ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (225) / 2013

Cezary Rosiński,

BEZWSTYDNOŚĆ PISANIA

A A A
Michał Tabaczyński zaprasza do świata własnych doświadczeń, zarówno czytelniczych, jak i życiowych. „Widoki na ciemnośćto bardzo osobisty zbiór esejów, szkiców i prób literackich, ale powiedzieć o tej książce, że to tylko tyle, jest dużym niedopowiedzeniem.

Siłą zbioru jest jego klimat, sposób przedstawiania własnych racji i nastawienie, z jakim robi to autor. Zbliża do siebie czytelnika, sprawia, że wytwarza się między nimi więź, początkowo oparta tylko na ciekawości, później – już na wspólnocie przeżyć. Krąg tematów jest bardzo szeroki, a różnorodność podejmowanych tu kwestii sprawia, że „Widoki na ciemność” mogą być widziane jedynie jako zlepek niezwiązanych ze sobą tekstów, mówiących o czym innym, do tego odmiennymi językami, zawsze jednak zbiegają się one w punkcie wspólnym dla nich wszystkich, a jest nim osobowość autor. To on, jego zainteresowania, sposób oglądania świata i – równie ważny jak te wcześniejsze – pierwiastek prywatny, może nawet intymny, tworzą projekt spójny, ale z pewnością niezakończony.

Relacja autora ze światem – tegoż świata uczestnikiem i wnikliwym obserwatorem – pozwala na jednoczesne zbliżenie i dystans wobec tego, co Tabaczyńskiego interesuje najbardziej. Człowiek, centralny punt rzeczywistości, oglądany jest tutaj przez pryzmat własnej zwyczajności i wielkich rzeczy, które stają się jego udziałem. Codzienność i sztuka. Przede wszystkim jednak jest on istotą rozdartą miedzy duchowością i cielesnością, to właśnie ta druga, materialna strona bytu jest według autora podstawowym środowiskiem człowieka i prymarnym obiektem refleksji. Soma to jedyny instrument, za pomocą którego kontaktuje się z innymi i ze światem, który współdzieli z podobnymi sobie. Jego fizyczność, konkretność i namacalność stają się punktem odniesienia i fundamentem, umożliwiającym wzniesienie projektu o dumnej nazwie – człowiek. Ciało, jednostkowy obiekt zajmujący określoną przestrzeń w rzeczywistości, doświadcza tego, co zewnętrzne, to na nim wypisują się koleje losu, to ono skazane jest na poddanie się wszelkim sygnałom, mającym z tym ciałem coś zrobić. A robią zazwyczaj – twierdzi Tabaczyński – rzeczy nieprzyjemne, ciało, poprzez swoją namacalność, jest dotkliwe i bolesne, można się z nim zetknąć, poznać je zmysłowo, można też je skrzywdzić. Ta druga właściwość pozwala je kontrolować w ramach istniejących systemów opresji, ciało staje się wtedy zakładnikiem określonej władzy, a panująca siła w każdej chwili jest w stanie ukarać i skazać je na cierpienie.

Uchwytność ciała, reprezentująca jego materialność, pozwala je ustawić – to ciało – w opozycji względem tego, co sztuczne i wymyślone. Konkretna prawda versus rewolucyjna sztuczność. To drugi temat interesujący dla Tabaczyńskiego. Obie te kategorie spotykają się w cielesności pisania – możliwości włączenia do obrazu świata za sprawą fizycznego wysiłku abstrakcyjnej do tej pory idei – której symbolem jest maszyna do pisania, namacalny dowód na kształtowanie rzeczywistości przez człowieka. Staje się ona jednak powoli znakiem zamierzchłych czasów, w których ludzie obserwowali bezpośrednie efekty swojego działania, teraz – poprzez ucieczkę w stronę digitalizacji – ten metaforyczny punkt wspólny duszy i ciała zanika, skazując człowieka na wieczne oddzielenie. Pozostaje mu jednak ciało, zawsze wyjątkowe i – mimo że przez przypadek się pojawiło i tylko przypadek sprawia, że nie znika –  to należy je czytać. „Widoki na ciemność” to także szał lektury.

Pisanie jest nieprzyzwoite i bezużyteczne, przez to również wstydliwe. A już pisanie o pisaniu to zajęcie wysoce ekscentryczne. Ta diagnoza Tabaczyńskiego jest tyleż szokująca, co trafna. Pisanie nie jest potrzebne, bo wszystko zostało już napisane, zmieniają się ledwie konfiguracje akapitów wewnątrz tekstów, zawsze anonimowych, nigdy nie stworzonych, bo trwających od zawsze. Pisanie w epoce kopiowania, bezmyślnego powielania i zwiększania objętości za pomocą czysto mechanicznych metod jest więc szkodliwym wybrykiem, działaniem wywrotowym, pokazuje człowieka i zbliża go na niepokojącą odległość, można wszak – dzięki temu, co pisze – zajrzeć do jego wnętrza. To niebezpieczne i kuszące. Autora jednak – tak zwyczajnie – pisanie kręci, woli zatem pisać niż nie pisać.

Jest pośród bardzo wnikliwych obserwacji na temat kultury współczesnej i człowieka w tej kulturze zanurzonego miejsce dla intymności i wspomnień, opowieści bardzo prywatnej. Bohaterem „Widoków na ciemność” jest dziecko, właściwie to projekcja autora sprzed lat, ale funkcjonuje ono tutaj także jako większy koncept określonego sposobu postrzegania rzeczywistości. Widzimy zatem małego chłopca próbującego z uporem pisać na każdej z kilkudziesięciu maszyn do pisania w siedzibie inspekcji handlowej, gdy przychodził tam z matką. Obserwujemy wędrówki z dziadkiem, wizytę w maglu, gdzie przyglądał się najdziwniejszemu urządzeniu na świecie, wreszcie – bramę rzeźni, a tuż obok niej kałużę, ale pewnie taką specjalną, skonstruowaną po to, by samochody mogły obmyć w niej koła. To młode istnienie, poznające dopiero mechanizmy otaczającego świata, funkcjonuje w niniejszym zbiorze w dwójnasób. Jest w pierwszym rzędzie projekcją melancholii, tęsknym i nieco tkliwym powrotem do czasów dzieciństwa, do świata pełnego wad, ale ciągle przepełnionego idealizmem. I mimo że Tabaczyński ucieka – wzorem swojego dziadka – od wielu rzeczy, przede wszystkim zaś od swojego miasta, to pozostaje kilka rozsypanych wspomnień, które pragnie zachować, a pismo przecież – jak sam zaznacza – ratuje. Jest też postać dziecka potrzebna autorowi do tego, by urzeczywistnić i uprawomocnić refleksję, dzieciństwo to zaczyn, impuls, koło zamachowe dalszych rozważań. Eseista umiejętnie wplata własne przeżycia po to, by wywieść z nich globalną konkluzję, ale też dziecięce doświadczenie służy mu jako uzasadnienie i źródło argumentów. Dlatego mały chłopiec zamienia się miejscami z Rolandem Barthesem, Hansem Georgiem Gadamerem czy Denisem de Rougemontem, a wszystko to pod czujnym okiem Muminków.

Choć ono także dysponuje tylko swoją fizycznością, to na razie jednak jego dziecięce ciało się nie myli, bo nie ma do tego specjalnie wielu okazji. Niebawem pozna smak omylności, nieco cierpki, ale niezwykle kuszący. Dzieciństwo, rozumiane jako czas beztroskiej i niewymagającej jasności, to życie w promieniu światła lampy, bez pokusy, by przekroczyć granicę. Dorosłość to ciemność, zapuszczanie się dalej, na teren tego, co nieznane, to ryzyko, czasem widmo klęski, ale i nagroda w przypadku sukcesu.

Zainteresowania Tabaczyńskiego krążą wokół kilku haseł, cierpliwie i z uporem do nich wraca, ogląda z wielu stron, stara się przepracować na różne sposoby, przez co jest twórczy, ale niekompletny, niczym ćma pchana przez nieokreślony instynkt ku ogniu wraca do tego, co wydawało się skończone. Zbliża się i odskakuje w ciemność. Z tego oświetlonego punktu zaczyna wędrówkę, to, co znane, prowadzi go do tego, co niewiadome. Każda podróż kończy się i zaczyna tutaj, w świetle, ale jego spojrzenie rozciąga się na bezgraniczną ciemność, bo tam jest teraz jego miejsce.
Michał Tabaczyński: „Widoki na ciemność”. Rita Baum. Wrocław 2013.