ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (238) / 2013

Marek Lyszczyna,

DOBRA NAUCZKA ZE ZŁEJ NAUKI

A A A
Według wybitnego amerykańskiego fizyka, laureata Nagrody Nobla oraz niestrudzonego popularyzatora wiedzy i racjonalnego światopoglądu, Richarda Feynmana, nauka jest jak klucz, który pasuje zarówno do bram niebiańskich, jak i piekielnych. Jedynie od badacza zależy, które z nich zdecyduje się otworzyć. Akademickie wykłady z historii różnych dyscyplin, a także podręczniki, monografie i biografie, zazwyczaj koncentrują się na tych naukowcach, którzy skorzystali z tej pierwszej możliwości, dzięki którym przez wieki nasza cywilizacja mogła osiągać postępy w rozmaitych dziedzinach. Tych, którzy majstrowali przy bramie Hadesu, pomija się zazwyczaj z litości bądź z lęku, by ktoś nie wpadł na pomysł, by powtórzyć ich tok rozumowania czy też przerażające lub kuriozalne eksperymenty. Postawa badacza powinna jednak z definicji zakładać poszerzanie poznania, co narzuca również eksplorowanie tych mniej przyjemnych rejonów, które dla historyka oznaczają wyciąganie z mroków historii także postaci i wydarzeń, które z innych punktów widzenia raczej powinny w nich pozostać.

Od tego obowiązku nie uchyla się amerykańska badaczka i dziennikarka Linda Zimmermann, której książkę „Zła nauka. Krótka historia dziwacznych przekonań, błędnych wniosków i niewiarygodnie głupich teorii” przedstawia nam wydawnictwo Aletheia (w tłumaczeniu Anny Kunickiej). Nie uchyla się to określenie mało precyzyjne – autorka z lubością i ironią prezentuje rozmaite błędy metodologiczne i merytoryczne, jakie zdarzało się popełniać naukowcom na przestrzeni wieków (czasem również i tym najbardziej zasłużonym). Możemy dowiedzieć się np. o fascynacji alchemią Isaaka Newtona czy o „przekrętach” w wynikach badań Gregora Mendla. Książka podzielona jest na siedem części poświęconych różnym obszarom wiedzy (niekoniecznie pokrywającym się ściśle z klasycznymi dyscyplinami naukowymi), z których najobszerniejsza poświęcona jest astronomii. Być może wynika to z osobistych preferencji badaczki, której ta dziedzina jest najbliższa, być może jednak właśnie w historii zmagań człowieka z kosmosem jest najwięcej błędnych domysłów, a czasem nawet celowych przekłamań czy ograniczeń, wynikających z wymagań, jakie narzucała obowiązująca w tym czasie wykładnia doktryn religijnych czy też ideologicznych. Nie mogło zatem zabraknąć zmagań Mikołaja Kopernika i Galileusza z nieprzychylną nowej wiedzy władzą, miejsce znalazła również ciekawa anegdotka o Krzysztofie Kolumbie, który użył astronomicznej wiedzy o zaćmieniu do podporządkowania sobie zbuntowanych mieszkańców nowego świata, czy też starożytne i średniowieczne wierzenia łączące militarne powodzenia z układem gwiazd. Z dzisiejszej perspektywy uśmiech może budzić fakt, jak długo całkiem poważni badacze z profesorskimi tytułami wierzyli w istnienie rasy Lunarian, która zamieszkuje księżyc i donosili o zaobserwowanych na naszym satelicie miastach. Mniej dziwi to jednak w kontekście słynnej audycji Orsona Wellesa „Wojna światów”, która wywołała panikę wśród ludności zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych nie w wiekach średnich, ale niecałe siedemdziesiąt lat temu.

Książka Lindy Zimmermann ma charakter anegdotyczny i niejednokrotnie jej lektura wywołuje co najmniej uśmiech na twarzy, również za sprawą swobodnego stylu i miejscami złośliwego języka. Czasem jednak uśmiech ustępuje miejsca przygnębieniu, zwłaszcza w częściach poświęconych medycynie, seksualności i dentystyce, kiedy uświadomimy sobie, ile cierpienia kosztowała pacjentów ignorancja lekarzy. Historia nauk medycznych pełna jest nieudanych eksperymentów z lekami czy nowymi terapiami, których ofiarami padali chorzy ludzie, nierzadko dzieci. Słynna (gdzieniegdzie stosowana po dziś dzień) praktyka puszczania złej krwi kosztowała życie niejednego nieszczęśnika, wliczając w to samego prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a Washingtona. Po zażywaniu talidomidu przez matki w ciąży (leku również pozostającego w użyciu do dzisiaj) dzieci rodziły się koszmarnie zdeformowane, a przez odrzucanie faktu istnienia drobnoustrojów przez lekarzy i akuszerki, czemu towarzyszył brak troski o elementarną higienę, tysiące kobiet umarło w połogu z powodu zakażenia (skąd się brały te zabójcze drobnoustroje i co robili często lekarze przed odebraniem porodu dowiedzą się ci, którzy zdecydują się na lekturę książki). Takich dramatycznych przykładów można by mnożyć w nieskończoność, począwszy od praktyki obrzezania. Dla chwili oddechu jednak przytacza autorka zabawniejsze wpadki w historii medycyny. Relacjonuje zatem osiemnastowieczną historie pewnej ubogiej Angielki, która zaczęła rodzić… króliki (w co oczywiście uwierzyli, przynajmniej do pewnego czasu, królewscy lekarze) oraz przytacza domniemania dotyczące przyczyn próchnicy (robaki żyjące w zębach).

Przedzierając się przez ten zbiór mniej lub bardziej znanych anegdot, czytelnik skłania się ku szerszej refleksji nad przyczynami złej nauki. Często wynikały one z braków metodologii i możliwości technologicznych, które przyniosły dopiero kolejne odkrycia i które łatwo z tego powodu dzisiaj wyśmiewać. Ale z drugiej strony, czyż wobec braku odpowiednich narzędzi, np. mikroskopu, stawianie hipotez nie jest właśnie tym, co nazywamy postawą naukową? Nie jest – odpowiedziałaby zapewne Linda Zimermann, zwłaszcza jeśli, trafniejsze hipotezy postawiono już pięćset lat wcześniej.

Brak środków i narzędzi do odpowiednich badań i eksperymentów nie jest jednak jedyną przyczyną, dla której znalazło się w tej książce wiele przytoczonych przykładów. Często badacze stawali się zwykłymi oszustami (szczególnie podatna na ich działalność była archeologia, ponieważ za oglądanie niesamowitych wykopalisk ludzie gotowi byli płacić niejednokrotnie astronomiczne sumy). Przyczyną nadużyć stawała się niejednokrotnie ambicja czy chęć udowodnienia swojej racji innym naukowcom (jak w przypadku Mendla), którzy powątpiewali w trafne często hipotezy, ale trudne do udowodnienia empirycznie. Brakującym ogniwem książki Lindy jest przemilczenie innych niż wypływające z opisanych powyżej motywacji przykładów złej nauki. W rozdziale o medycynie brak postaci dra Josefa Mengele, Ariberta Heima czy też innych, których przybliża nam wydana w Polsce w 1962 roku książką „Nieludzka medycyna”, a których trudno przecież wpisać w poczet dobrych naukowców. Nie tylko żądza zysku czy też brak dostatecznych technologii były przyczyną ślepych torów w nauce. Eksperymenty, jakie prowadziły (prowadzą?) rozmaite armie świata (także państw demokratycznych), nie zawsze tworzą pozytywną historię nauki, choć często wzbogacają wiedzę w obszarze rozmaitych nauk, z której wykorzystania wynikają następnie korzyści. Takie rozważania otwierają jedna niezwykle dzisiaj potrzebną debatę o etyce w świecie akademickim, do której książka Lindy Zimmermann może być doskonałym przyczynkiem. Śledzenie historii błędów, jakie na przestrzeni wieków popełniali rozmaici uczeni zachęca do postawienia pytania, ile z obowiązujących dziś niepodważalnych teorii i metod znajdzie się w podobnej publikacji wydanej za sto lat. Takie książki jak „Zła nauka” są niezwykle pożyteczne choćby dla przemyślenia własnego warsztatu badacza i etosu, którego brak w środowisku akademickim jest niestety wciąż widoczny.
Linda Zimmermann: „Zła nauka. Krótka historia dziwacznych przekonań, błędnych wniosków i niewiarygodnie głupich teorii”. Przetłumaczyła Anna Kunicka. Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2013.