ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (238) / 2013

Luiza Stachura,

DELIRYCZNE ŚLEDZTWO

A A A
Po odejściu z sekcji poszukiwań zaginionych niegdysiejszy komisarz Tabor Süden próbuje podjąć zwyczajne życie. I gdy już powoli zaczyna sobie układać nowy świat, otrzymuje telefon. Od ojca. Tabor Süden uznał go jednak już dawno temu za zmarłego. Bo przecież zniknął z jego życia niespodziewanie wiele lat wcześniej. I to życie, które ułożył sobie bez niego, rozsypuje się w jednej chwili. Połączenie telefoniczne zostaje nagle przerwane i były policjant nie dowiaduje się właściwie niczego więcej nad to, że ojciec żyje. Postanawia powrócić do rodzinnego miasta, Monachium, by podjąć trop i odnaleźć zaginionego przed laty rodzica. Na miejscu błądzi po ulicach i zaułkach, ale nie rozpoznaje w nikim znajomej sylwetki. Z braku pieniędzy zmuszony znaleźć jakieś dorywcze zatrudnienie, decyduje się na Biuro Detektywistyczne Liebergesell. Właścicielka biura – Edith Liebergesell – proponuje mu nierozwiązaną od przeszło dwóch lat sprawę szefa restauracji Raimunda Zacherla, który w tajemniczych okolicznościach zniknął. Początkowo oporny i zanurzony we własnych sprawach, Süden powoli zaczyna coraz intensywniej zajmować się sprawą restauratora. Wędrówka śladem Zacherla zaprowadzi go do przedsionka własnej duszy i będzie okazją do zmierzenia się z własnymi lękami, umożliwiając wykonanie kroku ku oczyszczeniu i wyzwoleniu spod wpływu myśli o ojcu kryjącym się w mrokach miasta.

W 2013 roku ukazał się w Niemczech dziewiętnasty kryminał, którego bohaterem jest komisarz Tabor Süden, a w tym samym czasie pojawiła się w Polsce szesnasta powieść z tego cyklu, autorstwa niemieckiego pisarza Friedricha Aniego, czyli „Ludzie za ścianą”. Piętnastu poprzednich jeszcze nie przetłumaczono na język polski, dlatego trudno rozpatrywać tę powieść w kontekście serii. Zestawiać ją można najwyżej z inną książką Aniego – „Śmierć nie ulega przedawnieniu”, opublikowaną dwa lata temu w polskim przekładzie. Czytelniczki-interpretatorki nie opuszcza jednak wrażenie, że mogłaby lepiej odkryć dramat Tabora Südena, gdyby znała poprzednie książki z serii, bo „Ludzie za ścianą” jest bardzo dobrą powieścią… obyczajowo-psychologiczno-rozliczeniową, ale niekoniecznie „fantastycznym thrillerem kryminalnym”, jak przekonuje blurb na okładce.

Akcja snuje się w ten sam sposób co Süden: powoli dryfuje po Monachium, z pojedynczymi zrywami, gdy mężczyzna zachce przejąć kontrolę nad kierunkiem ruchu. I bardzo delirycznie. Strumień alkoholu przelewa się przez kolejne dni i noce Südena, co skutkuje zaburzeniami percepcji, balansowaniem między jawą a onirycznością. Wejście w stan odurzenia będzie (obok śledztwa w sprawie zaginionego restauratora) swego rodzaju odtrutką, antidotum na niemożność poradzenia sobie z informacją o ojcu, jego niepokojącą potencjalną obecnością gdzieś obok. Na co dzień małomówny, wycofany Süden zaczyna pod wpływem alkoholu mówić więcej, a raz nawet zwierzać się – podczas gdy na jawie trzeźwości to on wysłuchuje, tropi drobne gesty i przemilczenia, analizuje drobiazgi. Opowiadanie o własnym dzieciństwie, wyborze drogi życiowej oraz ojcu stanowi nie tyle formę pogodzenia (się), ile etap ku akceptacji faktu, że ojciec żył niedaleko, a nieświadomy tego syn wykreślił go ze swojego świata. Teraz przychodzi Südenowi zmagać się raz jeszcze z cieniem ojca, ojcem-wyobrażeniem. Uprzednie symboliczne „zdetronizowanie” ojca wynikało z jego nieobecności, ale sytuacja uległa zmianie – ojciec istnieje, a zatem mężczyzna musi się z nim zmierzyć, oddzielić chłopięce wspomnienia i mrzonki od rzeczywistości. Konieczność oraz wewnętrzne pragnienie skonfrontowania wyobrażeń z autentycznym ojcem prowadzą detektywa po ulicach Monachium, stają się motorem jego działania i – paradoksalnie – one decydują o podjęciu przez byłego policjanta równoległego śledztwa, czyli poszukiwań restauratora. W przypadku tych dwóch spraw (można rzec, że w jakimś stopniu analogicznych) wyłącznie jedna – zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa – powinna zakończyć się względnym sukcesem.

Powieść Friedricha Aniego przywodzi na myśl mroczny film, bliski kinu noir – nie tylko pod względem fabuły, ale także struktury książki. Trudno mówić o rozdziałach w obrębie trzech części. Są to raczej dobrze zmontowane kadry, sceny; z rzadka stosuje autor antycypację i symultanizm. Noirowy kontrast nocy i dnia, cienia i światła odzwierciedlony będzie w formie snu i jawy. Przy czym sen w przypadku „Ludzi za ścianą” należy rozumieć jako te momenty, gdy bohater zanurza się w wewnętrznym śledztwie – szuka swojego ojca nie tylko na ulicach miasta, ale przede wszystkim w sobie, dokonując rekapitulacji i przymierzając się do symbolicznego ojcobójstwa, które umożliwiłoby mu powrót do jawy, do nowego życia i zajęcia detektywa. Nie bez powodu dopiero po ukończonych śledztwach (w sprawie ojca i zaginionego restauratora) przybliża się do pracowników Biura Detektywistycznego.

Warto zwrócić uwagę, że to właśnie polski tytuł książki Aniego (oryginalnie: „Süden”) zmienia kierunek interpretacji (z postaci detektywa), rozwijając myśl o ludziach, który znikają, czyli o ludziach za symboliczną ścianą. Ojciec detektywa tkwił cały czas na pograniczu niewidzialnej bariery, oddzielającej dwa równoległe światy: jeden z synem Taborem, drugi bez niego. Ale nie tylko on – wielu bohaterów „Ludzi za ścianą”, których spotyka podczas swojej wędrówki po mieście detektyw, przebywa(ło) na przecięciu dwóch światów: jeden odznaczał się odpowiedzialnością za rodzinę, drugi – był miejscem realizacji skrywanych marzeń i ambicji.

Książka „Ludzie za ścianą” Friedricha Aniego jest mrocznym wejściem w głąb labiryntu miasta-przeszłości. Wskrzeszone wspomnienia i wyobrażenia skonfrontowane z odkrytą po latach prawdą bywają okrutną karą. Ale umożliwiają jednocześnie bohaterom rozpoczęcie nowego etapu w życiu – bez kłamstw i piętna przeszłości.
Friedrich Ani: „Ludzie za ścianą.” Tłum. Elżbieta Kalinowska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2013 [seria: Ze Strachem].