ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (250) / 2014

Anna Zagórska,

OJCZYZNA JEST KOBIETĄ

A A A
1.

Niewyczerpane zdają się spory o swoistą płciowość rozmaitych, semantycznie pojemnych i przepełnionych symboliką słów. Pytaniami bez jednoznacznych i łatwych odpowiedzi są wątpliwości o to, czy Kościół jest kobietą, czy kobietą jest poezja, w końcu: czy ojczyzna jest kobietą. Choć polszczyźnie – etymologicznie – do tej dykcji daleko, to jednak w wygłosie ojczyzny pobrzmiewa kobiecość, dźwięczy ona całkiem wyraźnie poszumem końcówek. Wczytując się w „Powieść o ojczyźnie”, najnowszą książkę Dzwinki Matijasz, ukraińskiej pisarki i tłumaczki (przekładała m.in. poezję ks. Jana Twardowskiego i reportaże Ryszarda Kapuścińskiego), odnosimy nieodparte wrażenie, że choć ojczyzna bezsprzecznie jest dwojgiem rodziców (a i przy okazji babcią), to przede wszystkim jest kobietą, nawet jeśli etymolog i uważny słuchacz mowy nie wychwyci jej – choćby jako matki – w ukraińskim brzmieniu tego słowa (???????????). Jaka bywa więc (nieraz nieuchwytna) ojczyzna-kobieta? Ojczyzna kobietą pisana?

2.

Ojczyzna pisana kobietą jest ojczyzną domową: pachnącą jedzeniem, niekoniecznie wykwintnym, ale swojskim, ciepłym, znanym. Jest posiłkiem przygotowywanym wspólnie z ojcem i kawą dzieloną wraz z nim ukradkiem. Jest ojczyzną czasu – ale nie jego nieuchronności, polityczno-obiektywnej wielkości. To raczej temporalność otwarta na własną modalność. Czas zaklęty w meandryczny i zawiłości, w rozmaitość proustowskich magdalenek, a więc czas wzrastający w pamięci i odnajdywany w wyobraźni – fragmentarycznie, mozolnie, choć także z pewną przyrodzoną imaginacji lekkością. Główna bohaterka historii opowiadanej w „Powieści o ojczyźnie” to także jej kreatorka-narratorka. Światy przedstawione czytelnik poznaje więc poprzez jej osobiste zapośredniczenie, poprzez takt, rytm i dykcję jej mowy. Odkrywanie osobistej, domowej ojczyzny (zza której, jak za transparentnej zasłony, wyłania się ta druga – oficjalna, „duża” ojczyzna) odbywa się wśród słów dziecięco nieporadnych, zagubionych, obrażonych, w młody sposób buńczucznych, ale i poprzez mowę dorastających, wrastających w dojrzałość wyrazistym, gorzkim posmakiem.

3.

W najnowszej książce Matijasz ojczyzna jest kobietą, bo kobiecym ściegiem prowadzona narracja zacieśnia wątek, zatrzymując się przy kobiecych historiach. Wielkie sprawy się dzieją, światy (i pojedyncze istnienia, co boli najbardziej) się kończą, porządki się sypią, ale osią, osnową całej opowieści pozostają kobiety: dziecięce, nastoletnie, całkiem dojrzałe. Kobiety zanurzone w smakach i zapachach domu, w macierzyństwie, znoju gospodarskich prac, dziewczęcej izolacji i głodzie przygód, w końcu głodzie własnej matki. „Powieść o ojczyźnie” to bowiem także powieść o matce – jakiejś pierwotnej, zagubionej, utraconej, umarłej sile, która wyzwala tęsknotę, rozpacz za nieuchwytnym i odeszłym. To pragnienie zespolenia, które łączy gorycz i miłość, niechęć i oddanie, ból i ekstazę. Ojczyzna to matka, jednak ojciec to nie matka – tak również można podsumować najnowszą książkę Matijasz. Żaden ojciec, najbardziej wyrozumiały, troskliwy i kochający nie zastąpi magicznej siły, jaka spaja dziecko z matką. Siły opartej nie na społecznych kontraktach, zwyczajach i normach zachowań, ale na bezwarunkowości i pierwotności biologii. Tej biologii od mleka, potu i krwi. Od brudu narodzin, przez brud fizjologii, aż do brudu śmierci.

4.

Jaka jeszcze bywa ojczyzna wyłaniająca się z powieści Matijasz? To mikroświat braku. Braku rozumianego rozmaicie: od niedostatku materialnego po ubytki ducha. Warto oddać głos narratorce: „Brakuje nam arystokratyczności, brakuje nam swobody myśli, brakuje szczerości wysłowienia i kultury stosunków, i ekonomicznej stabilności, i etyki biznesowej, klimatyzacji w publicznych środkach transportu, całodobowego bezpłatnego Internetu na uniwersytetach i poza nimi, również bezpłatnych całodobowych toalet i wysokich pensji dla nauczycieli i lekarzy, o moja droga ojczyzno, położona niemal w samym centrum Europy, jak się nam z tobą nie poszczęściło. Tobie z nami chyba też” (s. 45). Przypomina ta niejednorodna enumeracja ciągi wyliczeń proponowane przez Dawida Bieńkowskiego w powieści „Nic” (Warszawa 2005). Narrator Bieńkowskiego, zatrzymując się u progu lat 90. ubiegłego wieku – co kładzie się wyraźnym cieniem, gdy przyłożyć tę prozę do twórczości Matijasz – zastanawiał się nad rzeczami pierwszymi i ostatnimi, choć były to myśli raczej o Rzeczach Pierwszych i Ostatecznych. W swoich zestawieniach przyglądał się młodej ojczyźnie – rodzącej się w bólach wczesnego kapitalizmu – wyliczając jednocześnie, co nowego proponuje ona swoim obywatelom. Porządki dostojne i dziejowe – pierwszy prezydent, wolne wybory – mieszają się jednak u Bieńkowskiego dość swobodnie z chlebem podawanym w folii i sokiem w kartonach. Podobnie rzecz ma się z tym, co odchodzi, gdyż polski kapitalizm rodzi się ze zgliszcz niemalże soplicowskiej ostateczności i ostatniości (co wychwycił także Andrzej Stasiuk w „Opowieściach galicyjskich”). I tu jednak „ostatni żołnierz cara”, jak zauważał narrator Bieńkowskiego, współgra w jednym brzmieniu z „ostatnim mlekiem ze złotym kapslem”. I nasza ojczyzna, podobnie jak ta, którą opisuje narratorka Matijasz, leży „niemalże w samym centrum Europy”, w środkowoeuropejskim, niejednoznacznym klimacie skażonym płaskostopiem, jak podsumowałby Josef Kroutvor, w miejscu, gdzie owo „niemalże” odgrywa jednak zasadniczą rolę i czyni wielką różnicę. Podobnie jak bohaterka „Powieści o ojczyźnie”, także i my mamy na końcu języka ów bezpośredni wyrzut – „ojczyzno, […] jak się nam z tobą nie poszczęściło”. Zapominamy jednak często o dalszej części tej konfesji, o przyznaniu się do własnej winy. O zrozumieniu, że także ojczyźnie mogło nie poszczęścić się z nami. To ważna lekcja, udzielana czytelnikom przez Matijasz w sposób pewny i zdecydowany. I tym wyraźniej, tym dosadniej brzmi ten głos, gdy przystawimy dźwięk ostrej frazy o ojczyźnie i jej obywatelach, którym brakuje wzajemnego szczęścia, do trudnej ukraińskiej zimy i jeszcze trudniejszej tamtejszej wiosny.

5.

Nie inna jest ojczyzna (matczyzna) prywatna. Ona także kreśli siebie brakiem, wyznacza próżnią. Domowa ojczyzna to świat wyrugowany z matki bezwzględnością i nieodwracalnością jej śmierci, jej ostatecznego odejścia w światy zamknięte, niepoznane. W rejestry, z którymi próżno szukać namacalnego kontaktu (narratorka jako mała dziewczynka wierzyła, że dodzwoni się do Boga, do Nieba, w którym mieszka jej matka), ale i psychologicznej więzi – coraz trudniejszej do utrzymania w samotności pół-sieroty. Ta samotność własnej, prywatnej ojczyzny, ojczyzny somatycznie ograniczonej nienaruszalnością granic własnego ciała i ograniczeniami poznania, odbija swe niewygodne pieczęcie także w dorosłym życiu bohaterki-narratorki. Tęsknota za drugim człowiekiem staje się w zasadzie synonimem ludzkiej kondycji. 

6.

Ryszard Przybylski w „Cieniu jaskółki”, wybitnym eseju poświęconym myśli Fryderyka Chopina (Kraków 1995), pisał o chopinowskim „wyjęzyczeniu” – akcie pisania-spisania-wypisania własnych odczuć na papier, który to akt miał zapewnić przeniesienie „serca na język”. Wydaje się, że proza Matijasz, jej ostatnia książka, stanowić może próbę właśnie tego – tak bliskiego Chopinowi – pragnienia „wyjęzyczenia”. Opowieść Matijasz zachwyca adoracją języka. W tej historii mówi każdy dźwięk, każdy znak przestankowy nie tylko znaczy miejsca w czarnym dukcie czcionki, ale i znaczy przestrzenie metaforyczne, naddane. Znaczą znaki, których brakuje (jak i ojczyźnie wielu rzeczy brak), mówi – niczym u Norwida – także cisza, a może: przede wszystkim cisza. Gonitwa dziecięcych myśli w pewnym bezładzie – a na pewno na jednym wdechu, jak zwykły to czynić dzieci – oddana jest literackim staccato, zarysowana bez przecinków, kropek, pauz, zatrzymań. Historia połyka samą siebie tak, jak kilkulatek gubiący wątki i nieznający praw melodyki własnego języka. Takie również – wyrwane z głębi snu, marzenia, tajemnicy wnętrza, duszy gołębiego koloru (jak pisze Matijasz) – bywają wspomnienia: zbite w jedną masę, nieodsączone i niewypłukane ze słów nieproszonych, płynne, a przez to głębokie. Matijasz uważnie śledzi także zmysłowe synestezje, za pomocą słów starając się „wyjęzyczyć” nadany zmysłami, także sercem, sens tych zestawień i spojeń. Stąd pojawia się w jej opowieści zapach śmiechu – dom, który rozbrzmiewa nie dźwiękiem, ale intensywną wonią przestrzeni przepełnionej radością: „Śmiechem u nas w domu naprawdę bardzo pachniało bo my naprawdę dużo się śmialiśmy śmiech tak dziwnie pachnie że nawet tego nie da się opisać to jakby zmieszać zapach konwalii z zapachem pierogów z makiem i rodzynkami i zapach trawy jak ona po deszczu pachnie to może to by było coś podobnego do tego zapachu” (s. 116).

7.

Jednym ze słów-kluczy, jakie pojawiają się w „Powieści o ojczyźnie”, jest chronotop:  „Chronotop – mówi Julia – to czas i przestrzeń, bo my żyjemy w czasie i przestrzeni.” „A może być chronotop życia? – pytam. Julia się zamyśla, a potem mówi, że tak, że może być i głos jej smutnieje i gęstnieje. […] Wydaje mi się, że chronotop to to kiedy zachowujemy w sobie wszystkie miejsca gdzie byliśmy gdzie bywamy gdzie będziemy i cały czas wczoraj dzisiaj i jutro” (s. 80, 112). Chronotop – zespolenie człowieka z nadanymi mu czasem i przestrzenią, może zniewalać, jednak tak nie dzieje się z bohaterką opowieści Matijasz. Ona w chronotopie odnajduje siłę własnej tożsamości, możliwość dookreślenia siebie. Tak jakby samo istnienie ubożało wyrugowane ze ściśle określonych warunków czasoprzestrzennych, bez ojczyzny, której ducha stwarza żywioł ziemi, ale i temporalność, moment, w którym dla niej istniejemy i w którym ona istnieje dla nas.

8.

W jednym ze swoich przemyśleń narratorka próbuje dociec znaczenia dnia własnych narodzin. Przywołuje wówczas z pamięci termin anastasis. I pisze o nim: „anastasis to greckie słowo jest wieloznaczne jak większość greckich słów i głębokie” (s. 76). Pobrzmiewa w tej podwójnej refleksji – próbującej rozpoznać sens własnego aktu narodzin oraz odnaleźć najtrafniejsze ze znaczeń greckiego terminu – także (niewypowiedziany) sąd o tytułowej ojczyźnie. Ona również determinuje i nadaje znaczenie naszym narodzinom. Ona również, „jak większość greckich słów” – mimo, że odmieniana przez wszystkie języki i w nich wypowiadana – znaczyć może nieskończenie wiele.
Dzwinka Matijasz: „Powieść o ojczyźnie”. Przeł. Bohdan Zadura. Biuro Literackie. Wrocław 2014.