ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (253) / 2014

Michał Chudoliński,

CHRIS WARE - MELANCHOLIJNY UMYSŁ

A A A
Komiks zagraniczny
Chcąc zazębić historie obrazkowe ze sztuką, polska krytyka komiksowa wspiera się autorytetami Willa Eisnera, Arta Spiegelmana, Daniela Clowesa czy rodzimego kolektywu Maszin. Ale nawet w tych dysputach nie pojawia się temat dorobku Chrisa Ware’a – jednego z najgenialniejszych współczesnych autorów, przez wielu nazywanego Jamesem Joyce’em komiksowego medium. Pomijając niedawną recenzję „Building Stories” w „Lampie” oraz tekst o będącym lekturą szkolną w amerykańskich koledżach „Jimmy Corrigan, the Smartest Kid on Earth” opublikowany na łamach Gildii Komiksu, na próżno szukać w naszej publicystyce artykułów analizujących jego dzieła. Dawno temu Kultura Gniewu zapowiedziała prace nad przekładem tego drugiego tytułu, ale do dziś brakuje konkretów dotyczących daty publikacji. Powodem może być problematyczna kwestia translacji: zważywszy na charakterystyczną strukturę dzieł Amerykanina, spolonizowania wymagałyby także pojawiające się na kartach komiksów reklamy, billboardy oraz urywki gazet. Stanowią one bowiem integralną, choć na pierwszy rzut oka nieoczywistą część fabuły, podkreślając ironiczną postawę autora wobec problemu konsumpcjonizmu oraz dominację mediów w różnych aspektach codziennego życia. Warto jednak wspomnieć, że rodzimy czytelnik efemerycznego spotkania ze sztuką Ware’a mógł doświadczyć na łamach ukazującej się nakładem wydawnictwa Znak „Księgi innych ludzi” – redagowanej przez Zadie Smith („Białe zęby”, „Jak zmieniałam zdanie”) antologii krótkich form literackich, które wyszły spod pióra najciekawszych autorów ostatniego dwudziestolecia. Wśród nich znalazło się dwóch twórców komiksowych – Daniel Clowes oraz (a jakże) Chris Ware, będący jednym z nielicznych twórców cieszących się uznaniem ze strony przedstawicieli nie tylko branży, ale i świata sztuki czy literatury, regularnie goszczący na łamach pism „The New Yorker” czy „The New York Times”. Sytuacja jest o tyle zadziwiająca, że mówimy o niezwykle introwertycznym, chwilami mrukliwym człowieku, kwestionującym zasadność medialnego szumu wokół jego osoby.

To nie poza

Ani tym bardziej maska, mająca stanowić podstawę licentia poetica jego twórczości. Chris Ware był odludkiem już od wczesnej młodości. W szkole uznawano go za nadwrażliwe i kruche popychadło, rozwiązujące problemy poprzez ucieczkę w świat „Fistaszków” Charlesa M. Schulza, „Nemo” Winsora McCaya albo „TinTina” Hergé. Dorobek tych trzech twórców wyraźnie wpłynął na zmysł estetyczny Ware’a oraz jego gotowość do testowania możliwości komiksowej narracji. Szczególnie prace Schulza nauczyły go w prosty, zabarwiony słodko-gorzką nutą sposób pisać o dramatach życia codziennego zwyczajnych ludzi. Ware zadebiutował pod koniec lat 80. na łamach studenckiej gazety Uniwersytetu w Teksasie. Jego historie okazały się na tyle dobre, że opublikowano je w obszernym formacie za sprawą wydawnictwa Eclipse Comics. Co ciekawe, karykaturalne opowieści satyryczne spodobały się ikonie kontrkultury Timothy’emu Leary. I choć początkujący artysta wymienił z nim krótką korespondencję, już wtedy był bardzo krytyczny wobec swojego warsztatu. Podobno tak brzydził się swoją amatorszczyzną w komiksach z cyklu „Floyd Farland: Citizen of the Future”, że postanowił wykupić dostępne egzemplarze wydań zbiorczych, które następnie zniszczył. Warto podkreślić, że po dziś dzień Chris Ware nie jest do końca zadowolony ze swojego stylu, cechującego się niesamowitą starannością, matematyczną wręcz precyzją oraz aurą nostalgii. Pod wieloma względami amerykański komiksiarz przypomina mi postać Marva z „Sin City. Miasta grzechu” Franka Millera. O ile ten charyzmatyczny (anty)bohater marzył o życiu w epoce gladiatorów i wojowników, o tyle Ware jest niczym przybysz z epoki dwudziestolecia międzywojennego, ubóstwiający ówczesny design, stylistykę grafik oraz rozwiązania architektoniczne. Nietuzinkowość autora z miejsca zauważył sam Art Spiegelman, który pozwolił młodszemu koledze publikować prace w kultowym już magazynie „RAW”, a doświadczenie wyniesione z tej współpracy spowodowało, że Ware zainteresował się edytorstwem i zaczął nieco bardziej wierzyć w swoją twórczość. Idea self-publishingu zaintrygowała go na tyle, że począwszy od szesnastego numeru „Acme Novelty Library”, postanowił sam odpowiadać za publikację serii, dotychczas ukazującej się nakładem wydawnictwa Fantagraphics. Znaczącym wydarzeniem wpływającym na rozwój kariery Ware’a było stworzenie komiksów „Quimby the Mouse” oraz „Jimmy Corrigan”. Pierwszy z tytułów (datowany na lata 1991-1992) zawierał już wypracowane, niezwykle wyraziste cechy stylu twórcy. Drugi natomiast pozwolił mu wyjść z komiksowego getta – krajowy sukces w postaci osiemdziesięciu siedmiu tysięcy sprzedanych egzemplarzy sprawił, że plastykiem zainteresował się świat sztuki i mediów.

Kamienie milowe

Wśród krytyków, znawców sztuki i czytelników Chris Ware cieszy się opinią twórcy natchnionego, budzącego jednocześnie skrajne emocje: od uwielbienia po całkowite odrzucenie. Jedni widzą w nim uważnego obserwatora współczesności, egzystencjalistę tropiącego społeczno-pokoleniowe zależności. Drudzy natomiast uznają go za niezwykle trudnego autora, którego historie na długo pozostawiają czytelnika z mieszanymi uczuciami. Jego (w mniejszym lub większym stopniu autobiograficzne) prace zazwyczaj poruszają temat samotności, braku komunikacji między ludźmi, międzypokoleniowych problemów, frustracji życia codziennego oraz straty. To, co jest dla większości z nas niezauważalne, Ware uwypukla ze wzmożoną siła, wykorzystując głownie estetykę komiksu niemego. Co ważne, jest błyskotliwym twórcą głównie z tego powodu, że dostrzega społeczne zależności i wynikające z nich problemy trapiące jego bohaterów. Aby ukazać genezę alienacji lub bólu protagonisty, artysta zazwyczaj posiłkuje się retrospektywnym spojrzeniem na życie przodka interesującej go postaci (równie niedoskonałego co ona) lub wkracza w przestrzeń podświadomości, ilustrując sferę marzeń jako miejsce ucieczki przed problemami życia, które jednak nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć na dłużej. Równocześnie chętnie przełamujące tematy tabu opowieści Amerykanina emanują przedziwną mieszanką wrażliwości, sentymentu i goryczy, przenikającą refleksję artysty na temat trywialności współczesnej kultury, sprzyjającej rozwojowi społecznej bierności oraz egoizmu. Chris Ware ukazuje owe przemiany szczerze i bardzo wyraziście, unikając jednak pokusy zbytniego moralizatorstwa.

Ogarnąć komiks

„Ware wykorzystuje komiks do ukazania procesów myślowych w taki sposób, aby oddać niejednoznaczne kombinacje, skojarzenia i wspomnienia kryjące się za każdym, nawet najprostszym, spostrzeżeniem. Ma silnie konstruktywistyczne podejście do języka komiksu i rozumie go dość szeroko” – tak o twórczości Amerykanina wypowiedział się Jacek Świdziński z grupy Maszin. W istocie, technika narracyjna wykorzystywana przez twórcę „Jimmy’ego Corrigana” nie ogranicza się wyłącznie do operowania słowem i obrazem. W kilkukrotnie przywoływanych już „Builidng Stories” autor dosłownie wykracza poza standardowe myślenie o języku komiksu. Opus magnum Ware’a zostało podzielone na czternaście części wydanych w przeróżnym formacie – jedna historia jest opowiedziana w konwencji czytanki dla dzieci, jeszcze inną czyta się jak gazetę. W zestawie jest nawet przekrój budynku zamieszkiwanego przez głównych bohaterów komiksu, którego pełna niuansów fabuła jest tak skonstruowana, by czytelnik mógł zacząć lekturę w dowolnym momencie. Projekt ten posiada tak nieograniczone pole interpretacyjne i analityczne, że nadal nie znalazł się badacz, który w pełni potrafiłby ogarnąć narracyjno-formalnego bogactwa „Building Stories”, będących przyczynkiem dla chwilami mocno onirycznych rozważań o różnych wymiarach straty. Unikalna twórczość Chrisa Ware’a jest jak dotąd najbardziej wyrazistym pomostem łączącym świat komiksu ze sferą sztuki oraz realny życiem. To wierny kontynuator przewodnich myśli stojących za rysunkowymi autobiografiami, próbujący łączyć je z elementami beletrystycznymi w celu stworzenia nowej jakości, w której aspekt marketingowy plasuje się na dalszym planie. Pamiętajmy, że to właśnie jemu należy się palma pierwszeństwa, jeśli chodzi o przenikliwość w opisywaniu przemian społecznych (także w sferze duchowości) wynikających z rewolucji technologicznej oraz ekspansji Internetu. Obok Michela Houellebecqa, trudno znaleźć drugiego takiego autora, który w równie intrygujący sposób oddawałby swoje rozczarowanie współczesną rzeczywistością przy zachowaniu świadomości, że oferuje ona najróżniejsze możliwości samorealizacji. Zadziwiające jest przy tym to, że Chris Ware niekiedy bardziej gloryfikuje obiekt, wytwór, marzenie od samego bohatera, co wiele mówi o dzisiejszych czasach, w których ludzi traktujemy jawnie użytkowo, a przedmioty – z niewskazaną delikatnością.

Współpraca: Arek Królak

LITERATURA:

B. Beaty: „Komiks kontra sztuka” („Comics versus Art”). Tłumaczenie: Marek Cieślik, Aneta Kaczmarek. Wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy. Warszawa 2013.

D. Raeburn: „Chris Ware” (Monographics Series). Yale University Press. New Heaven 2004.

D.M. Ball, M.B. Kuhlman (red.), „The Comics of Chris Ware: Drawing Is a Way of Thinking”. University Press of Mississippi. Jackson 2010.
Chris Ware: Acme Novelty Library”. Pantheon Books. New York 2007.
Chris Ware: Building Stories” Box Pack Edition. Pantheon Books. New York 2012.
Chris Ware: Jimmy Corrigan, the Smartest Kid on Earth”. Pantheon Books. New York 2000.