ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (62) / 2006

Anna Klamecka,

MICHEL FABER I MROCZNE DETALE…

A A A
W kilka miesięcy po ukazaniu się na polskim rynku powieści Michela Fabera „Szkarłatny płatek i biały” niemal każdy czytelnik przekonany jest, iż znak równości między tą właśnie powieścią a zapoznanym modelem wiktoriańskim postawić można bez zastrzeżeń. Zastanawia mnie jednak fakt, czy powieść taka byłaby jeszcze możliwa po lekturze Marksa, Freuda i feministek, jak sugeruje w rozmowie z autorem, podążając tropem innych krytyków, Sławomir Sierakowski (zob.: „Literatura zawsze jest polityczna”. „Europa” 2006, nr 25)?

Nie wiem, ile tak naprawdę jest seksu czy też mrocznych detali w tej powieści. Nie mnie oceniać także, czy rzeczywiście Dickens napisałby ją identycznie, gdyby mógł „mówić o wszystkim”. Takie klucze czytelnik znajduje na okładce „Szkarłatnego płatka”, lecz nie obowiązują one już po lekturze kilku pierwszych stron. Przestają być aktualne z dość banalnego powodu – książka zaczyna żyć własnym, autonomicznym życiem i niejako „zasysa” czytelnika „w siebie” na (bagatela!) osiemset trzydzieści siedem stron… Oznacza to wyprawę dla wytrwałych.

Przyznam, iż mimo krytycznego nastawienia, dałam się zwieść Faberowi (który przewrotnie stara się nawiązać silną więź emocjonalną z czytelnikiem), gdyż w momencie zakończenia lektury ostatniej strony poczułam pustkę i rozczarowanie. Gabaryty tej powieści sprawiają, że chociaż widmo końca majaczy w oddali, to tak naprawdę dominuje zapowiedź lektury bez końca. Rozczarowanie jest tym bardziej przykre, iż czytelnika czeka brutalne odrzucenie przez narratora, ale o tym później.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż najbardziej odpowiednią dla powieści Fabera formą publikacji byłoby rozcięcie jej na szereg „odcinków”. Choć formuła ta dawno odeszła już do lamusa, umożliwiłaby Faberowi idealne odtworzenie klimatu, który proza jego próbuje naśladować. Nie bez przyczyny twierdzę, iż naśladować próbuje, gdyż pojawiają się momenty załamujące wiarygodność narracji. To te, w których pojawia się ironia, wynikająca z zupełnie innej perspektywy mentalnej i możliwości „spojrzenia z dystansu”. Dziewiętnastowieczny Londyn, „symbol obłudy, seksu i przemocy”, nie może więc funkcjonować jednowymiarowo, lecz prowadzi nas także poprzez meandry obowiązujących ówcześnie równolegle pruderii i rozpusty oraz całego szeregu hipokryzji. Wkraczamy w czasy idealnie bezcielesnych postaci, w których: „Pancerne staniki przylegają mocno do kobiecych piersi i brzucha, spódnica opina ciasno miednicę z przodu i zwisa dalej luźno, wystarczy zatem silny podmuch wiatru, by odsłonić nogi, z kolei turniura z tyłu podkreśla obecność skrytych pod suknią pośladków. Jednak żaden przyzwoity mężczyzna nie ośmieli się myśleć o kobiecym ciele, a żadna przyzwoita kobieta nie powinna się uważać za istotę cielesną” (s. 72).

Postacią łączącą pojawiające się w powieści wątki jest William Rackham. Poznajemy go jako nieudacznika (pogrążonego w sentymentalnych wspomnieniach szaleństw młodości) i niezrealizowanego literata. Uzależniony od finansów ojca, pragnącego zmusić go do przejęcia firmy perfumeryjnej, najchętniej dalej pozowałby na dandysa podbijającego niewieście serca swą ekstrawagancją. Rackham rozdarty jest pomiędzy trzy kobiety (w finale pojawia się jeszcze „ta czwarta” – lady Bridgelow). Rola każdej z nich ulega swoistemu przemieszczeniu.

Sugar to emancypantka, intelektualistka… prostytutka! Pisze autobiograficzną powieść, której przewodnim motywem jest chęć zemsty na mężczyznach, z którymi zmuszona była obcować. W momencie, w którym zaczyna się czuć bezpiecznie (staje się bowiem utrzymanką Rackhama i zauważa, jak łatwo przychodzi jej manipulowanie nim), nie jest już w stanie znaleźć dla swojego tekstu właściwego zakończenia. Przymus pisania znika wraz ze zmianą jej sytuacji życiowej, a zemsta przestaje być aktualna. Choć dla profesji, którą trudni się Sugar, najbardziej właściwą formą kontaktu powinna być anonimowość i ulotność, to właśnie ona wpisuje się niemal w rolę żony, doradczyni. Faber tworzy postać prostytutki bliski kształtem realiom czasów starożytnych, gdzie wyraźna granica między żoną a prostytutką była uwarunkowana specyficznymi czynnikami. Ateńska żona była kobietą posiadającą jedynie umiejętności potrzebne do prowadzenia gospodarstwa domowego. Dodatkowo musiała przebywać w tylnej części domu, odizolowana od spojrzeń pozostałych domowników, czy też gości. Dążenie do zdobycia innego rodzaju wiedzy było zakazane, jej posiadanie równoznaczne było bowiem z nadaniem statusu ladacznicy (zob. Nickie Roberts: „Dziwki w historii”. Warszawa 1997, s. 34). W świetle tych faktów rysuje się niebezpieczna analogia do mentalności kobiet XIX wieku.

W ten model doskonale wpisuje się Agnes Rackham – żona Williama. Edukacja, której została poddana, miała na celu zdobycie umiejętności „bycia ładną”. Agnes nie jest nawet świadoma faktu menstruacji oraz ciąży. Przeżywa wtedy traumę, gdyż przekonana jest, że umiera, menstruację traktuje jak stygmaty, a rozwijające się w jej łonie dziecko to według niej demon pożerający ją od środka. Ukojenie znajduje jedynie w snach, w których podróżuje do Klasztoru Zdrowia prowadzonego przez siostry zakonne. To jedyna przestrzeń, w której bez skrępowania może na powrót identyfikować się z wiarą katolicką, wiarą matki, do której odrzucenia została przymuszona przez ojczyma. Pogłębiające się problemy psychiczne powodują, iż nieuchronnie staje się dzieckiem, którym Rackham musi się zaopiekować. Sugar jest kreatywna, samodzielna, doradza Williamowi, w jaki sposób rozwinąć firmę czy też jak pozbyć się niewygodnych konkurentów. Pani Rackham jest w stanie przyswajać jedynie wiadomości już przetworzone. Jej opinia na temat spektaklu, sztuki jest powtórzeniem oceny, która pojawiła się w „London Periodical Review”.

Agnes cierpi na wstydliwą, ale jakże charakterystyczną dla dziewiętnastego wieku chorobę – histerię. Symptomatyczne są sceny, w których bada ją doktor Curlew i stwierdza, że jej macica nie znajduje się tam gdzie powinna! To przejęcie obecnego już u Platona i Hipokratesa motywu wściekłej macicy w dziewiętnastym wieku było niezwykle popularne. Specyfika prowadzonych ówcześnie badań znalazła zastosowanie także w odniesieniu do prostytutek. Zjawisko prostytucji miało tak ogromny zakres, iż pojawiła się potrzeba pewnego teoretycznego „uporządkowania”. Badania prowadzone przez Lipperta oraz Parent-Duchâtelet’a miały wykazać, iż istnieją pewne wspólne tej grupie kobiet cechy anatomiczne. Pierwszy z badaczy stwierdził między innymi, iż oczy prostytutek uwydatniają się, gdyż zmuszone są do nieustannego wyglądania i przyciągania klientów, a ponadto wiele z nich jest łysych, gdyż prowadzą niespokojne życie i poruszają się po ulicach bez nakrycia głowy (Roberts, s. 345). Drugi z nich natomiast doszedł do wniosku, iż waginy prostytutek „nie są normalne, bo odznaczają się ogromnymi wargami sromowymi i łechtaczkami” (Roberts, s. 344).

Trzecia z kobiet to Sophie – córka Agnes i Williama – w domu Rackhamów jej istnienie jest pomijane milczeniem. Dla pani Rackham córka nigdy się nie narodziła, nie istnieje – taki porządek rzeczy podtrzymuje mąż, służba i całe otoczenie. Dla Rackhama Sophie jest oczywistym rozczarowaniem, gdyż nie zapewnia kontynuacji rodu. Sytuacja zmienia się, gdy w domu perfumeryjnego magnata pojawia się Sugar jako guwernantka dla jego córki. Jest to punkt zwrotny w historii obu kobiet – początek istnienia Sophie jako córki, lecz przypieczętowanie losu Sugar, która z każdą chwilą staje się mniej atrakcyjna dla pana domu.

Faber specyficznie pojmuje rolę literatury i prowadzi przewrotną grą z odbiorcą. Chce załamać nasze poczucie bezpieczeństwa i pewność co do narzędzi, za pomocą których jesteśmy przyzwyczajeni czytać. Wprowadza czytelnika w błąd, prowadząc narrację tak, aby zapewnić mu komfort współuczestnictwa. Niestety, formuła końcowa drastycznie pozbawia nas złudzeń i odrzuca wręcz ze swego świata, w którym uczestniczyliśmy dotąd na równych prawach: „Te słowa skierowane są także do ciebie: do widzenia!
Wiem, że to oschłe i oględne pożegnanie, ale czy wszystkie rozstania nie wyglądają tak samo? Wydaje ci się, że wasz związek przetrwa całą wieczność, aż t u nagle koniec. Mimo to cieszę się, że wybrałeś właśnie mnie: mam nadzieję, że zaspokoiłam wszystkie twoje pragnienia, a w każdym razie, że sprawiłam ci przyjemność. Byliśmy ze sobą bardzo długo i wiele razem przeszliśmy, a ja nie wiem nawet, jak się nazywasz!
Ale teraz już czas, żebyś pozwolił mi odejść”.
Michel Faber: „Szkarłatny płatek i biały”. Wydawnictwo WAB, Warszawa 2006.