SENTYMENTY Z KIESZENI
A
A
A
Komiks Marty Zabłockiej to wyciągnięte z kieszeni (zapewne luźnych, męskich spodni[1]) ilustrowane zapiski najbardziej ulotnych wydarzeń, rozrysowane szkice wspomnień, które chwilami mogą zawstydzać wysokim poziomem intymności. To także schowane na chwilę uczucia, które ujrzały światło dzienne w przetworzonej postaci, okraszonej nabytym z czasem humorem i dystansem.
„Znamy się tylko z widzenia” jest bez wątpienia pamiętnikiem (jak dodaje sama autorka, bazującym na historiach mniej lub bardziej wymyślonych) oraz zbiorem rysunków wcześniej publikowanych na łamach bloga „Życie na kreskę”. Podobnie jak wiele komiksów tego typu, również ten jest utworem o strukturze epizodycznej, skłaniającym do fragmentarycznej lektury, w której trakcie można spodziewać się wszystkiego: krótkiej komediowej scenki, zabawnej anegdoty czy bolesnego wyznania.
Komiks Marty Zabłockiej posiada wady. Raz popełnione, być może nie znajdą one miejsca w kolejnych publikacjach. Pod pewnym względem „Znamy się tylko z widzenia” jest komiksem neurotycznym. Nie brakuje w nim świetnych ilustracji, jednak w zestawieniu z innymi rysunkami wydają się one rozproszone, nieco chaotyczne. Z kolei w całym zbiorze zachwycają te prace, których proporcjonalnie jest najmniej. Tych kilka pojedynczych, oszczędnych rysunków odstaje swoim poziomem od minimalistycznych pasków. To właśnie w nich jedna ciągła linie obrysowuje zarys postaci i rozdziela się na zgięciach wyimaginowanego ciała modela. Częsty brak tła w połączeniu z ornamentalnym dodatkiem tworzy dojrzałą pod względem formalnym ilustrację. Przykładem niech będzie plansza, na której postać przedstawiona została za pomocą samych bazgrołów – trudno o lepszy przykład małego arcydzieła minimalizmu spod znaku Painta.
„Znamy się tylko z widzenia” to przede wszystkim seria krótkich, czasem jednokadrowych opowieści z życia niesamowicie wrażliwej i wiecznie zakochanej dziewczyny, jej alter ego – królika oraz kotów żyjących z nimi w dziwacznej komunie. Scenki te urzekają delikatnym, ironicznym poczuciem humoru i kreacją pełnokrwistych postaci, które dzięki wielu wadom i dziwactwom zyskują na autentyczności. Niestety, w większości przypadków są to znane kadry, funkcjonujące w przestrzeni Internetu na zasadach mema. Niektórzy czytelnicy mogą zatem poczuć się lekko rozczarowani, nabywając de facto przedruk w miarę popularnego bloga.
W ostatecznym rozrachunku „Znamy się tylko z widzenia” Marty Zabłockiej stanowi jej doskonałe portfolio. Widoczny talent, wszechstronność i rozpoznawalny styl to w końcu cechy pożądane zarówno przez przyszłych wydawców, jak i potencjalnych czytelników (czytelniczki). Młoda rysowniczka przekonała, że jej prace sprawdzają się zarówno jako fikcyjne reklamy, realne kampanie społeczne, ale także jako ilustracje do książek oraz przepełnione błyskotliwymi spostrzeżeniami graficzne opowieści. Wypada mieć nadzieję, że kolejne albumy Zabłockiej będą bardziej spójne wizualnie, pozostając jednak równie nieprzewidywalne, zabawne i dojrzałe jak jej debiutancki komiks.
„Znamy się tylko z widzenia” jest bez wątpienia pamiętnikiem (jak dodaje sama autorka, bazującym na historiach mniej lub bardziej wymyślonych) oraz zbiorem rysunków wcześniej publikowanych na łamach bloga „Życie na kreskę”. Podobnie jak wiele komiksów tego typu, również ten jest utworem o strukturze epizodycznej, skłaniającym do fragmentarycznej lektury, w której trakcie można spodziewać się wszystkiego: krótkiej komediowej scenki, zabawnej anegdoty czy bolesnego wyznania.
Komiks Marty Zabłockiej posiada wady. Raz popełnione, być może nie znajdą one miejsca w kolejnych publikacjach. Pod pewnym względem „Znamy się tylko z widzenia” jest komiksem neurotycznym. Nie brakuje w nim świetnych ilustracji, jednak w zestawieniu z innymi rysunkami wydają się one rozproszone, nieco chaotyczne. Z kolei w całym zbiorze zachwycają te prace, których proporcjonalnie jest najmniej. Tych kilka pojedynczych, oszczędnych rysunków odstaje swoim poziomem od minimalistycznych pasków. To właśnie w nich jedna ciągła linie obrysowuje zarys postaci i rozdziela się na zgięciach wyimaginowanego ciała modela. Częsty brak tła w połączeniu z ornamentalnym dodatkiem tworzy dojrzałą pod względem formalnym ilustrację. Przykładem niech będzie plansza, na której postać przedstawiona została za pomocą samych bazgrołów – trudno o lepszy przykład małego arcydzieła minimalizmu spod znaku Painta.
„Znamy się tylko z widzenia” to przede wszystkim seria krótkich, czasem jednokadrowych opowieści z życia niesamowicie wrażliwej i wiecznie zakochanej dziewczyny, jej alter ego – królika oraz kotów żyjących z nimi w dziwacznej komunie. Scenki te urzekają delikatnym, ironicznym poczuciem humoru i kreacją pełnokrwistych postaci, które dzięki wielu wadom i dziwactwom zyskują na autentyczności. Niestety, w większości przypadków są to znane kadry, funkcjonujące w przestrzeni Internetu na zasadach mema. Niektórzy czytelnicy mogą zatem poczuć się lekko rozczarowani, nabywając de facto przedruk w miarę popularnego bloga.
W ostatecznym rozrachunku „Znamy się tylko z widzenia” Marty Zabłockiej stanowi jej doskonałe portfolio. Widoczny talent, wszechstronność i rozpoznawalny styl to w końcu cechy pożądane zarówno przez przyszłych wydawców, jak i potencjalnych czytelników (czytelniczki). Młoda rysowniczka przekonała, że jej prace sprawdzają się zarówno jako fikcyjne reklamy, realne kampanie społeczne, ale także jako ilustracje do książek oraz przepełnione błyskotliwymi spostrzeżeniami graficzne opowieści. Wypada mieć nadzieję, że kolejne albumy Zabłockiej będą bardziej spójne wizualnie, pozostając jednak równie nieprzewidywalne, zabawne i dojrzałe jak jej debiutancki komiks.
[1] Odwołując się do jednej z ilustracji: w zasadzie już nie męskich, bo czyichś, więc spodni z osobowością!
Marta Zabłocka: „Znamy się tylko z widzenia”. Wydawnictwo Centrala-Mądre Komiksy. Poznań 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |