ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (249) / 2014

Michał Chudoliński,

SŁABY KONTRATAK PAJĄKA

A A A
Marc Webb w swej najnowszej ekranizacji przygód Spider-Mana nie zadziwia ani nie imponuje przykuwającą wzrok, autorską wizją najpopularniejszego superbohatera Marvel Comics. Prezentuje za to, niestety, potwornie długi film przeładowany wątkami, postaciami, przesadzonymi dialogami i przerysowanymi kreacjami aktorskimi. Mamy tutaj do czynienia z bardzo mizernym połączeniem komediodramatu ze znośnym, choć niezbyt błyskotliwym wątkiem romantycznym. A szkoda, bo w zalewie mrocznych, ciężkich w wymowie superbohaterskich adaptacji brakuje ostatnio lekkich, prawdziwie zabawnych i rozrywkowych odmian tego typu blockbusterów.

Twórcy „Niesamowitego Spider-Mana 2” nie wykazali się inwencją nawet w trakcie konstruowania szkieletu fabuły. Znów zaczynamy bowiem od rodziców Petera Parkera i wielkiej tajemnicy, jaką skrywali przed swoim synem i innymi bliskimi. Tak wielkiej zresztą, że zapłacili za nią najwyższą cenę. Konsekwencje ich sekretu dadzą o sobie znać na długo po ich zniknięciu, kiedy Peter ukończy edukację i obdarowany supermocami będzie szalał po Nowym Jorku jako zamaskowany bohater, obrońca uciśnionych. Jego życie jest pełne dylematów – musi wybierać między byciem z ukochaną a poczuciem odpowiedzialności, między tym, co mu się – bez jego wpływu – zdarza, a próbami kucia własnego losu. Gdy coraz lepiej zdaje sobie sprawę, że nie o wszystkim może decydować i nie zawsze dane mu będzie egzystować w zgodzie ze swoimi ideałami, na ulicach metropolii pojawiają się cudacy obdarzeni nadprzyrodzonymi zdolnościami, pokrętnie powiązani z OsCorpem…

Zacznijmy od mocnych stron filmu. Pozytywem jest niewątpliwie gra aktorska Andrew Garfielda i Emmy Stone. Od pierwszych chwil odczuwa się, że doskonale rozumieją oni postaci głównych bohaterów i ich znaczenie dla fanów komiksu. Garfield stara się, jak może, by jego Peter Parker był zabawnym, wyluzowanym, błyskotliwym chłopakiem z przedmieść Nowego Jorku. Stone z kolei dobrze sprawuje się w roli zwyczajnej prymuski, niezwykle dojrzałej, pełnej wdzięku i uroku. Widać, że na planie aktorzy świetnie się dogadywali. Jest tu ta chemia, naturalność sprawiająca, że widz od czasu do czasu zaśmieje się albo przejmie losem postaci. Choć jednak Garfield i Stone całkiem dobrze wywiązują się ze swoich zadań, nie ma w tym wszystkim „iskry bożej” – czynnika powodującego, że ich kreacje wyskoczyłyby ponad przeciętność. Winą za to wypada obarczyć pustkę i nadęcie scenariusza, który chwilami zamienia fabułę w iście wenezuelski twór. Ale czemu tu właściwie się dziwić, skoro nad skryptem pracowały aż trzy osoby, a sama produkcja była wielokrotnie cięta przez montażystów i reżysera?

Poza wątkiem romantycznym oraz egzystencjalnymi rozterkami Petera, „Niesamowity Spider-Man 2” jest przykładem kina męczącego. Podczas seansu wielokrotnie rozkładałem ręce. Film to iście anemiczny. niemalże pod każdym względem. Webb, zamiast bawić się komiksowym materiałem, starał się jak najwierniej przenieść go na ekran. Zapomniał jednak, że obrazkowe rozwiązania mogą wyglądać w kinie wręcz karykaturalnie. Poprowadził Paula Giamattiego w taki sposób, że ten zachowywał się jak tania podróbka wybitnego aktora, którego znałem i podziwiałem od lat. Jego Rhino to jedno z bardziej przerysowanych wcieleń superzłoczyńcy w komiksowych filmach, jakie kiedykolwiek widziałem, dorównujące Mr. Freezowi Arnolda Schwarzeneggera z „Batmana i Robina”. Takich występów w filmie Webba jest więcej, wystarczy chociażby wspomnieć postać obrzydliwie złowrogiego profesora Kafki (łopatologiczna symbolika), w konfrontacji z którą wielu fanów komiksu będzie boki zrywać na blogach tudzież YouTubie. Najbardziej jednak zawiedziony jestem Jamiem Foxxem i Danem DeHanem. Pierwszy pozwolił sprowadzić swoją postać do roli drugoligowego łotra, który wcześniej był pomiatanym przez wszystkich nieudacznikiem. Drugi natomiast przemienił Harry’ego Osborna w pretensjonalnego bufona, obarczonego dziedziczną chorobą ojca. Chęci były dobre, pomysły ciekawe, natomiast realizacja okazała się kompletnie napuszona. Harry Osborn, według Webba, to kolejne emo-dziecko, bardziej denerwujące niż przekazujące widzowi coś istotnego.

„Niesamowity Spider-Man 2” to produkcja skierowana wyłącznie do zatwardziałych fanów Człowieka Pająka. Tylko oni wychwycą dobre momenty tego filmu, w których odczuwa się dramat i tragizm zarówno herosów, jak i adwersarzy stanowiących trzon fabuły. Chwilowe przebłyski giną jednak w rozwlekłej historii, spowolnionych momentach akcji, źle zaprezentowanych walkach, licznych zachwianiach rytmu opowieści oraz kiczu i tandecie, niekiedy wylewających się z ekranu. Co gorsza, ktoś, kto dokładnie oglądał zwiastuny niniejszego filmu, zna już w zasadzie 80% fabuły.

Jeżeli najnowszy film Webba coś mi uświadomił, to fakt, że dotychczasowa formuła prezentowania Spider-Mana w kinie ostatecznie się wyczerpała. Uwielbiany na całym świecie superbohater potrzebuje nowego filmowego pomysłu na siebie, nie powielającego trendów obowiązujących obecnie w obrazkowych historiach. Bohater ten wymaga i zasługuje na godną rewizję, która ukaże nieznane dotąd jego oblicze. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że zapowiedź kolejnej części jego przygód charakteryzuje się przysłówkami typu: jeszcze więcej, mocniej, głośniej, efektowniej. Już można zacząć się bać. Aż chciałoby się rzec: „Spidey, kiedy Marvel z Disneyem przybędą ci na ratunek?”. Niestety, jest to pytanie retoryczne. Dla koncernu Sony Spider-Man to kura znosząca złote jaja i nigdy, przenigdy jego włodarze nie oddadzą praw do ekranizacji. Tym samym chyba można pogrzebać marzenia o dobrym filmie z Pajęczakiem w roli głównej.
„Niesamowity Spider-Man 2” („The Amazing Spider-Man 2”). Reżyseria: Marc Webb. Scenariusz: Alex Kurtzman, Roberto Orci, Jeff Pinkner. Obsada: Andrew Garfield, Emma Stone, Jamie Foxx, Dane DeHaan, Colm Feore, Paul Giamatti, Sally Field i in. Gatunek: film superbohaterski. Produkcja: USA 2014, 152 min.