ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (202) / 2012

Magdalena Piotrowska-Grot,

NIE MA SPRAWY?

A A A
Chociaż filozofia i polityka idą w parze, a bez tej pierwszej prawdopodobnie w ogóle nie byłoby drugiej, należałoby pamiętać, że mimo wszystko są to dyskursy odrębne. Wiadomym jest, że wyjęte z kontekstu słowa, zwroty i wyrażenia bywają szalenie wieloznaczne i nabierają nowych znaczeń. Przede wszystkim tak subtelne teksty, jak rozważania filozoficzne, wykorzystywane przez kogoś próbującego osiągnąć przewagę polityczną, mogą tracić na wartości. Niezaprzeczalnie jednak jedna dziedzina stanowi motor drugiej, co w rezultacie wpływa na poczytność i rozumienie twórczości pisarzy, przejawiających w swojej twórczości polityczne i ideologiczne ukierunkowanie.

Działacz czy pisarz?
Monografie pisarzy – w sposób konieczny łączące w jednej książce krytykę literacką, biografistykę, konteksty historyczno-społeczne i interpretacje tekstów artystycznych – zdają się stanowić ogromne wyzwanie nie tylko dla ich autorów, ale i dla czytelników. Kiedy za twórczością autora – bez względu na dziedzinę, którą ten się zajmuje – zaczynamy dostrzegać człowieka, często posiadającego zupełnie ludzkie wady i popełniającego błędy, łatwo ulegamy złudzeniom; doszukujemy się w dziełach artysty elementów odpowiadających jego biografii, wypaczając znaczenie i gubiąc wartość jego wytworu. Oczywiście, nie jest do końca tak, że osobowość, zainteresowania i przeżycia twórcy nie znajdują odzwierciedlenia w jego dziełach, ale nie powinno wyznacza
to nigdy jedynej linii interpretacyjnej.

Sprawa Brzozowskiego jest bardzo dobrym przykładem takiego zatarcia ostrości widzenia. Polityczne walki i oskarżenia – bez względu na to, na ile słuszne – nie tylko sprawiły, że w pewnym okresie nikt nie zajmował się samym Brzozowskim, ale i doprowadziły do stanu, w którym, nawet jeśli już pojawiał się on w kulturowym dyskursie, to raczej jako oskarżany o zdradę lub broniony przed podobnymi wyrokami, nigdy zaś jako pisarz.

Oczywiście, w swoich artykułach często i odważnie opisywał Brzozowski swoje poglądy filozoficzne. Opierając sie na bardzo zróżnicowanych źródłach i przemyśleniach, tworzył własny system, wizję społeczeństwa i przyszłości. Jednak jego prace, w tym przecież także powieści – odzwierciedlające owe poglądy, ale i reprezentujące także inne wartości tematyczne i artystyczne – zostały w pewnym czasie zepchnięte na margines jego biografii pod naporem dyskusji „winny/niewinny”. W opinii publicznej, która opierała swoje wyroki na niezbyt rzetelnym, trzeba przyznać, materiale dowodowym, funkcjonował więc Brzozowski, zupełnie nie z własnego wyboru, bardziej jako działacz polityczny, oszust i zdrajca, agent Ochrany, niż jako pisarz, intelektualista, myśliciel.

„Ktoś musiał zdobyć się na apologię”
Esej Czesława Miłosza o Stanisławie Brzozowskim, „Człowiek wśród skorpionów”, jest, jak na Miłosza przystało, tworem, który trudno jest zaszufladkować gatunkowo czy stylistycznie. W książce Miłosza znajdziemy rozdział poświęcony biografii Stanisława Brzozowskiego, legendom narosłym wokół jego korzeni, warunkom, w jakich dojrzewał i drodze, jaką przeszedł, kiedy zaczynał budować swój system myślowy: „Ojciec jego, z bardzo kiedyś zamożnej, ale podupadłej rodziny szlacheckiej, był plenipotentem właściciela Wojsławic, hrabiego Poletyłły. Ów hrabia Poletyłło uchodził za »niesamowitego« – czemu, trudno dociec, może ktoś kiedyś to odkryje. Według szeptanej pogłoski on właśnie miał być ojcem Stanisława Brzozowskiego: niesamowitość ojca miała wyjaśniać niesamowitość morganatycznego syna” (s.42). Nie jest to oczywiście biografia kompletna, a raczej swoiste naszkicowanie przemian, jakie zachodziły w bardzo młodym człowieku, który pod wpływem ambitnych lektur i poczynionych obserwacji, zaczyna szukać wyjścia z impasu społecznego, w jakim przyszło mu żyć. Nie brakuje informacji o błędach popełnionych przez młodego twórcę i poważnych konsekwencjach, które poniósł, nie tylko za swoje czyny, ale także za publikowane artykuły i głoszone poglądy.

Czytelnik odnajdzie w książce Miłosza również i skrótowe, ale jednocześnie w miarę dokładne, a przede wszystkim dość obiektywne (o co bardzo trudno w wypowiedziach na temat Brzozowskiego) studium filozofii pisarza. Ten niewielki rozdział stanowi dla nieprzygotowanego czytelnika nie lada wyzwanie. Nagromadzenie cytatów, rozważań, fragmentów listów, a także, wymieszane w dyskursie Brzozowskiego, odniesienia do przynajmniej kilku systemów filozoficznych, znajdujących dopełnienie dopiero na głębszym poziomie – wszystko to sprawia, że aby zrozumieć, należy wytężyć uwagę, na przykład przy lekturze takich zdań, jak to: „»Filozofia Hegla była tylko reimpatriacją, że tak powiem, abstrakcyjnego rozumu racjonalistów” (s.136). Miłosz wcale nie stara się ułatwić odbiorcy zadania. Nie stara się opatrywać cytatów z pism Hegla czy Marksa wyczerpującymi komentarzami; próbuje raczej odzwierciedlić sposób myślenia twórcy, któremu poświęca swą pracę, bez wypaczeń, zmian, uproszczeń, jakby starając się pokazać, że właśnie takie zabiegi prowadzą do złych odczytań, do nawarstwiania interpretacji, pod którymi niełatwo doszukać się pierwotnego kształtu słów i przemyśleń.

Oprócz prób przedstawienia oryginalności i indywidualizmu Stanisława Brzozowskiego, uczynił Miłosz w „Człowieku wśród skorpionów” rzecz niesłychanie ważną, może nawet najważniejszą w całej książce. Przywrócił głos Brzozowskiemu, pozwolił wybrzmieć w licznych cytatach i streszczeniach myśli samego autora, czystej, nieprzekształcanej przez pomówienia, które, słuszne czy nie, zdecydowanie zbyt daleko posunięte, odebrały nam na długi czas twórczości Brzozowskiego i jej odczytań. Pozwala mu się bronić, przedstawiać swój punkt widzenia: „»Jest w tej całej sprawie możliwość oczyszczenia duchowego, ale nie wiem, czy potrafię naukę tę wykorzystać – czy nie jest ona za twarda. I może niesłusznie mówię, bo właściwie powinienem powiedzieć – nie wiem, czy nie okażę się za słaby. Widzicie kolego, jest w tym wszystkim i moja wina, nie ta oczywiście, o której mówię, ale może nawet głębsza. Oto nie wiem, ale zdaje mi się, że nie wszystko czyniłem, by wypowiedzieć zawsze całą prawdę«” (s.196). Oczywiście, w opinii większości sprawą priorytetową jest w takich przypadkach wydanie słusznego wyroku, docieczenie prawdy. Nigdy nie należy jednak zapominać o kontekście i specyfice sytuacji, w której przerażony człowiek robi rzeczy, na jakie nie pozwoliłby sobie w normalnych warunkach, a także o tym, jak łatwo zataja się prawdę, rozpowszechnia pomówienia przeciw niewinnym często ludziom, w imię zwycięstwa w walce o wpływy i władzę.

Pojawia się jednak pytanie, czy zabiegi Miłosza przyniosły jakikolwiek skutek? I jego książka bowiem, mimo wszystko, zwraca bardziej uwagę czytelnika na „sprawę” niż na twórczość Brzozowskiego, a tak bezkrytyczna pochwała pism Brzozowskiego ze strony Miłosza budzi pewne podejrzenia. To, czego rzeczywiście nadal brakuje, to raczej współczesne, krytycznoliterackie spojrzenie na literacką twórczość Brzozowskiego, opracowanie pism, które nie są dobrze znane (choć cieszą wznowienia „Płomieni”, obecne na rynku wydawniczym pozycje nie wyczerpują tematu), bardzo często omawiane przez pryzmat zamieszania, jakie swego czasu powstało wokół ich twórcy.

Początkowo, w takim duchu wydaje się utrzymany także i wstęp do wznowienia książki Miłosza przez wydawnictwo Krytyki Politycznej. Jednak w rozmowie Cezarego Michalskiego i Sławomira Sierakowskiego zatytułowanej „Nie ma sprawy”, „sprawa” jest cały czas obecna – i to nie tylko sprawa Brzozowskiego, ale także sprawa Milosza. Twórczość obu autorów pojawia się w niej jako kontekst polityczno-filozoficzno-społeczny, ale ciężko odnaleźć tam coś więcej ponad myślenie o literaturze ześrodkowane na jej ideologiczności, polityczności czy, co najwyżej, religijności. Oczywiście, absolutnie utopijną byłaby myśl, że literaturę interpretować należy w oderwaniu od tych kontekstów (czy biografii twórcy; choć cały czas teoria literatury przypomina nam o jej abstrakcyjności i osobnym bycie, wciąż jednak wtłaczamy jej wymiar w codzienność i współczesność jej twórców). A jednak pominięcie faktu, że jest w niej coś jeszcze, prowadzi do zapominania, że bardzo często porządek twórczości nie pokrywa się z porządkiem tak zwanego „życia” i zaangażowania polityczno-społecznego.

Niezaprzeczalnie, według Miłosza, wartość pisarstwa Brzozowskiego nie powinna być pomijana z racji politycznych przepychanek. Jak sam stwierdza w podsumowaniu „Człowieka wśród skorpionów”, on sam zebrał w książce mnóstwo przykładów na to, że Brzozowski opierał swój filozoficzny system na myśli Marksa, Hegla czy Nietzschego, ale nie dochowuje wierności żadnemu z nich. Jak wiadomo, czerpie z ich pism, ale nie jest wobec nich bezkrytyczny, a przede wszystkim stanowią one jedynie podstawę jego indywidualnego, złożonego systemu myślowego: „Niczym bowiem innym materializm dziejowy nie jest, jak metodą badania wszystkiego, co jest dziełem ludzkości, a więc moralności i prawa, nauki i sztuki – metodą, nie z zewnątrz przystępującą do zagadnień, lecz obnażającą ich wewnętrzną istotę, ujmującą je w samym ich powstawaniu. Cały świat kultury jest przecież dziełem ludzkości: materializm dziejowy ukazuje nam jego rodzenie się, jego powstawanie z jej życia i pracy.” (S. Brzozowski: „Materializm dziejowy jako filozofia kultury”). Dla Miłosza Stanisław Brzozowski jest przede wszystkim dobrym, nieszablonowym pisarzem i myślicielem o bardzo szerokich horyzontach, a nie działaczem politycznym, agentem czy, tym bardziej, zdrajcą.

Czas na refleksję
Pisze Miłosz: „Pokuszę się tutaj o rekonstrukcję »sprawy«, raz jeszcze, chociaż zużyto na nią w Polsce dużo atramentu. Każde zjawisko minione zmienia się zależnie od tego, z jakim zapasem czaso-wiedzy, jeżeli wolno tak się wyrazić, przystępuje do rozważań nad nim następna formacja” (s.178).

Być może kolejne wydanie „Człowieka wśród skorpionów” trafi wreszcie na dobry czas. Chodzi o czas, w którym pewien dystans od głębokich ran zadanych polskiemu społeczeństwu przez komunizm, pozwoli na szersze spojrzenie na „sprawę” – nie tylko Brzozowskiego, ale bardzo wielu twórców, którzy z różnych przyczyn, których współczesnym nie sposób ocenia
, współpracowali czy ideowo sympatyzowali z władzami Polski Ludowej. Chodzi tu także o potrzebę oddzielenia filozofii, która dała podstawę ideologii komunistycznej, od czynów tych, którzy, działając „pod sztandarem” socjalizmu, wypaczyli idee zawarte w pismach Marksa i innych w imię zdobycia władzy. W swoim eseistycznym studium Miłosz pokazuje człowieka uwikłanego w politykę – intelektualnego emigranta, obstającego przy swoich przemyśleniach i ponoszącego karę za swój indywidualizm: „»I coraz bardziej położenie nasze daje się zdefiniować w ten sposób: z minuty na minutę wzrasta szybkość i natężenie tego potężnego ruchu, który nas porywa i o którym nie wiemy, po co i dokąd dąży, chociaż sami go tworzymy«” (s.129). Stara się także udowodnić, że Brzozowskiego nie powinno mechanicznie łączyć się z tymi czy innymi systemami myślowymi, ale przede wszystkim, zamiast osądzać czyny, postarać się skupić na jego twórczości, która także i dziś nadal czeka na nową interpretację i merytoryczny, literaturoznawczy komentarz.
Czesław Miłosz: „Człowiek wśród skorpionów. Studium o Stanisławie Brzozowskim”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011.