ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (224) / 2013

Katarzyna Sokołowska,

ŻYĆ W KOLORZE BLUE

A A A
Paleta błękitów należy dzisiaj do najchętniej wybieranych przez Europejczyków, znacznie wyprzedzając zielenie i czerwienie. Lazurowe tło unijnej flagi i tak chętnie noszone dżinsy doskonale oddają współczesne preferencje kolorystyczne. Niebieski jest dobry na każdą okazję, potrafi przybrać tony eleganckie, sentymentalne i neutralnie-codzienne. Próżno jednak szukać błękitu w palecie wykorzystywanej przez pierwszych artystów wykonujących malowidła naskalne. Po barwnik ten niechętnie sięgali również starożytni Rzymianie, w ich oczach uchodził on bowiem za kolor barbarzyńców. Niespodziewana kariera błękitu zaczęła się dopiero około XII wieku. W sposób niezwykle ciekawy opisuje ją Michel Pastoureau w książce „Niebieski. Historia koloru”. Zgodnie z ideą francuskiej szkoły badaczy życia codziennego naświetla problem wieloaspektowo, tak więc estetyka jest równie ważna jak ekonomia, ideologia czy rozwój techniki sprzyjający branży farbiarskiej.

Przyjmując perspektywę historyczną, daleko oczywiście niebieskiemu do popularności jaką od czasów prehistorycznych cieszyła się czerwień, będąca w wielu językach wręcz synonimem koloru jako takiego bądź wszystkiego tego, co piękne, urodziwe i wspaniałe. Niebieski to kolor ubogi leksykalnie, nie występujący również w obszarze antroponimii czy toponimii. Nie oznacza to jednak, że starożytni nie dostrzegali błękitnego, chociaż tezę taką postawili dziewiętnastowieczni badacze, uznając, że percepcja barw rozwijała się ewolucyjnie. Skądinąd to cenne przystosowanie do widzenia trzech barw – niebieskiej, zielonej i czerwonej – zdobyli nasi przodkowie już około 55 milionów lat temu. Mimo iż żyjemy przecież w świecie kolorów, ich widzenie nie jest takie oczywiste, a ssaki są często na tym polu upośledzone, oglądając świat najczęściej dichromatycznie. Widzenie barw miało zapewniać naszym przodkom pomoc przy wyszukiwaniu najbardziej dojrzałych, a więc wartościowych owoców i młodych liści. Niektórzy badacze uważają również, że widzenie trichromatyczne służyło lepszemu odczytywaniu emocji, np. odróżnianiu sygnałów zagrożenia od sygnałów seksualnej zachęty, a więc była to adaptacja do życia społecznego (Por. N. Lane: „Największe wynalazki ewolucji”. Przeł. A. Wawrzyńska. Warszawa 2012, s. 258). Mimo iż nasi przodkowie nie różnili się od nas widzeniem barw, to jednak ich świat kolorów naznaczony był duchem czasów, w których żyli.



Namalować niebo, czyli jak uzyskać kolor

Niewątpliwie błękit doceniali i potrafili uzyskać Egipcjanie. Ich przepis na ten kolor pozostaje nadal tajemnicą, wiadomo jednak, że przygotowywali pigment na bazie opiłków miedzi zmieszanych z piaskiem i potasem. W państwie faraonów to właśnie niebieski pełnił funkcje ochronne, stąd kolorem tym malowano przedmioty służące zmarłym w zaświatach. Wpływy egipskie dotarły na Peloponez, a freski z pałacu w Knossos są świadectwem, że i Kreteńczycy chętnie sięgali po błękit. Ze względu na przystępną cenę często wykorzystywanym barwnikiem w starożytności i wiekach późniejszych był azuryt, minerał zawierający naturalne związki miedzi. Nie dawał on jednak koloru tak trwałego i pięknego jak cenny lapis-lazuli. Z kolei w farbiarstwie sięgano albo po swojski urzet rosnący w klimacie umiarkowanym, albo trwalsze i piękniejsze indygo. Barwnik ten należał jednak do luksusowych produktów importowanych, a pozyskiwany był z liści indygowca, krzewu o wielu odmianach, niewystępującego w Europie. Starożytni Grecy i Rzymianie przekonani byli zresztą, że jest to minerał, a nie roślina, docierał on bowiem do nich w formie sproszkowanej.



Niespodziewana kariera

Przez całe stulecia za barwy podstawowe uchodziła biel, czerń i czerwień i to właśnie wokół nich narosła bogata symbolika. Były to kolory władzy i religii. Niebieski zaś to ewentualnie kolor, na który farbowało się ubrania i to w dodatku raczej niechętnie, nawet malując wodę, artyści używali często zielonej farby. Tkacze, farbiarze, garbarze, kuśnierze i sukiennicy w średniowiecznej Europie byli skrępowani drobiazgowymi regulaminami cechów i daleko posuniętym podziałem pracy. Farbiarze zrzeszeni byli nie tylko według rodzaju materiału, który mogli barwić (wełna, len, jedwab, ewentualnie bawełna), ale także ze względu na barwniki, których używali, a szczególnie wielu prawnym obostrzeniom podlegało farbowanie na czerwono. Ten ściśle zorganizowany i przestrzegany porządek zaczęła burzyć w wieku XIII moda na niebieskie materie. Mamy liczne pochodzące z tego czasu świadectwa, dotyczące ostrych konfliktów między handlarzami i farbiarzami marzanny (barwiącej na czerwono) a handlarzami i farbiarzami urzetem (barwiącym na niebiesko). Błękit podbił serca ówczesnej klienteli. Na co dzień dla posiadających mniej zasobną sakiewkę farbowano właśnie urzetem, który w XIII wieku stał się rośliną uprawianą na skalę przemysłową. Z kolei dla nieliczących się z wydatkami sprowadzano indygo. Stąd też od XIV wieku w Rouen, Tuluzie i Erfurcie umiejętność zafarbowania tkaniny na nowy, modny kolor stanowi podstawę dla uzyskania przez czeladników tytułu mistrza, a dotyczy to nawet robotników pracujących u farbiarzy czerwieni. Nie oznacza to, że zmiany przyjmowały się wszędzie równie szybko, bo w Norymberdze i w Paryżu aż XVI wieku egzamin zdawało się z czerwieni. Czerwony barwnik – szczególnie ten pozyskiwany z różnych gatunków małż, a także naszego rodzimego owada Porphyrophora polonica, czyli czerwca polskiego – był synonimem luksusu. Nie ustępowała im jednak wysoka cena za malarską ultramarynę wytwarzaną z lapis-lazuli i indygo wykorzystywane w farbiarstwie. Wydaje się, że to właśnie wysokie koszty za barwniki przyczyniły się do docenienia błękitu.



Połączyć niebo z ziemią

Z pewnością nobilitacja błękitu powiązana jest również z rolą, jak przypadła mu w kulcie maryjnym. Maryja królowa niebios w lazurowej szacie to dla nas naturalne skojarzenie. Jednak przez z górą tysiąc lat chrześcijaństwa próżno by szukać w kodzie barw liturgicznych błękitu. Maryja nosiła zazwyczaj szatę ciemną jako atrybut żałoby, ewentualnie królewską purpurę, zaś w wieku XII pojawiła się w ciemnoniebieskim płaszczu, który z czasem stał się bardziej soczysty i świetlisty. Światło bowiem było w gotyku szczególnie wyróżnione i ceniono je jako emanację Boga. Strój Maryi to doskonały wzór do naśladowania przez wielkich tego świata – i tak jako pierwszy przywdział niebieską szatę król Francji, święty Ludwik.

Paradoksalnie brak obciążeń symbolicznych i nieprzypisywanie błękitowi żadnego istotnego znaczenia utorowały mu drogę do kariery. Biel, czerń, czerwień, zieleń czy żółć to kolory stosowane jako oznaki dyskryminacji. Wystarczy przypomnieć choćby żółte szaty, w jakie dawna ikonografia ubierała zdrajców i wiarołomców. Płaszcz w takim kolorze nosi często Judasz, a niewierne żony rozpoznamy nieomylnie po żółtych sukniach. Prostytutki, kaci, błaźni, kuglarze i wariaci, a także Żydzi, to grupy, które separowano od reszty społeczeństwa, nakazując im nosić elementy stroju w konkretnym prawem nakazanym kolorze. Zresztą ten brak wyrazistej symboliki przyczynił się również do tolerowania matowych, niezbyt żywych odcieni niebieskiego w okresie reformacji, kiedy to triumf święcił „najbardziej wywyższony” z kolorów – czarny, a wszelkie żywe kolory uznawano za nieprzyzwoite.

W XVII w. indygo z Nowego Świata – tańsze niż to sprowadzane ze Wschodu, a przez to wykorzystanie z pracy niewolniczej i konkurencyjne nawet wobec miejscowego urzetu – podbiło rynek europejski. Przełom przyniósł początek wieku XVIII, kiedy to Berlińczyk, niejaki Diesbach, skądinąd trudniący się produkcją czerwieni, odkrył przypadkiem nową farbę, tzw. błękit pruski. W latach 60. i 70. XVIII w. europejskie arystokratki widziały się chętnie na ślubnym kobiercu w kolorze bladoniebieskim. Był to też ulubiony kolor słynnej „błękitnej markizy”, czyli Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej, której gustowną i modną suknię podziwiać możemy na jej konterfekcie pędzla Bacciarellego. Jednak prawdziwa „indygomania” opanowała Europę w XIX wieku, a to za sprawą fraku, w którym wystąpił pewien nieszczęśliwie zakochany młodzieniec, tytułowy bohater bestselerowych „Cierpień młodego Wertera”. Z pewnością, modzie na błękit przyszła z pomocą chemia, bo obok błękitu pruskiego w 1878 roku Adolf von Baeyer dokonał pierwszej chemicznej syntezy tak cennego indygo. Skłonności do błękitu ulegał nie tylko przemysł tekstylny – zachwycają nas przecież ultramaryny Fra Angelica, błękity impresjonistów czy niebieska twórczość Yves Kleina. Charakterystyczny nasycony błękit o zastrzeżonej nazwie IKB posłużył mu do tworzenia monochromatycznych dzieł, które przyniosły artyście duży rozgłos i uznanie, a symbolicznie na swoich obrazach doprowadził on do zjednoczenia Nieba i Ziemi.

Błękit kojarzy się z przestrzenią, jego magia tkwi w powściągliwość, szczypcie zadumy i melancholii, które przywołuje. Marek Aureliusz, filozof stoicki, pisał: „Życie jest w kolorze, który ma twoja wyobraźnia”. Wspaniałe musi być życie w kolorze blue.
Michel Pastoureau: „Niebieski. Historia koloru”. Przełożyła Martyna Ochab. Oficyna Wydawnicza. Warszawa 2013