
SINE QUA NON KONTRATAKUJE
A
A
A
W październiku tego roku wydawnictwo SQN dało znaczący sygnał, że chce na poważnie zainwestować w popularyzację komiksów w Polsce. Podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi swoje premiery miały pierwszy tom serii „Noe” tria Aronofsky-Handel-Henrichon oraz „Odd Thomas. Diabelski pakt” Deana Koontza i Queenie Chan, w planach zaś są kolejne pozycje związane z obrazkowymi historiami. Niestety, choć zamiary były zacne i szczere, to komiksowa oferta krakowskiego wydawnictwa jest obecnie co najwyżej średniej jakości. Powyższe tytuły nie są bynajmniej pierwszymi komiksami opublikowanymi pod szyldem tej oficyny. Wcześniej mieliśmy do czynienia z wyjątkowo przeciętną serią związaną z multimedialnym uniwersum „Assassins Creed”. Ów komiksowy cykl mógł sprawić przyjemność chyba tylko fanom gry, gotowym nabyć wszystko, co tylko posiada charakterystyczne logo. Podobne odczucia budzi we mnie graficzna opowieść o bohaterze zrodzonym na kartach powieści amerykańskiego mistrza mystery.
Odd Thomas jest chłopakiem żyjącym w Pico Mundo, małym kalifornijskim miasteczku. Przeżywa tam mrożące krew w żyłach przygody wynikające z tego, że bohater potrafi komunikować się ze światem umarłych oraz jest w stanie przewidzieć śmiertelne niebezpieczeństwo czyhające na konkretną osobę. Nic dziwnego, że wykorzystuje swoje umiejętności, pomagając miejscowej policji w ściganiu wszelkiej maści przestępców. Zyskujące coraz większą popularność (szczególnie wśród młodzieży) przygody obdarzonego szóstym zmysłem Thomasa konsekwentnie napędzają spiralę franczyzy, czemu zresztą trudno się dziwić: Dean Koontz stworzył protagonistę, którego perypetie stanowią unikalną mieszankę przygody, kryminału oraz paranormalnego dreszczowca, charakteryzującą się niebywałym napięciem oraz intrygującą narracją. Specyficznym elementem historii o Thomasie jest fakt, że chłopak spotyka na swojej drodze duchy znamienitych osób – Elvisa Presleya, Franka Sinatry czy Alfreda Hitchcocka. Intrygujące fabuły oraz umiejętność budowania atmosfery strachu sprawiły, że wiele książek z tej nadnaturalnej serii zyskało status bestsellerów zajmujących wysokie miejsca na liście „New York Timesa”. W kwietniu tego roku ukazała się z kolei niskobudżetowa adaptacja filmowa, w której główną rolę zagrał Anton Yelchin, a na ekranie sekundował mu sam Willem Dafoe.
„Diabelski pakt” czyta się trochę jak komiks promujący film bazujący na książkach Deana Koontza – publikację, której jedynym celem jest wyciągnięcie pieniędzy z portfeli fanów. Historia o smutnym chłopcu-widmo oraz pościgu za jego prześladowcą jest naprawdę toporna, aż dziw bierze, że (współ)odpowiada za nią autor literackiego pierwowzoru. Przysłowiowym gwoździem do trumny są jednak rysunki. Dawno nie widziałem tak brzydkich, mało kreatywnych prac. Queenie Chan w swoich wypranych z inwencji rysunkach kaleczy wręcz mangową estetykę – postaci przypominają bezduszne manekiny uchwycone na tle budzącym skojarzenia z teatralną atrapą. Całość przypomina wypociny początkującego artysty, przed którym jeszcze długa droga do uzyskania świadomości własnego stylu.
O ile komiks z Oddem Thomasem uważam za marnotrawstwo czasu i pieniędzy, o tyle album „Noe. Za niegodziwość ludzi” zasługuje na większą uwagę. Współautorem scenariusza jest bowiem Darren Aronofsky, błyskotliwy reżyser odpowiedzialny za takie perełki amerykańskiej kinematografii, jak „Pi”, „ Requiem dla snu” oraz „Czarny łabędź” (z oscarową rolą Natalie Portman). Twórca ten często odwołuje się do sztuki komiksowej, przygotowując dla filmowych wytwórni storyboardy, niezwykle pomocne przy pozyskiwaniu odpowiednio wysokiego budżetu dla kolejnych produkcji. W ten sposób powstało „Źródło”, które najpierw zostało wydane przez Vertigo (imprint DC Comics) w formie historii obrazkowej. Pełnometrażowa wersja „Noego” – epickiej opowieści w doborowej obsadzie (Russell Crowe, Emma Watson, Anthony Hopkins oraz Jennifer Connely) – trafi na ekrany kin dopiero w przyszłym roku. Czteroczęściowa miniseria niewątpliwie daje pewne wyobrażenie na temat filmowej adaptacji komiksu, pod warunkiem, że reżyser dysponować będzie nieograniczonym budżetem.
Darren Aronofsky razem ze swoim przyjacielem, scenarzystą i producentem Arim Handlem reinterpretuje biblijną przypowieść o arce Noego w konwencji magiczno-apokaliptycznej. Świat wykreowany przez autorów przywołuje na myśl zarówno baśniowe realia, jak i klimaty rodem z historii science fiction pokroju serii „Mad Max”. Silnie odczuwalna jest także estetyczno-wizualna inspiracja symboliką zaczerpniętą z kultury Majów. Swoją komiksową parabolą duet Aronofsky/Handel stara się przestrzec ludzkość przed dewastacją planety oraz konsekwencjami konsumpcjonistycznego modelu życia. Wydźwięk albumu jest niezwykle moralizatorski, ale jednocześnie „na czasie”, zważywszy na to, z jakimi anomaliami pogodowymi mamy aktualnie do czynienia. Motywy proekologiczne oraz katastroficzne silnie łączą się z rozwiązaniami formalnymi rodem ze „Szninkla” Jeana Van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego.
Mimo to „Noego” trudno uznać za dzieło wybitne. Nie odnajdziemy w nim śmiałych eksperymentów z językiem komiksowego medium czy błyskotliwych zagrywek między kadrami. Widać, że Aronofsky i Handel traktują graficzną opowieść jako uboższą krewniaczkę filmu, niczym storyboard, który można pokazać producentom oraz szefom wytwórni. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy potrafią w interesujący sposób opowiadać swoje historie. A kreska Niko Henrichona całkiem nieźle odwzorowuje pustynne scenerie oraz sugestywnie ukazuje senne koszmary Noego, będące zapowiedzią nadciągającej zagłady.
Niezmiernie cieszy mnie fakt, że są jeszcze na polskim poletku wydawniczym osoby, które nie boją się inwestować w komiksy. Oficyna Sine Qua Non ma potencjał, by zostać znaczącym graczem na rynku – chociażby dlatego, że należycie przykłada się do warstwy edytorskiej swoich pozycji. Również tłumaczenia Bartosza Czartoryskiego i Marty Dudy-Gryc stoją na wysokim poziomie. Wydaje mi się jednak, że włodarze wydawnictwa powinni bardziej zainwestować w autorskie projekty aniżeli w spin-offy mające jedynie na celu wzmocnienie popkulturowej marki. Niebawem nakładem SQN ukaże się książka Seana Howe, uhonorowana nagrodą Eisnera historia wydawnictwa Marvel Comics. Można zatem chyba powiedzieć, że sprawy idą ku lepszemu.
Odd Thomas jest chłopakiem żyjącym w Pico Mundo, małym kalifornijskim miasteczku. Przeżywa tam mrożące krew w żyłach przygody wynikające z tego, że bohater potrafi komunikować się ze światem umarłych oraz jest w stanie przewidzieć śmiertelne niebezpieczeństwo czyhające na konkretną osobę. Nic dziwnego, że wykorzystuje swoje umiejętności, pomagając miejscowej policji w ściganiu wszelkiej maści przestępców. Zyskujące coraz większą popularność (szczególnie wśród młodzieży) przygody obdarzonego szóstym zmysłem Thomasa konsekwentnie napędzają spiralę franczyzy, czemu zresztą trudno się dziwić: Dean Koontz stworzył protagonistę, którego perypetie stanowią unikalną mieszankę przygody, kryminału oraz paranormalnego dreszczowca, charakteryzującą się niebywałym napięciem oraz intrygującą narracją. Specyficznym elementem historii o Thomasie jest fakt, że chłopak spotyka na swojej drodze duchy znamienitych osób – Elvisa Presleya, Franka Sinatry czy Alfreda Hitchcocka. Intrygujące fabuły oraz umiejętność budowania atmosfery strachu sprawiły, że wiele książek z tej nadnaturalnej serii zyskało status bestsellerów zajmujących wysokie miejsca na liście „New York Timesa”. W kwietniu tego roku ukazała się z kolei niskobudżetowa adaptacja filmowa, w której główną rolę zagrał Anton Yelchin, a na ekranie sekundował mu sam Willem Dafoe.
„Diabelski pakt” czyta się trochę jak komiks promujący film bazujący na książkach Deana Koontza – publikację, której jedynym celem jest wyciągnięcie pieniędzy z portfeli fanów. Historia o smutnym chłopcu-widmo oraz pościgu za jego prześladowcą jest naprawdę toporna, aż dziw bierze, że (współ)odpowiada za nią autor literackiego pierwowzoru. Przysłowiowym gwoździem do trumny są jednak rysunki. Dawno nie widziałem tak brzydkich, mało kreatywnych prac. Queenie Chan w swoich wypranych z inwencji rysunkach kaleczy wręcz mangową estetykę – postaci przypominają bezduszne manekiny uchwycone na tle budzącym skojarzenia z teatralną atrapą. Całość przypomina wypociny początkującego artysty, przed którym jeszcze długa droga do uzyskania świadomości własnego stylu.
O ile komiks z Oddem Thomasem uważam za marnotrawstwo czasu i pieniędzy, o tyle album „Noe. Za niegodziwość ludzi” zasługuje na większą uwagę. Współautorem scenariusza jest bowiem Darren Aronofsky, błyskotliwy reżyser odpowiedzialny za takie perełki amerykańskiej kinematografii, jak „Pi”, „ Requiem dla snu” oraz „Czarny łabędź” (z oscarową rolą Natalie Portman). Twórca ten często odwołuje się do sztuki komiksowej, przygotowując dla filmowych wytwórni storyboardy, niezwykle pomocne przy pozyskiwaniu odpowiednio wysokiego budżetu dla kolejnych produkcji. W ten sposób powstało „Źródło”, które najpierw zostało wydane przez Vertigo (imprint DC Comics) w formie historii obrazkowej. Pełnometrażowa wersja „Noego” – epickiej opowieści w doborowej obsadzie (Russell Crowe, Emma Watson, Anthony Hopkins oraz Jennifer Connely) – trafi na ekrany kin dopiero w przyszłym roku. Czteroczęściowa miniseria niewątpliwie daje pewne wyobrażenie na temat filmowej adaptacji komiksu, pod warunkiem, że reżyser dysponować będzie nieograniczonym budżetem.
Darren Aronofsky razem ze swoim przyjacielem, scenarzystą i producentem Arim Handlem reinterpretuje biblijną przypowieść o arce Noego w konwencji magiczno-apokaliptycznej. Świat wykreowany przez autorów przywołuje na myśl zarówno baśniowe realia, jak i klimaty rodem z historii science fiction pokroju serii „Mad Max”. Silnie odczuwalna jest także estetyczno-wizualna inspiracja symboliką zaczerpniętą z kultury Majów. Swoją komiksową parabolą duet Aronofsky/Handel stara się przestrzec ludzkość przed dewastacją planety oraz konsekwencjami konsumpcjonistycznego modelu życia. Wydźwięk albumu jest niezwykle moralizatorski, ale jednocześnie „na czasie”, zważywszy na to, z jakimi anomaliami pogodowymi mamy aktualnie do czynienia. Motywy proekologiczne oraz katastroficzne silnie łączą się z rozwiązaniami formalnymi rodem ze „Szninkla” Jeana Van Hamme’a i Grzegorza Rosińskiego.
Mimo to „Noego” trudno uznać za dzieło wybitne. Nie odnajdziemy w nim śmiałych eksperymentów z językiem komiksowego medium czy błyskotliwych zagrywek między kadrami. Widać, że Aronofsky i Handel traktują graficzną opowieść jako uboższą krewniaczkę filmu, niczym storyboard, który można pokazać producentom oraz szefom wytwórni. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy potrafią w interesujący sposób opowiadać swoje historie. A kreska Niko Henrichona całkiem nieźle odwzorowuje pustynne scenerie oraz sugestywnie ukazuje senne koszmary Noego, będące zapowiedzią nadciągającej zagłady.
Niezmiernie cieszy mnie fakt, że są jeszcze na polskim poletku wydawniczym osoby, które nie boją się inwestować w komiksy. Oficyna Sine Qua Non ma potencjał, by zostać znaczącym graczem na rynku – chociażby dlatego, że należycie przykłada się do warstwy edytorskiej swoich pozycji. Również tłumaczenia Bartosza Czartoryskiego i Marty Dudy-Gryc stoją na wysokim poziomie. Wydaje mi się jednak, że włodarze wydawnictwa powinni bardziej zainwestować w autorskie projekty aniżeli w spin-offy mające jedynie na celu wzmocnienie popkulturowej marki. Niebawem nakładem SQN ukaże się książka Seana Howe, uhonorowana nagrodą Eisnera historia wydawnictwa Marvel Comics. Można zatem chyba powiedzieć, że sprawy idą ku lepszemu.
Darren Aronofsky, Ari Handel, Niko Henrichon: „Noe. Za niegodziwości ludzi”. Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc. Wydawnictwo SQN. Kraków 2013.
Dean Koontz, Queenie Chan: „Odd Thomas. Diabelski pakt”. Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Wydawnictwo SQN. Kraków 2013.
Dean Koontz, Queenie Chan: „Odd Thomas. Diabelski pakt”. Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Wydawnictwo SQN. Kraków 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |