ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (240) / 2013

Radosław Pisula,

W SZPONACH CHAOSU

A A A
Twórczość Scotta Snydera sprawia mi niemałe kłopoty. Od pewnego czasu zachwyca się nim coraz większa rzesza osób, a ja w każdym jego projekcie widzę wciąż te same dziury i bolesne schematy, które nie pozwalają mi czerpać pełnej przyjemności z lektury. Wydany na początku tego roku „Trybunał Sów”, zbierający pierwsze numery zrestartowanego miesięcznika „Batman”, był naprawdę solidną publikacją – oczywiście miał swoje wady, ale klimat opowieści, charakteryzacja kolektywnego przeciwnika, jakim jest tytułowe tajne stowarzyszenie pociągające za sznurki w Gotham City, czy niektóre fabularne rozwiązania złożyły się ostatecznie na konkretną historię, w satysfakcjonujący sposób wprowadzającą Nietoperza w realia „Nowego DC Comics”. Pierwszy tom skończył się w chwili nieuchronnie nadchodzącej kulminacji. Snyder, niczym Alfred Hitchcock, zaczął opowieść od trzęsienia ziemi, a w drugim zbiorze postanowił odkryć sporą liczbę kart. Niestety, całość posypała mu się w rękach i poszła w boleśnie złym kierunku.

Przygody z „Miastem Sów” nie ma sensu zaczynać bez znajomości poprzedniej części serii, gdyż album ściśle kontynuuje urwane wątki. Bruce Wayne odkrył, że miejska legenda związana z kontrolującym metropolię Trybunałem Sów jest przerażająco prawdziwa. Mroczny Rycerz postanowił stawić czoła nowemu zagrożeniu, jednak natrafił na niespotykany dotąd opór. Stoczył pojedynek ze Szponem (zabójczo skutecznym żołnierzem będącym na usługach stowarzyszenia) oraz został poddany psychicznym torturom. Batman, jaki jest, każdy jednak wie. W końcu wziął się w garść i wyrwał z pułapki. Niestety, okazało się, iż Trybunał nie daje tak łatwo za wygraną – złoczyńcy wypuszczają w miasto całą armię zabójców, a spora ich grupa staje przed drzwiami rezydencji Wayne’a, gdzie ukrył się mentalnie wyniszczony heros.

Snyder zostawił czytelników z wielkimi oczekiwaniami i ostatecznie tak przekombinował całą historię, że często podczas lektury (mimowolnie) zgrzytałem zębami z irytacji. Oczekujecie, iż Bruce Wayne – jak na największego żyjącego detektywa przystało – rozpracuje złowrogie ugrupowanie w najmniejszych detalach, niszcząc je doszczętnie? Pragniecie klimatu rodem z filmu noir? Nic z tego. Drugi tom cyklu to w zasadzie nieustający festiwal wesołej młócki. Podobała wam się walka z przerażającym Szponem, potrafiącym w pojedynkę sprawić kłopot bohaterowi? W takim razie dostaniecie cały tuzin zabójców, którym przypada w udziale rola mięsa armatniego. Podobały się wam psychologiczne katusze, jakim poddawany był Batman? Tym razem przygotujcie się na superzbroje, wielkie eksplozje i naiwne rozwiązania fabularne, jakich nie powstydziłyby się wenezuelskie telenowele. Oto jedna z pięt achillesowych nietoperzastych komiksów Scotta Snydera – nadmierne powiązanie wszystkiego z historią Wayne’a i ciągłe spoglądanie w przeszłość przynosi momentami naprawdę daremne wyniki.

Zamiast wgryźć się w niesamowicie enigmatyczne struktury Trybunału, scenarzysta serwuje czytelnikowi wyciągniętą z kapelusza fabularną woltę, która w zamierzeniach miała odwrócić do góry nogami historię Batmana, a w istocie nie wywarła chyba na nikim wrażenia – szczególnie, że finałowy „boss” katuje czytelnika ścianami tekstu, niczym złoczyńca z filmów o agencie 007. Jeszcze bardziej boli fakt, że po tej historii przenosimy się od razu do kolejnej rozciągniętej opowieści, a Sowy zostają zepchnięte na łamy przeraźliwie nijakiego „Talona”, gdzie rozwijaniem ich historii zajmuje się średnio utalentowany James Tynion IV (wspomagający zresztą Snydera przy pisaniu recenzowanego komiksu).

„Miasto Sów” jest chaotyczne, nieumiejętnie rozkłada napięcie (wiąże się to między innymi z rozpełznięciem się Szponów na kartach innych tytułów z bat-rodziny, co było zapewne odgórnym zarządzeniem wydawnictwa, więc można scenarzystę trochę rozgrzeszyć), niepotrzebnie gmatwa przeszłość bohatera, zamiast skupiać się na opowiadanej w teraźniejszości historii, a zakończenie jest pozbawione jakichkolwiek emocji, przekładając widowiskowość nad treść. Klimat oraz napięcie pierwszego tomu zostały rozrzedzone, pozostawiając czytelnikowi wydmuszkę, w której zwyczajnie za mało jest „batmanowego” Batmana. Mamy tu do czynienia z komiksem, jakich wiele. Nie jest szczególnie zły, ale wracać do niego również nie warto. Dobrze, że całość wyprowadza trochę na prostą Greg Capullo, którego dynamiczna, niezwykle „superbohaterska” kreska dobrze wizualizuje blockbusterowe fanaberie scenarzysty. No i szczęka Wayne’a jest odpowiednio kwadratowa.

Na „Mieście Sów” – będącym głównym daniem – nie kończy się jednak zawartość omawianego zbioru. W środek starcia z Sowami wsadzono jeszcze annual przedstawiający nową genezę Mr. Freeze’a – poprawny graficznie, lecz niesamowicie kulejący fabularnie. Niezwykle złożona postać genialnego naukowca (który tak bardzo kochał swoją żonę, że był gotowy zrobić wszystko, aby ją uratować) została zamieniona w konwencjonalnego psychopatę, którego motywację całkowicie obdarto z ludzkiego pierwiastka, jakim legitymowała się wersja znana choćby z kreskówki „Batman: The Animated Series”. Na zakończenie natomiast obdarowano czytelnika klimatycznymi wspominkami ojca Alfreda z czasów jego pracy w rezydencji (które niestety w pewnym momencie zaczynają plątać się w przeszłości Wayne’ów tak mocno, że niebezpiecznie balansują na granicy kiczu) oraz historią Harper Row – dziewczyny będącej mało subtelną wariacją na temat Lisbeth Salander z książek Stiega Larssona. Ten ostatni segment to już całkowity bałagan. Nierówny graficznie, naszpikowany irytującymi bohaterami oraz schematami fabularnymi, po prostu niepotrzebny.

Wychodząc z cienia, Trybunał Sów przestał straszyć. Mogło być naprawdę dobrze, ponieważ w poprzedniej części Snyder umiejętnie rozstawił pionki na planszy, ale ostatecznie strącił wysoko postawioną przez siebie poprzeczkę. Scenarzysta wyraźnie się zagubił i poszedł po najmniejszej linii oporu. Komiks jest wadliwy na wielu płaszczyznach, chociaż trudno nazwać go jednoznacznie złym. Można mu poświęcić parę minut, ale warto się zastanowić, czy naprawdę chcemy sobie zepsuć dobre wrażenie, jakie zostawił po sobie pierwszy akt tej historii.
Scott Snyder, James Tynion IV, Greg Capullo, Jonathan Glapion, Rafael Albuquerque, Jason Fabok: „Batman: Miasto Sów. Tom 2”. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2013.