ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (207-208) / 2012

Emilia Konwerska,

CYCKI I ŻYDZI

A A A
Trupom nie wypada puszczać Dead Kennedys. Do kina też się ich nie zabiera, zbyt ciemno – zasypiają. Lubią iphony, ubrania i miękkie narkotyki. Igor Ostachowicz stworzył bardzo współczesną powieść, w której punk miesza się z popkulturą, a opisy obozów koncentracyjnych z grą komputerową. Mamy więc „Piłę“, „Zemstę“, Auschwitz i Tarantino w jednym. „Noc Żywych Żydów“ to literacki majstersztyk zbudowany z narodowych przesądów, traum i lęków rozbitych kijem bejsbolowym i poskładanych w nowoczesne puzzle. Żydzi Ostachowicza powinni słuchać Aphex Twin. „Come to Daddy“ szmalcowniku.

Wszystko kręci się wokół glazurnika z uniwersyteckim dyplomem, który jest za bardzo egotyczny, żeby być bohaterem. Mamy więc klasyczego antybohatera, człowieka, którego uspokaja liczenie pieniędzy, dla którego nie istnieją inne problemy niż własne, przypisane do niego z imienia i nazwiska. Antybohater mieszka z Chudą, ekologiczną, zbuntowaną i czułą na problemy świata kobietą, którą zdradza, ponieważ ma dosyć. Chuda jest nowoczesna, europejska, czyta literaturę feministyczną i nie ogląda telewizji. Antybohater tęskni za prawdziwymi cyckami i tłustą jajecznicą na śniadanie. Od cycków zaczyna się cała historia. „Siędzę, głupio się uśmiecham i nie odróżniam świata od telewizji“ (s. 78) mówi w pewnym momencie bohater i te słowa stają się mottem powieści. Wygodni, najedzeni Polacy potrzebują zombie apokalipsy, żeby obudzić się z letargu, bo jak się okazuje – mniej w nich życia niż w niejednym nieboszczyku.

Igor Ostachowicz snuje wizję współczesności skupionej na gadżetach i przyjemnościach, w której człowiek przed śmiercią żałuje, że nie pojechał do Egiptu. Nie potrafimy zrozumieć walki, prawdziwego zagrożenia i wzniosłych ideałów. Trzydziestolatek nie ma o czym rozmawiać z powstańcem z getta. Nigdy go nie zrozumie, nieważne, ile obejrzał filmów, ile przeczytał wierszy o zagładzie. Autor zwraca uwagę, jak płytka jest nasza wiedza o wojnie. Karuzela obok getta, Różewicz, „Pianista“ układają się w symulację holocaustu, makietę getta. Żydzi Ostachowicza są więc naszym wyobrażeniem Żydów. Smutnych, pięknych i dzielnych. Popkultura przemieliła ten temat na milion sposobów. Nic już nie jest prawdziwe, żadne wspomnienie. Nie potrafimy myśleć o wojnie bez „Listy Schindlera“ i opowiadań Borowskiego. Ostachowicz, lepiąc w imitacjach holocaustu, doprowadza akcję do absurdu. Żydzi wychodzą z piwnic, kanałów, Polska to jeden wielki cmentarz. Nastolatki Rachela i Dawid chcą, żeby mówić na nich Rejczel i Dejwid, i marzą o zakupach w Arkadii. Współczesna Arkadia ma pina coladę, markowe ciuchy i elektroniczne zabawki.

Nasz bohater zostaje zmuszony do walki i ofiary, zamienia się w Neo, żydowskiego Wybrańca i Zbawiciela. Poprowadzi na barykady lud żydowski, żydowsko-podziemny, a przy okazji wyda wszystkie oszczędności. Ostachowicz w „Nocy żywych Żydów“ wielokrotnie porusza temat męskości, bohater źle się z nią czuje, nie rozumie jej, nie identyfikuje się. Kapitan Ojciec – symbol wszystkiego, co heroiczne, opiekuńcze i samcze nie jadł nigdy ciastek ponieważ uważał, że to niemęskie. „Co to były za straszne czasy – pomyślałem trochę w stylu Chudej – eskalacja kultu męskości, nic dziwnego, że się to tak strasznie skończyło. We wszystkich rządach świata zasiadali chłopcy przebrani za Zorro, Supermana, Wilhelma Tella, Pirata, żaden nie chciał słuchać mamy, każdy uważał, że dziewczyny są głupie i trzeba być twardym, i że jako pozytywny bohater ma wszystkich pokonać, żeby nie wiem co, zaciskali piąstki i krzywili buzie, udając gotowość do walki, straszne czasy“ (s. 156 – 157). Bohater trochę niechcący, trochę zaskakując samego siebie staje się kimś wielkim, kimś, kto walczy, kimś, kto umiera. Za co? W imię czego? Tego tak naprawdę nie wie. Ale kto powiedział, że trzeba wiedzieć?

Czarne charaktery w powieści Ostachowicza są wycięte z komiksu, mają niezwykłe moce, żydowskie talizmany, awansują w hierachii zła. Ktoś Zły, Zupełnie Zły i Diabeł. Prawdziwy rogaty diabeł z fioletowym językiem i rogami rozkochuje w sobie żydowską nastolatkę, gwałci swoich nazistowskich wspólników i bawi się w hentai. Świat tych dobrych (i martwych) jest fantastyczną powieścią. Ale świat tych złych jest cyberpankową komedią absurdu pełną krwi, przemocy i przemian w monstra o nadludzkiej sile. Zombie nazista o imieniu Fritzl, zakompleksiony chłopak o pseudonimie Hitler i zafascynowany Norwegią masochista tworzą kreskówkową zgraję, która została stworzona, żeby niszczyć, palić na stosach i tryskać spermą. Neonaziści, NeoŻegota, tajemniczy Doktor – Mściciel, który w piwnicy dokonuje wyroków zza grobu, tworzą barwny rysunek, a faszystowskie emblematy i Gwiazdy Dawida są tu tylko fetyszami popkultury w stylu Myszki Miki i lalki Barbie. Akcja zmienia się jak w kalejdoskopie, Igor Ostachowicz bawi się formą, skojarzeniami, nawiązaniami do kultury masowej. Łowcy głów, odpadające ręce, oczy z piłeczek pingpongowych, gnijąca panna młoda i bękarty wojny w zabawnym, erudycyjnym kolażu. Nie zawsze jest jednak śmiesznie. Momentami jest poważnie. I strasznie.

Główny bohater trafia do Auschwitz. Nie jest to jednak prawdziwe Auschwitz, ale „sekłel albo rodzaj franczyzny“. Trafia więc bohater do obozu ze swoich koszmarów, wyobrażeń, a może fantazji. Wiadomo przecież, że faszyzm funkcjonuje jako perwersyjna podnieta, a bohaterowie książki marzą o seksownych mundurach Gestapo. Susan Sontag miała rację. Opis obozu jest przerażający i brudny. Autorowi udało się oddać strach, beznadzieję i utratę człowieczeństwa. Bohater ma uwierzyć, że jest tylko zwierzęciem. Fukcjonuje poza czasem, zegarki są dla ludzi. Mamy w opisie obozu zagłady elementy faktycznych procedur obozowych wymieszane ze współczesnymi obrazami upodlenia człowieka, w których ważną rolę odgrywa mechaniczny seks, zdjęcia, kamery, filmiki na jutubie, cyberprzemoc.

Igor Ostachowicz wnika w „system immunologiczno – mistyczny miasta“ i zatrzymuje się przy kilku tematach. Mamy więc walkę o prawa pracownicze i ich niemoc. Związkowcy nie potrafią walczyć inaczej, niż paląc opony, narzekając na Żydów, Niemców i pracodawców. Mamy anarchistów i lewaków zatrzymywanych przez policję, podczas gdy młodzi naziści zabijają ludzi. Mamy media, których relacje są ważniejsze i prawdziwsze niż realne wydarzenia. Mamy społeczeństwo, które uwielbia używać słowa pedał. „Jaka obelga jest najstraszniejsza? Kryptokomuniści? Kryptogeje? Mam. KRYPTO-ŻYDZI!“ (s. 116). Bohaterowie powieści kluczą labiryntem stereotypów, kulturowych i literackich wskazówek, wspomnień i dobrych chęci. Zajęci swomi gadżetami i kredytami nie żałują niczego, nie chcą historii i walki. „Co, mam żałować, że żyję w pokoju, w Unii Europejskiej, w NATO, w anorektyczno-ekologicznym porozumieniu sił Zachodu, w globalizacji kolorowych fotografii, że dostępne są prezerwatywy z różnymi bajerami, że w kółko oglądam filmy o dyskryminacji czarnoskórych w Ameryce, chociaż nie znam żadnych czarnoskórych osobiście i nigdy nie byłem w Ameryce (...) że zamiast socjalizmu prowadzącego do komunizmu jest wegetarianizm prowadzący do weganizmu (...) że ludziom masowo odbiło i nagle postanowili być zdrowi, biegać, jeść sałatę, nie palić, no co, mam żałować tego wszystkiego?“ (s. 102 – 103). Żadnych sentymentów, żadnego Tęsknię za Tobą Żydzie, liczy się tylko suma na koncie. Tak chciałby żyć bohater powieści Igora Ostachowicza. Ale się nie da. Bo z piwnicy coś wychodzi, coś stuka, coś żyje i każe być bohaterem narodowym, który zabija swoich rodaków, neonazistów, opiekuje się martwymi, żydowskimi dziećmi i nie zna litości. Tak to się kończy. Ariwederczi.
Igor Ostachowicz: "Noc żywych Żydów". Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2012.