ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (216) / 2012

Agata Goraj,

NO… TO BIS: „TERAZ PORUSZAM SIĘ MIASTEM”

A A A
Tytuł wystawy Andrzeja Tobisa wyeksponowany w cudzy(m)słowie mówi, że autor na tę chwilę przemieszcza się konurbacją górnośląską. We wstępie do katalogu czytamy (za autorskim cytatem): „Miasto wydaje mi się (…) złożone głównie z uporządkowanych płaszczyzn, elektrycznego światła i kobiet. Uważam, że wszystkie te elementy są piękne i dlatego je maluję” (Tobis 2002: 2). No i rozumiemy, że dojrzałe malarstwo Andrzeja Tobisa sprowadza się do trzech fenomenów.

Płaska powierzchnia, światło i kobieta – pierwiastki świata przedstawionego wyznaczają miarę i właściwości obrazów Andrzeja Tobisa. Szczególna wrażliwość artysty na dwuwymiarowość, rzutuje na jego (od)malowaną, miejscami (prze)rysowaną rzeczywistość. Pozbawiona głębi przestrzennej, zbudowana z płytkich pociągnięć dłoni, tworzy zwarty, zharmonizowany układ. Statyczną kompozycję opartą na geometrycznych, uporządkowanych kształtach o światłocieniowym modelunku, cechują: silny linearyzm, płaszczyznowość ujęcia i rezygnacja z efektów iluzjonistycznych. Monochromatyczna gama barwna (w porównaniu do opisanej w poprzednim artykule pierwszej fazy twórczej Andrzeja Tobisa) poszerza się, a tonacja ulega znacznemu ochłodzeniu. Kolorystyczną perspektywę budują stonowane, głównie jasne i delikatne, płaskie plamy puentylistyczne. Z minimalizmu środków wyłania się niemal monochromatyczna, magiczna, kreacja malarska. Obserwujemy zanik jasno wyznaczonego horyzontu w postaci linii, zamiast której wyłania się plan drugi. Zacieniowany lekko przygaszoną tonacją, wydestylowany z matowej materii obrazu, poszerza go przestrzennie. Pozbawione dusznej atmosfery płótno otrzymuje (jednocześnie dając) głębszy oddech. Obrazy – naturalne przedłużenie artystycznego tchnienia – są rozwinięciem twórczego życia Andrzeja Tobisa. Artysta na naszych oczach ciągnie dalej (pędzlem) plastyczną opowieść o nieograniczonych możliwościach potencjalnego widzenia. Powtarzam, widzenia, nie (tylko) patrzenia.

Dalszy plan wyraża tęsknotę za weryzmem i dosłowną wiernością przekazu. Charakterystyczne, sztuczne i trudne do zidentyfikowania światło jest rozproszone. Jego źródło, niewiadomego pochodzenia, pozostaje poza zasięgiem pola obrazowego. Brak słońca, które stanowi centrum układu organizującego życie, wokół którego krążą inne ciała, unicestwia główne źródło energii i siły witalnej. Najjaśniejszy punkt (wszech)świata zostaje wyparty i zalany przez homogeniczną elektryczność. Wyznaczenie dnia czy nocy jest niemożliwe. Cykl biologiczny oraz naturalny rytm przyrody zostają zawieszone w próżni czasu. Wszystko pokrywa cienka, subtelnie drgająca warstwa oświetlenia, która składa się na impresjonistyczną fakturę dzieła. Prześwietlone sceny, w stylu realizmu magicznego, odrealniają całość przedstawienia. Człowiek, żyjąc w mieście, które jawi się jako sztuczna kraina, tak bardzo oddalił się od pierwotnego świata, że zdaje się istnieć poza jego zasięgiem. Zamknięty w platońskiej jaskini własnego ego, widzi zaledwie cienie idei. Jakby za szybą, w szklanej klatce, obserwuje inne pomniejsze akwaria, konserwujące podobne mu życia. Postacie na obrazach bez punktu odniesienia trwają zatrzymane bezradnie w swych pozach.

Ta specyficzna atmosfera i sposób kadrowania ewokuje obrazy Edwarda Hoppera. Ów patron wszelkich nowoczesnych realistów dominującym tematem swojej twórczości uczynił współczesne sobie miasto i jego mieszkańców. Twórca urbanistycznej melancholii ukazywał typowy, pozbawiony charakteru, przygnębiający pejzaż miejski. Wykorzystywany i kopiowany, znalazł on swoje odbicie nie tylko w malarstwie, ale i kinie. Stosowane obecnie ujęcia filmowe budowane są nadal z jego perspektywy. W tle kadrów pojawiają się zagubieni, samotni i obojętni ludzie. Najczęściej, jak u Andrzeja Tobisa, powierzchniową stroną wizualną obrazów są kobiety (Renner 2002). Główny bohater i autor przedstawienia pozostaje w ukryciu, w cieniu niewiasty. Choć nieobecny, pozostawia ślady i miejsca puste, gdzie wyczuwa się konkretny brak, który (z)noszą dzieła. I tu pojawia się życie, które jest naprawdę obrazem. Staje się, gdy pokazuje, nie wygląd(a). Wówczas inaczej to (nie) zobaczysz!

Geometryczną surowość uporządkowanych płaszczyzn oraz chłód sztucznego oświetlenia ma zmiękczyć i ocieplić kobieta. Z trzech wspomnianych fenomenów to w niej Andrzej Tobis odnalazł idealny kształt i najdoskonalszą formę. Miasto nie istnieje dla malarza bez niej. Jest ona, na tym etapie życia i twórczości artysty, wybitnie ważna. Pełni funkcję katalizatora emocji. Hołdem jej złożonym jest cykl zatytułowany „Kobieta poruszająca się miastem” powstały w ramach większego projektu „Teraz poruszam się miastem”, o którym mowa. Malarz nazywa swoje prace opisowo i metaforycznie, na przykład: „Kobieta biegnie i wstydzi się, że biegnie” (2002). Szczególny sposób słownego naznaczania obrazów jest sposobem dookreślenia przedstawianych scen. Rysuje się tu bardzo czytelna, wręcz literalna analogia do twórczości Jarosława Modzelewskiego. Stosował on rozbudowane tytuły, takie jak: „Kobieta wsiada na rower w kierunku Magdalenki”. W obu przypadkach tytularyzacji (Tobisa i Modzelewskiego) są to swego rodzaju odautorskie komentarze, tłumaczące i pozwalające wydarzyć się dziełom. Nasuwają odczytanie i znalezienie właściwej drogi interpretacyjnej, gdzie zmierzają i jaką treść transportują ruchome formy.

Kompozycja obrazów (drugiej fazy) Andrzeja Tobisa staje się jednofigurowa, a jej głównym i jedynym bohaterem jest płeć piękna. Sylwetka nabiera smuklejszych i bardziej opływowych kształtów. Zgeometryzowana muskulatura w typie starogreckim ulega nowemu kanonowi sfeminizowanych ciał, przynależących gatunkowo (jeszcze) do człowieka. Mniej toporny, bardziej plastyczny, zmiękł i zelżał. Odchudzony z nadmiaru fałd płótna, stał się bliższy proporcji. Ujęty całopostaciowo na planie ogólnym (nie jak w pełnym skadrowaniu fazy pierwotnej) podkreśla swój związek „z”, wolność „do” i zależność „od” świata. Większa czytelność planów daje możliwość wysnucia wniosków na temat zarówno otoczenia postaci, jak i jej samej. Tło jest polem, na którym rozgrywa się niema scena wchodzenia w społeczne role. Wyrażone poprzez mowę ciała zachowanie postaci implikuje wzajemne położenie. Środowisko naturalne staje się sztucznie rozplanowane, uporządkowane i ustawione do poziomu lub pionu. Rozkład (dnia, nocy i – ogólnie – życia) jest krytyczny i kryzysowy. Kobieta odgrywa nieme przedstawienie, zbudowane z codziennych czynności i prozaicznych gestów. Z nich tworzy niezwykłą atmosferę miejsc i zatrzymanych chwil. Jej płynny, jednostajny ruch buduje nastrój i klimat obrazów. Wypełniając malarską materię swym pierwiastkiem kobiecości, pozwala zwizualizować naturalne, typowo ludzkie potrzeby. Artysta podąża za nią, (jako) widz daje się uwodzić, a ona cieszy się radością somoprezentacji. Zjawiskowa i piękna, daleka jest od wizerunku bogini-matki czy femme fatale. Nie jest uosobieniem płodności czy seksu, a raczej prostą (co nie znaczy prostacką) formą o niebanalnej urodzie. Zdaje się stworzona z tej samej materii co nienaturalny świat, w którym się znajduje. Zrośnięta z nim, całkowicie przynależy do sztucznej przestrzeni miasta. Żyjąc z nią w symbiozie i spójnej korelacji, pozostaje w nieustannym dialogu z wytworami techniki, komunikując się za pomocą telefonu czy tramwaju. Wtopiona w metafizyczną pustkę widoku opuszczonego miasta, popada w nostalgię. Pustelniczka współczesnej metropolii, żyjąc w samotności, ma poczucie braku. Sentymentalnie zwraca się w kierunku harmonijnego związku z naturą. Tam wszystko ma swoją naturalną przyczynę, skutek, znaczenie i sens.

Andrzej Tobis uprawia malarstwo gestu i ciszy, oparte na specyficznym klimacie zawieszenia życia. Wyobcowana mieszkanka jego obrazów jest jakby zatrzymana w oczekiwaniu na coś, co dopiero nastąpi. Czeka, aż coś się wydarzy i zmieni jej życie. Zastygła w chłodnym, nienaturalnym świetle, jest nim sparaliżowana. Nie czuje radości ani bólu. Nie doznaje przyjemności. Nie doświadcza „niczego”. Stoi z dystansem i znieczuleniem obok własnej egzystencji. W oddali, poza zasięgiem zmysłowym instynktownie wyczuwa istnienie świata, który podlega prawdziwemu uchwyceniu. Percepcja namacalnego bytu wykracza poza jej horyzont poznawczy. Trwa w czasie wiecznej wigilii, przepełnionej atmosferą czuwania. To nie dramat czy tragedia, a rozpacz. Dojmującym wrażeniem, kiedy patrzy się na nieme utwory, jest wyczuwalna akcja, która toczy się na krawędzi dzieła. Świat nie kończy się na nim i nie zamyka w jego wąskich ramach. Zawsze wykracza poza jego granice. Interesujące są momenty, które poprzedzają lub następują po przedstawionych scenach. Obraz jest jedynie wycinkiem świata, gdzie postacie i rzeczy są wolne i niezależne od uwierającego zramowania. To, co ujawnia płótno, jest powierzchnią symboliczną. Ikoną, która w akcie kontemplacji odnosi się do przedstawionego, (u)wieczn(io)nego w nim bytu. Wiara w inny świat, czyli nadzieja, zasugerowana jest poprzez zapatrzenie w dal namalowanych postaci. Wypatrują one pomocy lub przywołują dla ocalenia wspomnienia, które bezlitosny czas zmienił w skamieniałości pamięci. Patrzą w przyszłość lub żyją przeszłością. Ożywają, gdy odbiorca w kontakcie z ich materią pozwala im zaistnieć.

Pejzaże miejskie Andrzeja Tobisa to egzystencjalne zapisy, świadectwa kondycji współczesnego człowieka. Malarz stara się przywołać obecność pejzażu wewnętrznego, którego rozległość i intensywność zależy od widza. Jean-Paul Sartre – czołowy przedstawiciel egzystencjalizmu, zajmujący się naturą postrzegania, oparł swoją syntezę filozoficzną na praktycznym doświadczeniu sztuki współczesnej. W swych rozważaniach doszedł do sprzecznej z empirią konstatacji, jakoby egzystencjalizm nie odnosił się do sztuk plastycznych. Eksperymentalna weryfikacja wymusiła na nim zmianę stanowiska. Ostatecznie stwierdził, iż w przypadku egzystencjalizmu sztuka wyprzedziła filozofię. Zgodnie z tą tezą, malarstwo Andrzeja Tobisa zapowiada zmiany światopoglądowe twórcy. Obrazy nie są wymyślane, lecz kreowane w wyniku obserwacji i autoanalizy. Cały wywód o dziele jest aktową rekonstrukcją, nie zaś ich mechaniczną rejestracją. Chronologiczne prześledzenie jego prac, niczym rysunkowa projekcja poklatkowa, układa się w umotywowaną całość. Na naszych oczach dokonuje się artystyczna transformacja. Tym, co stałe i niezmienne, jest fabularna dwutematyczność (kobieta i pejzaż), wyrosła z fascynacji miastem. Zauroczenie mieszkańcem aglomeracji i żywiołem poprzemysłowego pejzażu, dwóch wynikających z siebie i stapiających się w jedno motywów, jest czytelne we wszystkich jego obrazach. Autor pisze właściwym sobie, czysto malarskim językiem eseje o pustce w mieście. Studium samotności i rosnącej alienacji człowieka nie jest beznadziejną sytuacją bez wyjścia. Kobieta na progu domu patrzy w przyszłość, mając wciąż nadzieję (na)… Dowiemy się w przyszłości, czyli cdn.

W numerze z 15 stycznia 2013 roku ostatni etap twórczości malarskiej Andrzeja Tobisa. Zapraszam do wigilijnego oczekiwania na koniec malarskiej historii, życząc czytelnikom świątecznych Świąt!

LITERATURA:

A. Tobis: „Teraz poruszam się miastem”. Bytom 2002.
R.G. Renner: „Edward Hopper 1882-1967: przetwarzanie rzeczywistości”. Kolonia 2002.
„Kobieta biegnie i wstydzi się, że biegnie”. Katowice 2002.