ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (243) / 2014

Bartosz Kazana,

UWAGA! GINGER BAKER!

A A A
Jak zrobić niezwykły film o wyjątkowo niesympatycznym człowieku? Pozwalając mu na całkowitą szczerość. Niech bluzga na kolegów po fachu, obraża własne dzieci i decyduje, o czym chce mówić, a o czym nie. Zważywszy na wybuchowy charakter Gingera Bakera, bohatera filmu Jaya Bulgera, obranie niemalże biernej postawy realizatorskiej było koniecznością, choć i to nie zagwarantowało reżyserowi wyjścia cało ze spotkania z muzykiem. Napis na tablicy przy wjeździe na posesję Bakera, ostrzegający przed właścicielem, nie jest pustym frazesem. Jego naprawdę należy się bać.

Baker to jeden z najbardziej cenionych perkusistów swojego pokolenia. Muzyczna legenda, współtwórca grupy Cream, prekursor nowego stylu gry inspirowanego rdzenną muzyką afrykańską. Wieczny tułacz, w latach 70. wplątany w zamieszki w Nigerii zainicjowane polityczną działalnością jego przyjaciela, Fela Kuti – muzyka i działacza społecznego. Do tego kobieciarz, gracz polo, handlarz końmi i fatalny biznesmen. Dziś postać niemal groteskowa: schorowany starzec, skłócony ze światem i samym sobą, niemogący dokonać w spokoju poplątanego żywota.

Ginger Baker to filmowy samograj, którego życiorysem i charyzmą można by obdzielić kilka osób. Nakreślony ze sporą dozą humoru obraz człowieka, który sieje zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawi, to jednak tylko fasada, śmiech skrywa tu bowiem łzy – rodziny, bliskich, a także samego Bakera. Łzy, których źródłem nie są wyłącznie skrajne emocje – złość, żal, strach – lecz również współczucie dla osoby niezmiennie dążącej ku samozagładzie.

Bulger, młody dziennikarz muzyczny, debiutujący filmem o Bakerze w roli reżysera, nakręcił jedną z najbardziej intrygujących biografii ostatnich lat. Siłą rzeczy główny trop jego utworu wiedzie szlakiem muzyki, ale nie jest to wcale element dominujący. Bulgera nie interesują encyklopedyczne wyliczanki artystycznych wzlotów i upadków gwiazdy rocka, choć mimo to konstruuje wyjątkowo pełny obraz Bakera jako muzyka, pokazując istotę jego twórczości, wyrażonej w stylu gry i udziale w rozmaitych projektach. Równolegle, przywołując fakty z muzycznej biografii, reżyser opowiada o krętych życiowych ścieżkach bohatera filmu – nieudanych małżeństwach, złych kontaktach z dziećmi, ciągłych zmianach miejsca zamieszkania i ogromnej miłości do Afryki. Snuta przez niego opowieść jest przy tym niezwykle dynamiczna, prowadzona dosłownie w rytm perkusji Bakera. Bulger sięga po proste, doskonale urozmaicające narrację rozwiązania stylistyczne. Wspomnienia bohatera ilustruje krótkimi animacjami z lejtmotywem urastającym do rangi symbolu: początkowo młody Baker, zafascynowany afrykańskimi rytmami, jest jednym z galerników, wiosłujących w rytm wybijany na kotle przez afrykańskiego szamana; w kolejnych odsłonach postać artysty mnoży się, zastępując innych galerników, aby w końcu zająć nawet miejsce szamana; w finale nad głowami galerników ukazuje się zaś demonicznie zarysowana postać Bakera w stroju rzymskiego dowódcy sprawującego władzę nad wcieleniami muzyka z różnych okresów życia.

Film wypełniają wypowiedzi członków rodziny oraz współpracowników i muzycznych wychowanków Bakera. Wszystkie relacje są krótkie, zazwyczaj pełne emocjonalnego napięcia. O artyście tym nie można bowiem mówić w inny sposób. Jego osoba wciąż wywołuje nerwowość rozmówców. Bonnie Bramlett z duetu Delaney & Bonnie wybucha płaczem, zanim jeszcze zacznie wspominać muzyka. Eric Clapton, zazwyczaj bardzo stonowany, wymachuje przed kamerą rękami i podnosi głos, wyznając, że najzwyczajniej w świecie bał się Bakera, zaś Charlie Watts z The Rolling Stones traci rezon, plącząc się podczas udzielania wywiadu. Najbardziej elektryzującym rozmówcą jest jednak sam Baker – rozparty w fotelu z podnóżkiem, w pozycji półleżącej, z drżącymi od choroby kończynami i nieodłącznym papierosem w ustach. Ciemne okulary maskują zmęczone spojrzenie i spuchniętą twarz. Ostro zarysowane kości policzkowe muzyka przed laty wzbudzały grozę, dziś są bardziej zaokrąglone, ale noszą wyraźne znamiona choroby. W wieku 73 lat Baker wygląda na swoje lata.

Ginger Baker – człowiek zagadka? Wprost przeciwnie. Na tym etapie życia nie ma on już nic do ukrycia. Bez wzruszenia przyznaje, że po raz kolejny jest całkowicie spłukany (podczas rozmowy przed specjalnym pokazem filmu w 2012 roku muzyk wyznał otwarcie, że zgodził się na jego powstanie wyłącznie ze względu na wysokie honorarium), z podnieceniem wspomina romans z nastoletnią siostrą chłopaka swojej córki, wyśmiewa głupotę Amerykanów i, nie przebierając w słowach, wyrzuca reżyserowi brak inteligencji. Bulger nie kryje jednak fascynacji Bakerem. Wybacza mu wszystko – nawet złamany nos. Dostrzega bowiem w muzyku niewolnika własnej natury i człowieka naznaczonego fatum historii, pielęgnującego w pamięci obraz ojca, opuszczającego rodzinny dom, aby wyruszyć na wojenny front. Ojciec Bakera, który zginął podczas walk w Europie w 1943 roku, to wielki nieobecny w życiu perkusisty i zarazem cichy bohater filmu Bulgera. Gdyby nie list, który żołnierz polecił przekazać synowi w wypadku własnej śmierci, gdy chłopak skończy 14 lat, być może przyszły muzyk nigdy nie uwolniłby skrywanych pokładów agresji. Jeśli ktoś cię zaatakuje – pisał ojciec – oddaj z całej siły! Rada ta odmieniła całkowicie życie nastoletniego Bakera. Dewiza ta przyświeca mu zresztą do dzisiaj.
„Strzeżcie się Bakera!” („Beware of Mr. Baker”). Scenariusz i reżyseria: Jay Bulger. Gatunek: film dokumentalny. Produkcja: USA 2012, 100 min.