ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (67) / 2006

Miłka O. Malzahn,

MAŁO DZIWACZNY ALBUM

A A A
Outlandish „Closer than Veins". Sony BMG, 2006.
Byłam pewna, po przesłuchaniu płyty „Closer than Veins", że mam do czynienia z pop-hip-hopem, że poukładana zbyt równiuteńko jest ta muzyka i nieco nadprodukowana stylistyczne. Ale kiedy przejrzałam ich koncertowe wideo, musiałam przyznać rację tym, którzy raczej cenią Outlandish.

Nazwa zespołu oznacza – dziwaczny, ale oni dziwaczni nie są, wręcz przeciwnie. Mieszczą się w określonych wyraźnie ramach muzycznych, estetycznych, poglądowych także (występują zarówno w Sopocie jak i w ‘islam channel’.) Niedziwaczni są i trudno, takich też na rynku muzycznym potrzeba.

Nie kto inny jak Outlandish, zespół z Danii, został tego lata zwycięzcą międzynarodowego konkursu Festiwalu Jedynki w Sopocie. Wygrała piosenka „I only Ask of God” (Grand Prix Festiwalu ) skądinąd bardzo gładka i muzycznie dosłowna. I przebojowo festiwalowa. I z przesłaniem.

Zanim jednak panowie Outlandish’owie zaczęli tworzyć festiwalowe hity, wszyscy jej członkowie – Isam Bachiri, Lenny Martinez i Waqas Qadri – wychowywali się w Brondby Strand, wielokulturowym przedmieściu Kopenhagi. Ich korzenie sięgają trzech kontynentów: Isam pochodzi z Maroka, Waqas z Pakistanu, a Lenny z Hondurasu. Początkowo grali razem w piłkę, potem zainteresowali się hip-hopem i break dance'em, w efekcie – pod koniec lat 90. zagrali na instrumentach i nazwali się Outlandish. Debiutancki album zatytułowany „Outland's Official", ukazał się w roku 2000 i ucieszył zwyczajnych Duńczyków, a także krytyków, drugi „"Bread & Barrels Of Water", okazał się jeszcze większym sukcesem niż debiut. Dostali nagrodę dla najlepszego zespołu hip-hopowego, więc zdobywać nagrody już potrafią.

Potrafią także czerpać ze swoich korzeni, również z muzyki innych narodów, co niekiedy przynosi fatalne skutki. Takim skutkiem jest na „Closer then Veins” utwór 7 – „Beyond Word”. Motyw muzyczny – dobrze znany z twórczości Gorana Bregovica, faktycznie jest to ludowa pieśń, odgrywana tradycyjnie na instrumentach dętych. Tęskny ten kawałek, z którego piękny bałkański zaśpiew wydobyła swego czasu Kayah, tu został sprowadzony do parteru. I choć dzielne dęciaki zawodzą, chłopaki z Outlandish opowiadają jednocześnie o tym, co ich generacji leży na sercu, ale to ewidentnie nie „idzie”. Nie pomaga część wokalna z arabskim vibratto, ani kombinacyjne solowe wstawki. Koszmar. Można sobie tę piosenkę odsłuchać, by wiedzieć czego absolutnie nie powinni robić niektórzy wykonawcy, którym się wydaje, że mogą przełożyć każdą dobrą rzecz na swoje brzmienie.

A poza wszystkim innym – zespół ma dobre brzmienie. Wokale melodyjne, angielsko-hiszpańskie freestyle ładnie osadzone w rytmie i w rzeczywistości. Nie można się do czegoś mocno przyczepić, bo i produkcyjnie – pełnia wszystkiego, może nawet trochę zbyt pełna ta pełnia, nadźgane drugie tło bywa, ale i tak wygląda to na przemyślaną akcję.

W każdym razie słuchacz nie ma szansy, by potknąć się na którymś bicie. „Closer than Veins” ukazał się w ubiegłym roku, ale promocja wciąż trwa. I oprócz mocno popsutego siódmego kawałka, jest tu kilka bardziej słuchanych rzeczy. Na przykład piąty utwór: „Kom Igen”, gdzie duńska piosenkarka, wprost z lat 60. odśpiewuje piękny refren, do którego dorobiona jest, całkiem ciekawa, hip-hopowa reszta. Na koncertach owa pani ukazuje się w czarno-białym ujęciu na ekranie w tle, za zespołem, a akcja leci równolegle. Prosty manewr i jaki efektowny! 3 Kawałek – „Look into my Eyes” – to dla odmiany słodka ballada, słyszałam wersję niestudyjną, na gitarę akustyczną i głosy wykonawców. Też dobrze, taka albumowa bujawka.

Utwór dziewiaty „Reggada” sięga do arabskich korzeni i arabskiego instrumentarium, tajemnicze intro rozwija się w twardy bit i prawdopodobnie równie twardą opowieść (m.in. po arabsku i hiszpańsku). W sumie podobają mi się egzotyczne wycieczki Outlandish. Przypomina to francuskie myślenie hip-hopowe, delikatniejsze i bardziej wyrafinowane niż amerykańskie.

Z mniej wyrafinowanych, przebojowych piosenek jest tu taka tęskna i nieskomplikowana treściowo: „I’m callin’ U/With all my time/ and all my fights/In search for the truth/ Tryin’ to reach U...”. Utwór ten, wyciskający łzy w niezbyt wolnym tempie, prawdopodobnie służy do tego, by przy barze móc się łagodnie pokiwać, lub w bardziej prywatnej atmosferze – zamknąć oczy i wzruszać się do woli, jeśli jest taka skłonność. Można też na ten utwór nie zwracać większej uwagi, bo jakoś tak sobie płynie, że może sobie przepłynąć i nic.

I tak oto płyty „Closer than Veins" nie polecam jakoś specjalnie gorąco, ale też nie odganiam od krążka tych, którzy nie spodziewają się hip-hopowych rewolucji oraz brzmień zatrzymujących myśli w locie.