę wywodu, siła głosu słabnie, a argumenty wydają się banalne, znane już z mediów i ulotek. Ten sam problem jest z tekstem „Śmieci, śmieci”, w którym interesujący opis recyklingowych praktyk w Szwajcarii niepotrzebnie podsumowany zostaje suchym: „Z punktu widzenia prymitywnie pojmowanego interesu jednostki segregacja śmieci nie jest atrakcyjna. Przynosi jednostce korzyści w bardzo ogólnej, dalekiej perspektywie. Ale korzyść zbiorowa przychodzi prawie natychmiast – czysta woda, czysta gleba, porządek, nowe miejsca pracy i świadomość, że robi się coś dla dobra wspólnoty” (s.120).

A przecież sama Tokarczuk nieskuteczności wykładu przeciwstawia potęgę opowieści, gdy pisze, że „tylko fikcja literacka jest w stanie opowiedzieć taki stan subiektywności człowieka (a zarazem jego pełni), tylko fikcja z jej możliwościami zbudowania całej osoby ma przewagę nad argumentami rozumu (a więc nad tradycyjną formą intelektualnego wykładu)” (s.40). Nie powinno więc dziwić, że znacznie bardziej przekonujące okazują się te części zbioru, w których autorka sięga po mniej ideologiczne formy wyrazu. Przykład mogą stanowić „Pliki podróżne” – zestaw ponad trzydziestu krótkich obserwacji, anegdot, opisów czy złotych myśli, niemal jak z Oscara Wilde’a („Nic lepiej nie określa przynależności do wyższej klasy niż robienie rzeczy bezużytecznych”, s.108). O traktowaniu zwierząt w Polsce więcej od sztywnych napomnień mówi historyjka o obcokrajowcu rozczarowanym tym, że znaki „PIESI” nie ostrzegają przed potrąceniem psów („– Jak to? – oburza się. – Przecież jest ptak-ptaki, plik-pliki, prawda?”, s.96), a o równości ludzi mocniej przekonuje przywołanie plastikowego żołnierzyka, którego woda obmyła z umundurowania, więc „nie wiadomo, do jakiej armii należał i jaki los był jego udziałem” (s.109).

Tokarczuk – i deklaracjami, i (chyba trochę niechcący) wydanymi w omawianym zbiorze tekstami – udowadnia wyższość opowiadania nad pouczaniem. Są wprawdzie w „Momencie niedźwiedzia” także wywody bardzo udane – ale to akurat nie te dotyczące ideologii, praw zwierząt czy dyskryminacji płciowej.

Poważnie o pisaniu, niepoważnie o narodzie
Jeden z najbardziej godnych uwagi esejów w zbiorze to „Pstrąg w migdałach” – tekst o przenikaniu się fikcji i rzeczywistości, zainspirowany przyjęciem przez mieszkańców miasteczka Bardo elementów z opowiadania Tokarczuk „Bardo. Szopka”. Pisarka zauważa: „Miałam dziwne, nierealne poczucie, że znalazłam się oto we własnym tekście i że stałam się figurką, jedną z tych wielu, które tak skrzętnie opisywałam. Albo nie, odwrotnie – jakby to treść opowiadania przerwała kruche ramy realnego i zalała naszą rzeczywistość” (s.128). To z kolei prowadzi do stworzenia intrygującej koncepcji miejsc „słabo opowiedzianych”, takich, w których „nie można pisać ot, tak sobie. Każda niewinna opowiastka, każda skromna historyjka zostanie natychmiast przechwycona i jak szczepka rzadkiej rośliny – włożona do wody, żeby wypuścić korzenie. Są to rzadkie miejsca, gdzie mieszkańcy-czytelnicy traktują literaturę śmiertelnie poważnie. To nie jest już zabawa słowami, żaden »izm«, żadna »cja«. W takich miejscach literatura wciąż pełni funkcję, o której Centrala już zapomniała: łączy ludzi w uzgadnianiu jakiejś rzeczywistości” (s.131).

Do wywodów Tokarczuk o literaturze zdaje się przenikać moc samej literatury – co znacznie trudniej dostrzec w wywodach „zaangażowanych” pozaliteracko. Autorka potrafi fascynująco opowiadać także o polszczyźnie (która wydaje jej się stworzona „chyba raczej dla intuicji niż dla logosu, bardziej dla poezji niż naukowej rozprawy”, s.169). W tekście „Palec, który wskazuje na księżyc” znaleźć można na przykład deklarację niecodziennego podejścia do zapożyczeń: „Podoba mi się ta otwartość polszczyzny na obce słowa. Ta cecha sprawia, że naszemu językowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo. W jej szalonym wirze najbardziej egzotycznie brzmiące wyrazy zostają poddane potężnym młynom polskiej gramatyki. Doczepa się do nich swojskie końcówki i magluje je odmianą przez przypadki. To język, który zasysa wiele ze świata wokół, język wiecznie głodny” (s.164).

Trafnie pisze Tokarczuk nie tylko o języku polskim, ale i o Polakach, sięgając tym razem – dość zaskakująco, trochę wbrew stereotypowemu postrzeganiu jej prozy – po poczucie humoru. „Mały stronniczy przewodnik po Polsce dla Niemców z racji wstąpienia do Unii Europejskiej” to jeden z najlepszych (może nawet najlepszy) teksów w tomie. By udowodnić, że są w „Momencie niedźwiedzia” słodko-gorzkie momenty, które trafiają w sedno bez sięgania po patos, wystarczy przytoczyć spostrzeżenia kulinarne: „Dania uważane za typowo polskie to barszcz ukraiński, ruskie pierogi i karp po żydowsku” (s.141) i ustrojowe: „Stan Ustabilizowanego Kryzysu. Naturalny stan społeczno-polityczny, do którego Polacy przywykli od pokoleń i z którym świetnie sobie radzą. Istnieje obawa, że jakakolwiek normalizacja warunków może doprowadzić do niepokojów społecznych” (s.141). A dla kontrastu i pokazania, co się dzieje, gdy Tokarczuk krytykuje przywary narodowe bez takiego humorystycznego dystansu, zacytować można fragment eseju „Znowu zaczynamy przypominać plemię”: „Mit, który w krwiożerczy i bezwzględny sposób każe ruszyć kolejnym pokoleniom do beznadziejnej walki i który celebrując pozycję ofiary, zaraża smakiem przegranej, zanim jeszcze zacznie się walka czy gra” (s.178).

„Krytyka” jest „Polityczna”
Jak większość zbiorówek, tak i nową książkę Tokarczuk cechuje duże rozbicie tematyczne. Nie ono stanowi jednak problem. Wadą „Momentu niedźwiedzia” okazuje się raczej jakościowe, a nie tematyczne zróżnicowanie tekstów. W jednym tomie zgromadzono przekrój od przeciętnej recenzji „Matriksa” („Świat jest pułapką”) i mało oryginalnego omówienia „Uwikłanych w płeć” Butler („Jak powstaje płeć”), poprzez nie do końca przekonujące „Maski zwierząt” i wydający się zaledwie szkicem do powieści „Dom dzienny, dom nocny” esej „Dwanaście obrazków z Wałbrzycha, Nowej Rudy i okolic. 1996”, aż po bardzo dobre „Pliki podróżne”, świetnego „Pstrąga w migdałach” i rewelacyjny „Mały stronniczy przewodnik…”. Wydaje się, że przy tym doborze tekstów eseje o literaturze i o języku, zabawne spostrzeżenia o Polakach oraz interesujące obrazki z podróży grają drugi plan wobec mniej udanych, ale za to wyeksponowanych utopii i postulatów ekologicznych czy społecznych.

Taki układ tomu jest w pewnym sensie zrozumiały. Wszak Tokarczuk mocnym uderzeniem (książka to jednak coś innego niż rozrzucone po różnych tytułach i rocznikach czasopism artykuły) i uznanym nazwiskiem wprowadza do literackiego mainstreamu zagadnienia, które są w nim bardzo słabo reprezentowane – jak choćby obrona praw zwierząt. Gdyby jednak kilka tekstów wyciąć i położyć nacisk na eseje naprawdę inspirujące, chociaż może nie tak polityczne, to „Moment niedźwiedzia” miałby szansę stać się w większym stopniu książką, jak stwierdza na stronie wydawnictwa Joanna Bator, „o budowaniu własnego miejsca w świecie i języku”. A gdyby ideologię sączyć subtelniej, za to bardziej przekonująco, to efekt mógłby być porażający i (co w kontekście tej książki i tego wydawnictwa wydaje się szczególnie ważne) zmieniający rzeczywistość.

Oczywiście, wymienione zarzuty zbijać można argumentem, że do zrozumienia i docenienia niektórych zawartych w „Momencie niedźwiedzia” tekstów konieczne jest zrozumienie i docenienie spraw, o które pisarka walczy esejami. Znaczyłoby to jednak, że „Moment niedźwiedzia” może się okazać dla tych spraw niedźwiedzią przysługą. Jeżeli do zaakceptowania proponowanych w książce rozwiązań niezbędna byłaby wcześniejsza aprobata dla nich, to uzasadnione wydają się obawy, że wywody Tokarczuk przekonają jedynie tych już przekonanych, a nieprzekonanych raczej znudzą lub nawet wydadzą się im – tak, jak słuchaczom bohaterki Coetzeego – „nawiedzone”. Na szczęście i tym nieprzekonanym zostanie parę dobrych esejów, które dzięki wydaniu książkowemu wydobyte zostały z prasowego archiwum. Najnowsza publikacja Tokarczuk to bowiem lektura, po której fragmenty naprawdę warto sięgnąć. Tylko czy to nie odrobinę za mało?
Olga Tokarczuk: „Moment niedźwiedzia”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2012.