ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (250) / 2014

Michał Paweł Urbaniak,

UMARŁ HENK, NIECH ŻYJE HELMER

A A A
Starzejący się Helmer Van Wonderen – narrator powieści Gerbranda Bakkera „Na górze cisza” – zajmuje się rodzinnym gospodarstwem na holenderskiej wsi. Prowadzi dość statyczne i monotonne życie upływające na wykonywaniu tych samych czynności, doglądaniu żywego inwentarza i opiece nad schorowanym, zniedołężniałym ojcem. Jednak to tylko pozorna harmonia. Burzy ją nieoczekiwane pojawienie się Rity – dawnej narzeczonej tragicznie zmarłego bliźniaczego brata Helmera. To właśnie ona blisko czterdzieści lat wcześniej spowodowała wypadek, w którym zginął Henk. Rita prosi niedoszłego szwagra o zaopiekowanie się jej synem. Obecność młodego chłopaka nie tylko wniesie ożywienie w jakby martwy dom Van Wonderenów, ale również wystawi Helmera na ciężką próbę. Będzie on musiał zmierzyć się z demonami z odległej przeszłości – demonami, które uśpione tylko pozornie, właściwie nigdy nie przestały go nękać.

Gerbrand Bakker przenosi czytelnika w świat, który od lat się nie zmienia. Zauważa to już na samym początku powieści jeden z młodych chłopców przepływających kajakiem obok domu Van Wonderenów: „Dla tego gospodarstwa czas się zatrzymał. Leży sobie przy tym szlaku, ale równie dobrze mógłby to być rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty siódmy albo tysiąc dziewięćset trzydziesty”. Choć postać na kajaku nie wydaje się realistyczna (pewne tropy w tekście wskazują na to, że płynący chłopcy stanowią tylko iluzję wytworzoną przez Helmera), jego wypowiedź  jest niezwykle trafna. Wszystko tu zamarło dziewiętnastego kwietnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku – to właśnie wtedy zginął Henk. Pod wpływem słów wypowiedzianych przez chłopca Helmer wprowadza zmiany w gospodarstwie (czy też – ujmując ogólniej – próbuje sobie poradzić z własnym życiem). Przenosi znienawidzonego ojca, którego dni dobiegają kresu, do pokoju znajdującego się na samej górze domu, a potem – w akcie mało wyrafinowanej zemsty – wyraźnie go zaniedbuje. Ponadto robi niewielki remont, dokupuje nowe sprzęty, przekształca dawny pokój ukochanego brata w graciarnię. Jednak uporządkowanie domu – choć prowokuje do snucia wspomnień, stawania twarzą w twarz z dawnymi dramatami – nie jest jednoznaczne z uporządkowaniem samego siebie. To nadejdzie dopiero później. O tym właśnie traktuje „Na górze cisza” – o wyzwoleniu się spod cudzych wpływów, zmierzeniu się z własną tragedią i w rezultacie odzyskaniu prawdziwej tożsamości.

Bliźnięta (zwłaszcza te jednojajowe) to szczególne figury w literaturze i pisarze różnie wykorzystują ten motyw. Bywa że takie rodzeństwo uzupełnia się wzajemnie, bądź ustawia się na przeciwległych biegunach charakterologicznych, a biografia jednego bliźniaka stanowi „inną wersję życia” drugiego. Tacy bohaterowie na łamach literatury często dążą do różnie rozumianego zespolenia albo wręcz odwrotnie – rozdzielenia. U Bakkera to Hank był tym silniejszym. Z kolei bardziej wycofany i bierny Helmer desperacko czerpał z owej braterskiej siły. Stwierdzi: „Henk był szybszy ode mnie, ja zawsze reagowałem za wolno. (…) Ja dumałem, a on działał (…) i zawsze był jakiś metr przede mną”. Można wręcz stwierdzić, że prawdziwie istniał tylko w tej relacji, wieloletniej konfiguracji „Henk i Helmer”. Braci łączyły niezwykle skomplikowane stosunki. Ich ogromna bliskość nie była pozbawiona znamion homoerotycznych. Często dzielili jedno łóżko – w pokoju Henka – wtuleni w siebie („Nasze ciała dopasowywały się do siebie kształtem”), latem spali nago, do czternastego roku życia wspólnie brali prysznic (czego później surowo zakazali im rodzice). Właściwie rozdzieliła ich dopiero Rita, z którą związał się Hank – jednak to nie zabiło niewypowiedzianego homoseksualnego pożądania (najwyraźniej jednostronnego). Znamienna jest scena, w której bracia leżą obok siebie. Wyraźnie podniecony Helmer relacjonuje: „Rita spała w pokoju Henka. Henk spał u mnie. (…) Nie wiedziałem, co powiedzieć, z trudnością łapałem oddech, za co winę przypisywałem męczącemu gorącu. Henk leżał częściowo przykryty, z górną połową ciała odkrytą i odbijającą niebieskawe światło. Był, piękny, taki piękny”. W końcu Henk przekrada się do narzeczonej, a przyczajony przy drzwiach Helmer podgląda ich (a właściwie nagiego brata kochającego się z Ritą) i się masturbuje. Zostaje odseparowany od swojego bliźniaka, nie ma już wstępu do jego pokoju. Dziewczyna rozłączy braci raz jeszcze, tym razem na zawsze – kiedy przyczyni się do śmierci narzeczonego. Od tej pory czas dla Helmera się zatrzyma. Umniejszy on swoją żałobę („ojciec i matka byli rodzicami, Rita prawie żoną, a ja – zaledwie bratem”), zdusi w sobie cierpienie i w rezultacie nie będzie umiał sobie z nim poradzić. Ilekroć spojrzy w lustro, będzie widział siebie jako osiemnastoletniego chłopca naznaczonego ogromną, niepowetowaną stratą. Ten stan będzie się ciągnął przez lata. Starzejący się Helmer powie: „Już od tak dawna robię wszystko na pół gwizdka. Już od tak dawna mam połowę ciała. Nigdy więcej ramię w ramię, nigdy więcej pierś przy piersi, już nigdy tej oczywistości bycia razem”. Na marginesie warto zaznaczyć, że homoseksualne pragnienia bohatera nie odejdą wraz z Henkiem – odnajdzie je w późniejszych relacjach z parobkiem, młodym kierowcą cysterny mleczarskiej, a także z synem Rity – jednak pozostaną one niezrealizowane.    

Gerbrand Bakker w swojej powieści skupia się przede wszystkim na przedstawieniu skomplikowanych i niejednoznacznych relacji między bohaterami (czy może raczej między mężczyznami). Trudne stosunki łączą Helmera z ojcem (bohater jest rozpięty między współczuciem a nienawiścią do starego Van Wonderena, który uważał go za gorszego, bezużytecznego syna – być może wyczuwał jego homoseksualne pragnienia i nie potrafił ich zaakceptować. Istotne są słowa wypowiedziane przez narratora: „Kiedy zmarł Henk, ojciec musiał się zadowolić mną, ale w jego oczach na zawsze pozostałem drugim wyborem”). Parobek Jaap staje się podwójnym substytutem brata i ojca i to w jego stronę Helmer skieruje swoją miłość i nienazwane pożądanie. Trudna do określenia więź połączy narratora synem Rity. Henk (bo tak ma na imię chłopak) będzie dla niego jednocześnie odbiciem brata, nigdy nienarodzonym synem, quasi-bratankiem (w żyłach syna Rity nie płynie wszak krew Van Wonderenów), a także obiektem tłumionego seksualnego pożądania. Okaże się także pierwszym z wybawicieli Helmera.   

Warto przy omawianiu relacji między postaciami w powieści Bakkera przyjrzeć się dokładnie związkowi, który połączył bliźniaków – wydaje się, że bezgraniczne oddanie Helmera nie było w pełni odwzajemnione – Henk jawi się jako ktoś w zasadzie niedostępny, może nawet mniej przywiązany do swego brata. Narrator w gruncie rzeczy boi się do tego przyznać (prawda mogłaby okazać się zbyt bolesna do udźwignięcia), ale fakty mówią same za siebie. To Henk nie troszczył się tak bardzo o Helmera, nie zabiegał o jego uwagę, a w końcu wręcz stanowczo odrzucił oferowaną mu bliskość. Czy jednak taką postawę można uznać za niewłaściwą? Przy lekturze „Na górze cisza” nietrudno wpaść w pułapkę niesprawiedliwych osądów. Gerbrand Bakker przedstawił bardzo wyrazisty portret zmiażdżonego przez życie człowieka, który wraz ze śmiercią ukochanego brata utracił połowę samego siebie (a może nawet sam umarł, choć zarazem pozostał wśród żywych). Helmerowi łatwo współczuć – nieustannie żył w poczuciu, że nie jest dość dobry, ani tak kochany jak bliźniaczy brat, którego był cieniem. W tym kontekście bezlitośnie odrzucający go Henk może jawić się jako ktoś bezmyślny i okrutny. Czy jednak zasłużył na taką ocenę? Nie do końca. Dorastał i próbował być sobą, wyrwać się z jeśli nie toksycznej, to mocno ograniczającej relacji, uniezależnić się. To musiało nieść ze sobą ofiary – a jedyną ofiarą w tym przypadku mógł być Helmer, dla którego brat znaczył dużo więcej niż rodzice, bo wszak stanowił odbicie jego samego („Należeliśmy do siebie. Byliśmy dwoma chłopcami o jednym ciele”). W finale Helmer również odzyska wolność (a razem z nią samego siebie) – zakończy żałobę, wreszcie pozwoli zmarłemu odejść, przestanie wcielać się w postać brata (porzuci gospodarstwo, którym wcześniej z zapałem zajmował się Henk). 

Istotnym i wymagającym osobnego omówienia elementem w „Na górze cisza” jest woda. Sceny rozgrywające się w (lub na) wodzie często mają prefiguracyjny charakter. Kiedy pan Van Wonderen ma zamiar zabrać synów na szaloną przejażdżkę samochodem po skutym lodem morzu, siedzący z tyłu Henk i Helmer łączą się ze sobą niczym bliźnięta syjamskie. Ostatecznie niebezpieczna zabawa nie dochodzi do skutku, a narrator skomentuje to nieco tęsknie: „Gdyby jednak podjął ryzyko, a lód, pomimo grubości, nie utrzymał auta utonęlibyśmy [z bratem – przyp. M. P. U.] jako jedna osoba”. Nieodbyta przejażdżka jest zapowiedzią późniejszych wydarzeń: Henk zakończy życie uwięziony pod wodą w samochodzie ojca. Z kolei Helmer niemal utonie blisko czterdzieści lat później w trakcie próby ocalenia owcy – jednak zostanie uratowany przez syna Rity. Zatem historia rodzinna niejako zatoczy koło i tym razem będzie miała szczęśliwe zakończenie. Ocierając się o tak zbliżoną śmierć, Helmer będzie miał szansę zbliżyć się ponownie do swojego bliźniaka, ale przeżyje. Wreszcie zacznie żyć w zgodzie ze sobą – pogodzi się z ojcem, a po jego śmierci porzuci gospodarstwo i wyjedzie do Danii (o czym od dawna marzył, ale nie miał odwagi i możliwości, aby zrealizować plan podróży) w towarzystwie Jaapa – człowieka, dla którego zawsze był kimś bliskim.  To właśnie dawny parobek, tak dobrze rozumiejący Helmera, nada mu nowe przezwisko – Oślarz – i tym samym skieruje jego życie na nowe tory (narrator stwierdzi: „Oślarz. Nie mam nic przeciwko temu. Kiedy ktoś wołał mnie po imieniu – Helmer – zawsze poprzedzałem je w myślach zbitką »Henk i«. Zawsze. Niezależnie od tego, jak długo już nie żył, nasze imiona tworzyły jedno”). Słowa zamykające powieść: „Jestem sam” znaczą tyle co: „pozwoliłem odejść bratu, który zawsze mi towarzyszył. Mogę żyć własnym życiem”. Czy to optymistyczne zakończenie? Pozornie. Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy bohatera. W tej historii pozostało wiele niedopowiedzeń i tajemnic. Największa z nich dotyczy Henka Van Wonderena  – kim tak naprawdę był? Jaki właściwie miał stosunek do Helmera? Jako czytelnicy poznajemy tę historię wyłącznie z perspektywy jednego z braci, a zatem otrzymany obraz drugiego bliźniaka jest naznaczony mocno subiektywnym spojrzeniem. 

Książka Gerbranda Bakkera to błyskotliwe studium bólu przeżywanego po stracie najbliższej osoby, a zarazem samego siebie. Holenderski pisarz tworzy bohaterów niejednoznacznych, skomplikowanych psychologicznie i z niezrównaną maestrią przedstawia toczące ich dramaty. Nie pozwala sobie przy tym na łatwe rozwiązania czy tanie chwyty literackie. „Na górze cisza” to prawdziwie przejmująca proza, która długo nie daje o sobie zapomnieć.
Gerbrand Bakker „Na górze cisza”. Przeł. Jadwiga Jędryas. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2014 [seria: Don Kichot i Sancho Pansa].