ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (222) / 2013

Ewa Siuda-Szymanowska,

STAROŚĆ NIE RADOŚĆ?

A A A
Oryginalne życie, oryginalna starość: aktywna (również seksualnie), celebrująca małe przyjemności w gronie przyjaciół; puszczająca w niepamięć stare zdrady, choć niezupełnie wyzbyta zazdrości. I miłość, dla każdego z bohaterów inna.

Stéphane Robelin mówił w wywiadach, że interesował go temat rzadko eksplorowany w kinie – społeczna kwestia zależności powiązanej ze starością. Twórca wspomina czasy, gdy był nastolatkiem, a jego pradziadkowie znajdowali się u schyłku życia. Dziadkowie, nieprzygotowani na taką sytuację, nie wiedzieli, jak się nimi opiekować, jak im pomóc. Reżyser pamiętał o tym, pisząc scenariusz filmu. W swoim dziele chce zadać pytanie ważne zwłaszcza w obliczu starzenia się społeczeństw; nie unika trudnego tematu. „Zamieszkajmy razem” nie jest hurraoptymistyczną wizją pogodnej starości; jest jednak (alternatywną!) wizją pełną ciepła i humoru.

Temat starości, przemijania i bliskości u schyłku życia niby ten sam, ale jakże odmienne od „Miłości” Michaela Hanekego jest spojrzenie Robelina. Nie ma tu klaustrofobicznej duszności intymnej przestrzeni przeznaczonej wyłącznie dla dwojga. Bohaterowie Robelina nie godzą się ani na samotność, ani na bezwolne niedołężnienie, ani na anonimową przestrzeń zakładu opieki. Choć niełatwo jest rezygnować każdemu z nich z własnych przyzwyczajeń, wybierają wspólnotę. Właśnie teraz, na starość, gdy łączy ich doświadczenie przemijania, uczą się kompromisów i funkcjonowania w grupie. Czasem ktoś zapomni zakręcić wodę, źle znosi hałas albo wychodzą na jaw jego skrywane przez lata sekrety… Ale na szali postawiona została przyjaźń. Ona zwycięża.

Istnieje pewne podobieństwo między „Miłością” a „Zamieszkajmy razem”: dzieci starzejących się rodziców są swego rodzaju intruzami. Próbują ingerować w sytuację, niby wiedząc, co dla ich rodziców jest najlepsze. Tyle że ich wiedza rozmija się z oczekiwaniami samych zainteresowanych.

Pięknym obrazem tworzenia wspólnoty przez Jeanne (Jane Fonda), Annie (Geraldine Chaplin), Alberta (Pierre Richard), Claude’a (Claude Rich) i Jeana (Guy Bedos) jest scena ustawiania zdjęć w salonie. Każdy z bohaterów przynosi te, które są dla niego ważne. Obok siebie znajdują się zdjęcia dzieci, małżonków i psa. I choć każdy z bohaterów jakoś je przestawia, układa na nowo (chcąc ustawić swoje w widocznym miejscu), wszystkie stoją razem. Żadne nie zostaje zepchnięte ani wyrzucone. Inna scena: ustalanie reguł. Bohaterowie decydują się ich nie ustalać. Dzięki temu każdy z nich jest wolny.

Reżyser przypomina trochę Dirka (Daniel Brühl), studenta antropologii. Podobnie jak on, śledzi swoich bohaterów w ich małej społeczności okiem kamery. Rejestruje ich zachowania, reakcje. Jeanne uczy Dirka, by nie bał się zadawać wnikliwych pytań – także tych intymnych. Dopiero to pozwala stworzyć pełny obraz społeczności, którą się bada (podobnie postępuje Robelin, włączając do filmu sceny miłosne z udziałem dojrzałych bohaterów). Jeanne zachęca też młodzieńca, by nie rezygnował z tego, co jest dla niego ważne (nawet jeśli pozornie wydaje mu się bzdurą). Sama postanawia o niego zadbać, nawet po swojej śmierci. Pomaga mu wybrać zastępczy temat pracy. Jest jego przewodniczką.

Galeria postaci w filmie Robelina jest doskonała (obsada również). Mamy tu niezależną, ciągle piękną Jeanne – emerytowanego wykładowcę, subtelną, choć niepozbawioną charakteru Annie, cierpiącego na chorobę Alzheimera Alberta o wyglądzie Einsteina, pożeracza serc (a właściwie ciał) niewieścich Claude’a, wiecznie walczącego aktywistę Jeana i wreszcie jedynego młodego człowieka w tym towarzystwie – Dirka, będącego jednocześnie przyjacielem i badaczem. Jego szczególny status sprawia, że obok poważnych wypowiedzi do kamery, starsi bohaterowie pozwalają sobie wielokrotnie na żarty z przedmiotu badań.

Dowcipkują też sobie ze śmierci, choć wiedzą, że nie jest odległa i abstrakcyjna. Dla Jeanne śmierć kontynuuje kierunek, którym podąża się za życia: różowa trumna, szampan, altana z kwiatami i chęć bycia gospodynią nawet w miejscu pochówku, by przyjaciele podczas wizyt czuli się dobrze.

Jak niesamowicie urzeka i wzrusza mnie finałowa scena filmu! Jest w niej oddanie, miłość, przyjaźń, akt solidarności. Element wiary w to, że może ten, który biegnie przodem, nie do końca się myli. Bo razem z bohaterami my, widzowie, chcielibyśmy, żeby się nie mylił…
„Zamieszkajmy razem” („Et si on vivait tous ensemble?”). Reżyseria: Stéphane Robelin. Scenariusz: Stéphane Robelin. Obsada: Jane Fonda, Geraldine Chaplin, Daniel Brühl. Produkcja: Francja / Niemcy 2011, 96 min.