ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (225) / 2013

Tomasz Rawski, Katarzyna Roman,

ROSYJSKA BAŚŃ O OCALENIU

A A A
Być może twórczość Andrieja Smirnowa, o którym będzie tu mowa, nie jest jaskrawym przykładem kina zaangażowanego społecznie. Autor nie wpisuje się w tradycyjny model inteligenta jako rzecznika i opiekuna ludu, a jego filmowa refleksja jest nasycona namysłem nad godnością człowieka jako jednostki. Mimo to niewątpliwie włącza się on w aktualną debatę tożsamościową dotyczącą milczącego społeczeństwa rosyjskiego. Uczestniczy tym samym w poszukiwaniach „prawdy” i sprawiedliwej oceny przeszłości. Znamienne jest zresztą, że owej prawdy rosyjscy intelektualiści co najmniej od połowy XIX wieku upatrują w ludzie. „Żyła sobie baba” nie wykracza poza ten utarty szlak: Smirnow splata tu bowiem opowieść o Rosji z losami chłopki.

Los Rosji

Twórca „Dworca białoruskiego” wpisuje życiową drogę Warwary, głównej bohaterki, w ekstremalnie ważny w historii Rosji moment. Na krótki okres 1909-1921, który wyznaczył kierunek przemian dokonujących się przez cały XX wiek, przypadają: bolesny koniec carskiego ładu, szalejąca wojna domowa i wreszcie gwałtowne początki porewolucyjnego porządku. Świeżość spojrzenia Smirnowa opiera się na próbie opowiedzenia społecznej historii tego czasu. Reżyser celowo zbacza z głównego toru wielkich narracji o dziejach – pomija pierwszą wojnę światową i pozostawia bez komentarza moment rewolucyjnego szkwału. Wędruje raczej bocznymi drogami, rysując niemalże etnograficzny obrazek z życia patriarchalnej wsi, śledząc antybolszewickie tambowskie powstanie chłopskie, a w końcu eksponując wszechobecną samowolę władzy ludowej. W warstwie estetycznej Smirnow sięga po dobrze znany i wciąż ochoczo wykorzystywany w rosyjskiej kinematografii rzetelny epicki realizm, zachowując takie jego cechy, jak chronologia wydarzeń, drobiazgowa dbałość o szczegół czy malownicze pejzaże.

Niewątpliwym atutem filmu jest udana próba ocalenia widza przed tak natrętnym w rosyjskiej kinematografii jednoznacznym podziałem bohaterów na szlachetnych i nikczemnych. Smirnow unika czarno-białej wizji rzeczywistości poprzez wyeksponowanie pierwszorzędnej siły lokalnych więzi, potrafiących zmiękczyć największe ideologiczne podziały. Skoro już po upadku carskiego reżimu oślepiony przez bolszewików pop potrafi szczerze pośmiać się z lokalnym komunistą przy butelce wódki, można stwierdzić, że status „swojego” okazuje się ważniejszy od politycznej przynależności.

Autora „Baby”, nieskrywającego swoich antybolszewickich zapatrywań, należy pochwalić także za dystans wobec opozycyjnej opcji światopoglądowej, z którą wyraźnie sympatyzuje. Smirnow mianowicie nie skłania się ku wielokrotnie przywoływanej chociażby przez Sołżenicyna wizji, jakoby tambowskie powstanie miało być „krwawo zduszonym zrywem czystego rosyjskiego ducha”. Zamiast romantycznej walki o wolność, widzimy rozpaczliwy sprzeciw wobec duszącego ekonomicznego wyzysku. Reżyser nie boi się powiedzieć wprost: chłopscy powstańcy walczą w gruncie rzeczy o krowę i worek ziemniaków, a czasem uciekają się do przemocy wobec własnych krajan. Z drugiej strony bolszewicy też bywają ludźmi, na przykład wtedy, kiedy okazują łaskę skazanej na egzekucję wiejskiej rodzinie.

Rosyjska Idea

Sprawiedliwy reżyser surowo ocenia każdy z opisywanych porządków społecznych. Nie ma wątpliwości, że jako największą tragedię postrzega tonące w morzu krwi początki władzy ludowej, lecz krytykuje również patriarchalną przedrewolucyjną wieś, także opartą na zwierzęcej przemocy napędzanej samogonem. I chociaż ani za cara, ani za władzy ludowej nikomu nie żyło się najlepiej, to dla Smirnowa ważniejszy od refleksji nad porządkiem społecznym jest namysł nad porządkiem wartości. Właśnie to rozróżnienie pozwala dostrzec, że „Żyła sobie baba” jest być może filmem oczyszczonym z mitów radzieckich, ale z pewnością nie, jak chcieliby niektórzy, z mitów rosyjskich w ogóle.

Smirnow od początku wyraźnie opowiada się po stronie konserwatywnych wartości w rosyjskim wydaniu, których filarami są prawosławna wiara oraz głębokie przywiązanie do stabilności rosyjskiej „gleby”. Postać lokalnego popa skupia w sobie ideę rosyjskiej cerkwi prawosławnej jako stworzycielki „duszy rosyjskiego narodu”. Batiuszka – z ramienia Boga oraz tradycyjnie prawosławnego cara – prowadzi lud nie tyle ku transcendencji, co raczej ku ziemskiemu porządkowi. Reżyser daje tym samym wyraźnie do zrozumienia, że ład społeczny jest całkowicie zależny od duchowego, a religia wyznacza jedyny stabilny system wartości, stanowiący punkt odniesienia w każdych okolicznościach. W trudnych sytuacjach pop radzi głównej bohaterce wyruszyć w daleką pielgrzymkę do świętych ikon, a dla napotkanych po drodze pątników słowo prawosławny okazuje się podstawowym określeniem tożsamości.

Nie inaczej rzecz ma się z Dawidem, uosobieniem twardo stąpającego po ziemi rosyjskiego chłopa. Choć nie jest on całkowicie wolny od przywar, które przenikają męską część wiejskiego społeczeństwa, to na jej tle pozostaje wyjątkiem. Twardy, ale uczciwy; zawzięty, ale sprawiedliwy; bezceremonialny, ale całkowicie szczery, z pełnym zaangażowaniem dba o swoje gospodarstwo i rodzinę. Nie zniesie niesprawiedliwości i zawsze upomni się o swoje, lecz nie zaangażuje się w żadne polityczne rozgrywki. Smirnow wyposaża go w cechy, które być może chciałby widzieć u modelowego chłopa będącego najczystszą realizacją rdzennych wartości związanych z „glebą”. Dawid, u którego boku główna bohaterka zaznaje bezpieczeństwa, miłości i spełnienia, to wzór idealnego gospodarza, mającego – obok popa – zagwarantować stabilne fundamenty wyśnionej wspólnocie.

Tak typowe dla rosyjskiego kontekstu przekonanie o zbawiennej roli religii prawosławnej wspieranej społeczną funkcją tradycyjnego gospodarza Smirnow dodatkowo uświęca, wpisując w fabułę legendę o mieście Kiteż. Odwołanie do opowieści, w której Bóg zatapia miasto w jeziorze, zapewniając w ten sposób modlącemu się ludowi wieczną ochronę przed barbarzyńcami, reżyser wykorzystuje do obrony proponowanego przez siebie porządku wartości. Tuż po symbolicznym upadku dawnego ładu, wyznaczonym przez śmierć popa i Dawida z rąk bolszewików, Smirnow zatapia filmową wieś, konserwując mieszkańców na czas okrutnego komunizmu. Poważnie naruszona przez rewolucję wioska staje się drugim Kiteżem – wraz z towarzyszącą mu wiarą w możliwość odrodzenia kluczowych wartości.

(…) trzecim Rzymem jest Moskwa, a czwartego już nie będzie”

Andriej Smirnow dzieli się z widzem refleksją na temat możliwych dróg wyjścia z aksjologicznego chaosu panującego w Rosji po upadku Kraju Rad, w którym z kolei dominować miała, jego zdaniem, absolutna moralna pustka. Ów konserwatywny głos w dyskusji zakrawa jednak o idee rosyjskiego mesjanizmu. Wskrzeszając i adaptując do czasu fatalnych przemian głęboko zakorzeniony w kulturze mit o Kiteżu, Smirnow zdaje się w swoim odcięciu od komunizmu sympatyzować z przekonaniem o wyjątkowej roli i cywilizacyjnej odrębności Rosji. Nawet jeśli zapatrywania reżysera na pierwszy rzut oka jawią się niektórym jako głęboko humanistyczne i liberalne, a granice jego rozważań nie są tak ostre, to niedaleko im do cokolwiek imperialistycznego mitu Rosji jako Trzeciego Rzymu.
„Żyła sobie baba” („Zhila-byla odna baba”). Scenariusz i reżyseria: Andriej Smirnow. Obsada: Daria Jekamasowa, Maksim Awierin, Aleksiej Szewczenkow i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Rosja 2011, 150 min.