ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (207-208) / 2012

Marcin Ostrychasz,

TRIPTYK O MIJANIU

A A A
1

W znoszonej skórze


Droga Mleczna i spłonione policzki boginek żyta.
Panie Alzheimerze, nawet Pan nam tego nie zabierze.


Twoje siwe dłonie ledwo się podnoszą,
a ty się bujasz nad porcelanową cembrowiną,
nie wiedząc, czy to połowa dnia, czy powała nocy.
Kiedy po raz ostatni rozplatałeś najdłuższy warkocz we wsi?

To prawda, że zdolności uleciały jak żurawie
spłoszone na nabrzeżach Lasu Czeszewskiego,
a czas przefarbował daty i przeczesał imiona.
Niemniej tamto coś zostało, niby echo znad ognisk,
gdzie panienki mokre jak łączka pod podeszwą zmierzchu
wpuszczały chłopaków w miękkie zakamarki.

Wtedy musiało płonąć coś więcej niż szczapy
i ten Mesjasz przymykający na was oko topolowe,
korniki wibrowały mu pod powiekami, chciał zdjąć
krwiściągową koronę, chciał podejść, bo w mroku
i chłodzie ogień jest najwierniejszym przyjacielem człowieka.

!!

Szara kartka


Podobno Kodak ma ogłosić bankructwo
mówi tabloid

Jeszcze pozostał amalgamat bezużytecznych staroci
choć ostatnio dla przestrzeni zaczęliśmy je wymiatać
nie oszczędzając zrudziałych odbitek z obejściami
antenatów którzy się zaczynali przy naftówkach
a kończyli odłączani od sztucznych aparatur
podtrzymujących płomień w znoszonych tęczówkach

Przeszłość to zdanie zapisane ołówkiem
jej herosi bezskutecznie próbują zwiać z cokołów
kwaśny deszcz wyciera im lica
elektryczny skowronek zaczął nową wiosnę

Tam gdzie jutro było wczoraj a czyn prześciga marzenie
gdzie z piasków wyrósł Las Vegas
gdzie Ibiza kapitol melanżu wyspa na kółkach ekstazy
na ciekłokrystalicznych firmamentach wybuchają supernowe
pogaśli nam święci a Syn jak w niebo poszedł
tak już nie powrócił tylko się objawia
w dziwacznych okolicznościach
ponieważ Ziemia to dziwna planeta
w posiadaniu homo i hetero sapiens
i wyobraź sobie że teraz
komuś z przestrzelonej klatki wylatują wróble
a ja właśnie zatrzymuję się przy przedwojennym oknie
widzę dziewczę z dredami na ostrym kole
– ładne bo w moich wierszach nie ma brzydkich dziewcząt –
zderza się z przystankowym tłumkiem

Świat na ostrym kole zjeżdża ze stromej ulicy
aż świszczy mu w uszach aż łzawi od muszek
na wysypisko trafia kolejna partia mięsa
jakiś menel obszczywa siebie i półpiętro
ktoś głośno kopuluje ktoś smaruje bagietkę z Tesco
w oddali tramwaj przecina przestrzeń i gołębia
którego serce potoczyło się jak jasnoczerwony żelek
gołębie serce leży na środku torowiska
a ja pluję krwią i spuszczam wodę


III

Królestwo Ungolianty


Znajomej okolicy został ostatni mistrz zegar,
a szewc ślepnie bez ucznia, ramiarz krzywi ramy.
Cyfrowych zdjęć naliczysz więcej niż kropelek w mżawce,
gdyż młodzi chodzą szybciej, niż biegają starzy.

Tak mógłby powiadać Gandalf trzymający magnezję,
i jeszcze, że dzisiaj nie opłaca się zastanawiać
nad schwytaniem momentu, że coraz mniej błonek
uczulonych na światło, że ktoś napisał algorytm
sepii, świat odbity przykrył pluszową patyną,

ktoś nam wykręcił czerwone żarówki. Teraz ciemnia
to monitor, a tu i teraz cierpi na miastenię,
podróżując z prędkością światła w sieci Ungolianty.

Hic et nunc.