
PAMIĘTNIK Z FELIETONU. ODCINEK CZWARTY: CZY MOGĄ BYĆ WESOŁE KONSTYTUCJE W MAJU?
A
A
A
Witam Szanownych Państwa w czwartym odcinku „Pamiętnika z felietonu”. Po rozciągniętym w czasie przedwiośniu przyszła tak długo oczekiwana wiosna. A wiadomo: wiosną nadzieję rosną. Rośnie świat i nawet co poniektóre serca, jeśli przyjąć afirmacyjną perspektywę myślenia oczywiście. Słońce zerkać zaczyna śmielej w oczy, ciało zaczyna oddychać swobodniej, wszyscy pragną ciepła. I mamy maj, a maj – jak to maj – rozświetla ogrody, jest niebywale czuły dla przyrody i pogody ducha też.
I jest długi (polecam zabrać ze sobą tomik Marty Podgórnik, „Długi maj”, na piknik i czytać na głos współtowarzyszom radości i relaksu. Zawsze podczas chwil szczerej i inteligentnej rozmowy można przytoczyć jakiś wers; ot, choćby to: „nie ma rozpaczy, z której nie można by zakpić”), i jest legendarny, tak wielbiony przez gawiedź weekend, milusi przymus grillowania i odpoczynku.
Rodacy mają czas dla siebie, a że pamiętnik z felietonu jest rzekomo o literaturze, to powinienem teraz sprytnie przejść do konstatacji, że skoro tak wiele osób ma tyle wolnego, to dlaczego w tym czasie nie czytają książek i zacząć utyskiwać na poziomem czytelnictwa, i inne takie smutne pojękiwania (w mniej kulturalnych kręgach zwane nudnym pierdoleniem) ludzi z branży.
To byłoby odrobinę żałosne, bo poza udziałem w panelu (tym razem nie podłogowo-posadzkowym, taką żywię nadzieję) na temat: „Internet – szansa dla kultury” [szansa czasami przybiera postać szympansa, proszę spojrzeć jaki ma ogon → @] planuję patrzeć na chmury, najchętniej typu cumulus, i czytać wiersze Mickiewicza w pięknym wydaniu, które wygląda jak książeczka do nabożeństwa, nabyta za 3 złote na targu, na dworcu Świebodzkim.
I w zasadzie nic z tych planów nie zostało, bo gdy to piszę, to się kurewsko rozpadało, a wspomniane bardzo ładne wydanie wierszy Adama Mickiewicza zgubiłem na Porcie Wrocław – jak piszą organizatorzy – największej imprezie literackiej w kraju. Słowo „impreza” brzmi w tym wypadku co najmniej groteskowo.
Osobiście już nie lubię imprez, gdzie ludzie się nie uśmiechają, nawet nie próbują kołysać biodrami, zaś toczone rozmowy wzlatują jak te kaczki tuż na powierzchnię bycia na potrzeby kreacji, choć może wcale nie mam racji.
Z tegorocznego portu zapamiętam występ wyjątkowego barda, poety osobliwie osobnego nie tylko w rytmie i sposobie pisania, ale tego, co mam do przekazania, a w zasadzie do zaśpiewania, bo mowa jest o Lechu Janerce i jego koncercie, którego przyczynkiem była książka „Śpij Aniele mój / Bez kolacji”. Wyboru tekstów/piosenek dokonał Filip Zawada, a tak się składa, że premiera wydawnictwa BL Records zbiegła się z 60. urodzinami wybitnego wrocławskiego artysty. Jubilat tak oto wypowiada się o warstwie tekstowej swoich utworów:
„Nie lubię mówić o swoich tekstach. Po prostu je piszę. Na nic nie liczę. Ludzie szukają w piosenkach prawdy, ale odbiór każdej osoby jest inny. […] Części z piosenek nie potrafię rozwinąć i uważam, że to niewłaściwe. Muzyka uruchamia wątki, które nie muszą być zbieżne z tym co autor miał na myśli. Ma właśnie otwierać, a nie odnosić do autora”.
Tak też myślę o wierszach/tekstach Janerki saute, w formie książki. Zwyczajnie nie potrafię ich w ten sposób odbierać, one brzmią w mojej głowie z towarzystwem muzyki, towarzyszącej jej ekspresji i emocji. Niemniej uniwersalizm, trafność, błyskotliwość i gorzkie poczucie humoru po dziś robią na mnie spore wrażenie. Wiele zwrotów i fraz autorstwa Janerki weszło na stałe do mojego słownika, dajmy na to odpowiadając na pytanie, co robisz w życiu: „Lubię głowić się i lubię lubić”: [http://www.youtube.com/watch?v=84qhuggUx0g]. Czy też na: no, ale jak ty sobie wyobrażasz swoją przyszłość?, zawsze można odpowiedzieć wprost: „Rozwijać się i zmieniać chcę”: [http://www.youtube.com/watch?v=OPbi9XJZ4N8].
Iluzję luzu długiego weekendu niweczy pogoda, ale mimo wszystko to święty czas relaksu, relaksu to czas:
„Bawić się chcą
Bawić nas chcą, bawić się chcą
A czas nas omija, czas nas omija
Tańczę we śnie, Tańczę we śnie
Bo odtąd dotąd nikt tu nie bywa
I tutaj nijak się nie nazywa
Patrzcie jak się lata
Gdy dupsko jest wolne od bata
Patrzcie jak się lata”
[http://www.youtube.com/watch?v=0R7RAutbFxk]
Państwo tańczą we śnie?
Białoszewski pisał, że świadomość jest tańcem radości. W takim razie taniec podświadomości bywa zdystansowaną muzyką latynoamerykańską z Paragwaju.
Szczerość i autentyczność poniższego wiersza sprawiają, że przywołanie w powyższym zdaniu Mirona nie było takie kompletnie od czapy, w końcu to móżdżek drętwo nam dyktuje, kokietuje nas i drwi, ale co innego serce.
„Po co mi serce
Pieniędzy chcę
Bo jest mi źle
A serca brak
Tłumaczę tak
Po co mi serce
A może to błąd
A może jednak
Warto takie serce mieć
I tak po prostu
Kochać nim co krok
A może jednak z sercem lżej
Pieniądze mam
A jestem sam
A serca brak
Tłumaczę tak
Po co mi serce”
Do tego postawa i prawda autora. Własna, prywatna prawda, pod którą podpisuję się całym swoim sercem:
„Oddać pieniądze
I nie kleić się jak śmieć
Mówić do siebie
Pretendować
I zafalować tak jak światło
Zmieniać się
Olać korpusy
Nie żałować”
[http://www.youtube.com/watch?v=sKrmrXBy9g4]
No właśnie, nie żałować. Nie żałując już Państwa czasu, polecam posłuchać Lecha Janerki i żeby światło zafalowało, i żeby nie być śliskim, i nie kleić się. Oczywiście polecam również mówienie do innych, które tłumaczy nas niekiedy z ciszy pozostałych. Rozmowy są jednak najciekawsze, wiadomo. I tak to wygląda oczami Gioconda.
I jest długi (polecam zabrać ze sobą tomik Marty Podgórnik, „Długi maj”, na piknik i czytać na głos współtowarzyszom radości i relaksu. Zawsze podczas chwil szczerej i inteligentnej rozmowy można przytoczyć jakiś wers; ot, choćby to: „nie ma rozpaczy, z której nie można by zakpić”), i jest legendarny, tak wielbiony przez gawiedź weekend, milusi przymus grillowania i odpoczynku.
Rodacy mają czas dla siebie, a że pamiętnik z felietonu jest rzekomo o literaturze, to powinienem teraz sprytnie przejść do konstatacji, że skoro tak wiele osób ma tyle wolnego, to dlaczego w tym czasie nie czytają książek i zacząć utyskiwać na poziomem czytelnictwa, i inne takie smutne pojękiwania (w mniej kulturalnych kręgach zwane nudnym pierdoleniem) ludzi z branży.
To byłoby odrobinę żałosne, bo poza udziałem w panelu (tym razem nie podłogowo-posadzkowym, taką żywię nadzieję) na temat: „Internet – szansa dla kultury” [szansa czasami przybiera postać szympansa, proszę spojrzeć jaki ma ogon → @] planuję patrzeć na chmury, najchętniej typu cumulus, i czytać wiersze Mickiewicza w pięknym wydaniu, które wygląda jak książeczka do nabożeństwa, nabyta za 3 złote na targu, na dworcu Świebodzkim.
I w zasadzie nic z tych planów nie zostało, bo gdy to piszę, to się kurewsko rozpadało, a wspomniane bardzo ładne wydanie wierszy Adama Mickiewicza zgubiłem na Porcie Wrocław – jak piszą organizatorzy – największej imprezie literackiej w kraju. Słowo „impreza” brzmi w tym wypadku co najmniej groteskowo.
Osobiście już nie lubię imprez, gdzie ludzie się nie uśmiechają, nawet nie próbują kołysać biodrami, zaś toczone rozmowy wzlatują jak te kaczki tuż na powierzchnię bycia na potrzeby kreacji, choć może wcale nie mam racji.
Z tegorocznego portu zapamiętam występ wyjątkowego barda, poety osobliwie osobnego nie tylko w rytmie i sposobie pisania, ale tego, co mam do przekazania, a w zasadzie do zaśpiewania, bo mowa jest o Lechu Janerce i jego koncercie, którego przyczynkiem była książka „Śpij Aniele mój / Bez kolacji”. Wyboru tekstów/piosenek dokonał Filip Zawada, a tak się składa, że premiera wydawnictwa BL Records zbiegła się z 60. urodzinami wybitnego wrocławskiego artysty. Jubilat tak oto wypowiada się o warstwie tekstowej swoich utworów:
„Nie lubię mówić o swoich tekstach. Po prostu je piszę. Na nic nie liczę. Ludzie szukają w piosenkach prawdy, ale odbiór każdej osoby jest inny. […] Części z piosenek nie potrafię rozwinąć i uważam, że to niewłaściwe. Muzyka uruchamia wątki, które nie muszą być zbieżne z tym co autor miał na myśli. Ma właśnie otwierać, a nie odnosić do autora”.
Tak też myślę o wierszach/tekstach Janerki saute, w formie książki. Zwyczajnie nie potrafię ich w ten sposób odbierać, one brzmią w mojej głowie z towarzystwem muzyki, towarzyszącej jej ekspresji i emocji. Niemniej uniwersalizm, trafność, błyskotliwość i gorzkie poczucie humoru po dziś robią na mnie spore wrażenie. Wiele zwrotów i fraz autorstwa Janerki weszło na stałe do mojego słownika, dajmy na to odpowiadając na pytanie, co robisz w życiu: „Lubię głowić się i lubię lubić”: [http://www.youtube.com/watch?v=84qhuggUx0g]. Czy też na: no, ale jak ty sobie wyobrażasz swoją przyszłość?, zawsze można odpowiedzieć wprost: „Rozwijać się i zmieniać chcę”: [http://www.youtube.com/watch?v=OPbi9XJZ4N8].
Iluzję luzu długiego weekendu niweczy pogoda, ale mimo wszystko to święty czas relaksu, relaksu to czas:
„Bawić się chcą
Bawić nas chcą, bawić się chcą
A czas nas omija, czas nas omija
Tańczę we śnie, Tańczę we śnie
Bo odtąd dotąd nikt tu nie bywa
I tutaj nijak się nie nazywa
Patrzcie jak się lata
Gdy dupsko jest wolne od bata
Patrzcie jak się lata”
[http://www.youtube.com/watch?v=0R7RAutbFxk]
Państwo tańczą we śnie?
Białoszewski pisał, że świadomość jest tańcem radości. W takim razie taniec podświadomości bywa zdystansowaną muzyką latynoamerykańską z Paragwaju.
Szczerość i autentyczność poniższego wiersza sprawiają, że przywołanie w powyższym zdaniu Mirona nie było takie kompletnie od czapy, w końcu to móżdżek drętwo nam dyktuje, kokietuje nas i drwi, ale co innego serce.
„Po co mi serce
Pieniędzy chcę
Bo jest mi źle
A serca brak
Tłumaczę tak
Po co mi serce
A może to błąd
A może jednak
Warto takie serce mieć
I tak po prostu
Kochać nim co krok
A może jednak z sercem lżej
Pieniądze mam
A jestem sam
A serca brak
Tłumaczę tak
Po co mi serce”
Do tego postawa i prawda autora. Własna, prywatna prawda, pod którą podpisuję się całym swoim sercem:
„Oddać pieniądze
I nie kleić się jak śmieć
Mówić do siebie
Pretendować
I zafalować tak jak światło
Zmieniać się
Olać korpusy
Nie żałować”
[http://www.youtube.com/watch?v=sKrmrXBy9g4]
No właśnie, nie żałować. Nie żałując już Państwa czasu, polecam posłuchać Lecha Janerki i żeby światło zafalowało, i żeby nie być śliskim, i nie kleić się. Oczywiście polecam również mówienie do innych, które tłumaczy nas niekiedy z ciszy pozostałych. Rozmowy są jednak najciekawsze, wiadomo. I tak to wygląda oczami Gioconda.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |