ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (236) / 2013

Joanna Soćko,

ŻÓŁTA ŁÓDŹ PODWODNA

A A A
O tym jak trudno zamieszkać wie każdy, kto zmierzył się z rynkiem nieruchomości lub stawił czoło mozołom remontu. Podjęcie tego trudu wiąże się jednak z nadzieją, że raz zakończone przedsięwzięcie zapewni spokój i stabilizację. Nadziei tej pozbawiają autorzy książki o oikologii – nauce o domu, sugerując, że proces zagospodarowywania miejsca nigdy się nie kończy, a droga do domu to nieustanna odyseja, którą, jednakże, warto podjąć.

Świat nie w formie

Wyprawa do domu zaczyna się od podróży w głąb języka i dotarcia do greckiego słowa oikos, które autorzy książki wydobywają na powierzchnię i otrzepują z kurzu tak popularnych słów jak „ekonomia” czy „ekologia”. Gdy coraz więcej sfer społecznego i prywatnego życia podlega działaniom praw rynku, którym przeciwstawia się troskę o otoczenie naturalne, oikologia ma przypomnieć o wspólnym rdzeniu pozornie odległych słów, proponując pogłębioną refleksję nad związkiem człowieka z miejscem zamieszkania. Pogłębioną, jak się okazuje, bardzo dosłownie.

Dla przykładu: niełatwo jest dostać się z Oknicy (Mołdawia) do Czerniowców (Ukraina) –pociąg pokonuje trasę 150 kilometrów w czasie co najmniej pięciu godzin. Wszystko dlatego, że budowane w Austro-Węgrzech tory przecinają granicę ukraińsko-mołdawską aż trzy razy. Procedura za każdym razem jest ta sama: rozmowa z pogranicznikami jednego i drugiego kraju, weryfikacja tożsamości, wypisywanie kart wjazdowych. Pieczątka na wjazd i na wyjazd. Podróżujący trasą sprzed wieku muszą poddać się obecnemu podziałowi politycznemu niezależnie od absurdu, do jakiego prowadzi.

Dlatego podróż w głąb języka powinna kojarzyć się z wyprawą do wnętrza ziemi; według autorów „Oikologii” osoba, która chce nawiązać relację z miejscem, musi dokopać się do terytorium sprzed jego administracyjnych podziałów, okazuje się bowiem, że aby zamieszkać trzeba „przebijać się niestrudzenie przez morze szczegółów, detalicznych historii życia ludzi i kamieni”, trzeba odgrzebać „przestrzeń neutralną”, dotrzeć do terenu znajdującego się pod powierzchnią formy, która podporządkowuje go zamierzeniom człowieka.

Nie chodzi tu jedynie o przekraczanie podziałów geopolitycznych i doświadczenie cielesnego związku z materią świata. Chodzi również o związek z sąsiadami, czyli o przekraczanie progu własnego progu. Tadeusza Sławka, dla którego przestrzeń społeczna kształtowana jest przez ducha Heideggerowskiej „troski”, niepokoi (często pozytywnie zabarwiona) fraza: „robić swoje”. Podczas gdy coraz większą wartość mają coraz węższe specjalizacje, a docierające do nas informacje można filtrować przez sprofilowane światopoglądowo i branżowo środki przekazu, autorzy zachęcają, by odkrywać wspólnotę budowaną na spotkaniu z tym, co od nas inne – by nie dać się zamknąć w granicach „własnego mniemania”, własnej dyscypliny czy ogrodzonego osiedla, strzeżonego przez wpływami z zewnątrz. Takie zamknięcie wiąże się bowiem z życiem na powierzchni nałożonej na rzeczywistość formy.

Yellow Submarine

Przeciwieństwem zamknięcia nie będzie „otwarcie na świat”, które zakładałoby podróże do niezbadanych zakątków lasów zwrotnikowych czy dostęp do informacji z drugiej strony globu, ale – przeciwnie – lokalność. To ona gwarantuje namacalność bycia i umożliwia – w miarę wzrostu korzeni – zapuszczanie się w głąb pozornie znanego terytorium. Podróż do wnętrza wiąże się z koniecznością opuszczenia powierzchniowych struktur porządkowych, dlatego w ujęciu Aleksandry Kunce lokalność nie jest ostoją tego, co swojskie, ale Nietzscheańskim morzem, czyli żywiołem, który – przez swoje nieokiełznanie – napawa nas lękiem i euforią. Nie chodzi jednak o to, by w tym żywiole się zatracić i zrezygnować z zewnętrznej nawigacji. Rzecz w tym, by mówiąc „jestem mieszkańcem globalnej wioski”, móc za Lennonem i McCartneyem powiedzieć też: „wszyscy żyjemy w żółtej łodzi podwodnej”.

W piosence „Yellow Submarine” Beatlesi śpiewają o zamieszkaniu pod powierzchnią fal – o łodzi, którą odkrywa się, płynąc w stronę słońca. Między innymi ta metafora służy Tadeuszowi Sławkowi do scharakteryzowania miejsca, w którym człowiek może gromadzić skarby wymykające się zorientowanej na inne dobra gospodarce. Są to bogactwa podlegające „osobliwej”, czy nawet osobistej ekonomii, która, jak wiemy z Ewangelii, decyduje o tym, gdzie mieszka nasze serce (Mt, 6 19-21): czy jest ono „na fali”, szamotane wiatrem koniunktury, czy też znajduje spokój głębi.

Serce mieszkające w głębi nie podlega obowiązkowi meldunku, odkrywa bowiem miejsce zbyt istotowe, by mogło podlegać rejestracji. „To, co przepełnia mnie (może to być miłość lub tylko chęć uwiedzenia naiwnej panny), jest nieskończenie ważniejsze od ambicji twórcy mapy” – pisze Sławek. A mapy – jak wiemy z wiersza Szymborskiej – kłamią, bo są płaskie. Odkrycie głębi jest doświadczeniem trójwymiarowości istnienia, dotarciem do „locus namiętności” – „miejsca, w którym żyją ludzie” wymykający się notatkom kartografów. Ten splot uczuć i geografii nie wydaje się tu przypadkowy – czytając książkę o oikologii, można bowiem odnieść wrażenie, że „dzikość serca” ma wiele wspólnego z żywiołem natury i – podobnie jak ona – powinna stać się obszarem naszej troski.

Niebo do wynajęcia

Można pokusić się o stwierdzenie, że specyfika zamieszkiwania głębi kieruje nas w stronę ekonomii nazywanej przez teologów „ekonomią zbawienia”. I nie będzie to wcale porównanie, które odda przestrzeń duchową  pod władanie nomenklatury rynku. Termin oikonomia  (z greckiego: zarządzanie gospodarstwem domowym) używany był przez Ojców Kościoła na długo zanim zyskał znaczenie nadawane mu współcześnie. W III w. św. Ireneusz z Lyonu w tekście zatytułowanym później Adversus heareses używa tego słowa, by unaocznić sens Bożego objawienia. Warto pochylić się nad wyobraźnią wczesnych teologów, dającej wyraz Bogu, który przychodzi do miejsca zamieszkiwanego przez człowieka po to, by człowiek mógł wejść do domu Boga. Termin „ekonomia zbawienia” zdaje się sugerować, że gospodarstwo domowe naznaczone jest obecnością Sacrum, zaś Sacrum staje się przestrzenią możliwą do zamieszkania.

Autorzy „Oikologii” wydają się dążyć do ponownego zestawienia tych niejednokrotnie „rozwiedzionych” wymiarów istnienia. Wykonują przy tym gest, który można nazwać „postsekularnym”, a który polega na przywróceniu niektórym zsekularyzowanym słowom ich niegdysiejszego, duchowego wymiaru. Za Walterem Benjaminem przypomina więc Zbigniew Kadłubek o – tak istotnym w urządzaniu mieszkania – słowie „komfort”. Comfort do dziś jeszcze w języku angielskim oznaczać może otuchę, pocieszenie i w tym sensie stał się przydomkiem Ducha Świętego, zwanego też Pocieszycielem. Późniejsze przesunięcie znaczenia tego słowa na „wygodę” obrazuje zmianę myślenia o tym, co przynosi człowiekowi pociechę i co nazwać można „dobrostanem” – czyli stanem, który uważamy za satysfakcjonujący. „Wypieramy się wiary, tak jak niektóre słowa porzucają swoje pierwotne znaczenie” – konstatuje Kadłubek.

Elokwencja serca

To filologia – jakkolwiek anarchicznie i odstręczająco może brzmieć to słowo – staje się więc dziedziną, w której możliwe jest podjęcie nowej refleksji o miejscu zamieszkania.  Podobnie jednak jak inne ważne wyrazy, również pojęcie filologii zostaje tu zrewolucjonizowane. Bo philia-logia oznaczała u swych początków przyjaźń, miłość do słowa, dlatego umożliwia ona język, który nie jest językiem twierdzeń będących domeną polityki i ustanawiania porządku, ale mową „prośby, modlitwy i pragnienia”, która jako jedyna umożliwia komunikację prowadzącą do zawiązania wspólnoty. Filologia to wysiłki serca mierzącego się ze słowem.

Tylko tak rozumiana filologia umożliwia mówienie o „głębi” i prowokuje do pisania esejów, które rzetelność naukową łączą z poetycką finezją. A poetyckość odgrywa tu niebagatelną rolę, ponieważ właśnie w języku literackim słowa mają szansę na oderwanie się od swoich współczesnych kontekstów – to literatura wytrąca ze schematów myślenia, w które wtłaczają nas utarte komunikaty i frazy, do których zanadto się przyzwyczailiśmy. Taka filologia bywa czasami filozofią: nie w sensie nauki, ale w sensie praktyki.

Warto zwrócić tu uwagę na „praktykę filozoficzną” Tadeusza Sławska, a zwłaszcza na jego ostatnią książkę, wyróżnioną niedawno nagrodą im. Andrzeja Siemka. Publikacja ta poświęcona jest twórczości Szekspira, jednak autor nie pisze przecież o literackim dorobku znanego dramaturga, ale „zdaniami z Szekspira” pisze o świecie współczesnym, umożliwiając krytyczny namysł nad życiem politycznym i społecznym, nie uciekając przy tym od obnażania uczuć i namiętności, których zwykliśmy nie łączyć z przestrzenią publiczną. Również w książce o oikologii Sławek – nie formułując tego wprost – proponuje inne od dotychczasowego podejście do literaturoznawstwa, podejście odwrócone: wyraźnie pokazujące, że to nie literatura wymaga opisu i usystematyzowania w porządku „tego świata”, ale zaszufladkowany świat potrzebuje wywrotowego komentarza literatury.
Tadeusz Sławek, Aleksandra Kunce, Zbigniew Kadłubek: „Oikologia”. Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Biblioteka „Opcji”. Katowice 2013.