
2014 VERSUS 1978
A
A
A
Grupa Maszin, regularnie zalewająca rodzimy rynek komiksowy swoimi dziełami, przez wielu uznana została za wydarzenie roku 2013. Artystyczny kolektyw wbił się w świadomość odbiorców klimatycznym „Maczużnikiem”, buzującym od specyficznego humoru „S/N”, czy kontrowersyjnymi „Przygodami Nikogo”. W zależności od interpretacji, Maszin albo sięgał wyższych poziomów artyzmu, albo wprost przeciwnie – kipiał ironią, drwił z czytelnika. Zrzeszeni w grupie twórcy, wyraźnie stawiający na formę (z którą śmiało sobie poczynają), tym razem zdecydowali się na powrót do przeszłości, tworząc ilustrowany magazyn z roku 1978.
Rzeczony okres to czas, kiedy literatura obrazkowa raczkuje, Sport i Turystyka wydaje przygody kapitana Żbika, prężnie rozwija się działalność Krajowej Agencji Wydawniczej, a grupa młodych (w większości jeszcze nienarodzonych) autorów pokusi się o „stworzenie magazynu-antologii, będącej swoistym przeglądem najnowszych tendencji i trendów w tym wciąż rozwijającym się medium”. Pomysł na antologię mają prosty: tworzą szereg dłuższych lub krótszych form komiksowych, wzbogaconych rysunkowymi żartami, zdjęciami z epoki, specjalnym dodatkiem dla dziatek oraz spinającym wszystko komiksem drogi.
Dorzucają stylizowane reklamy, a w większości prac liternictwo opierają na używanym wówczas kroju czcionki. Czytelnikom proponują również ciekawostki: krótki dział publicystyczny oraz komiksy zagranicznych autorów, w tym przywiezioną przez jednego z nich (z Jugosławii!) japońską „dziwaczną historyjkę obrazkową”, z której redaktorzy pousuwali teksty, tłumacząc się nieznajomością języka. Autorzy starają się wczuć w rolę – nawiązują zarówno do „Konwoju” Sama Peckinpaha, który tamtego roku podbijał ekrany kin, jak i do „Hydrozagadki” Andrzeja Kondratiuka. Oddają cześć Antonio Recalcatiemu, Winsorowi McCayowi i Richardowi F. Outcaltowi. Wymyślają komiksową wystawę w Muzeum Narodowym, która rzekomo odbyła się w 1977 roku i w bardzo zabawny sposób żartują sobie z przyszłości, która dopiero nadejdzie.
Ale zdarza się, że tworzą rzeczy zupełnie niepotrzebne. Wspomniane w poprzednim akapicie historie, które mają ręce i nogi, sąsiadują z wyrwanymi z kontekstu komiksami o bardzo marnej jakości. Podczas lektury odniosłem wrażenie, że o ile pewne komiksy zrobiono z głową, o tyle część z nich bardziej przypomina spontaniczne rysunki z dorobioną artystowską „gębą”. Po fali maszinowego boomu, kiedy emocje już opadły, grupa została pozbawiona jednej ze swoich broni: działania przez zaskoczenie. Okazało się, że była to broń najcenniejsza. Wprawdzie sam pomysł i forma realizacji „Maszina’78” jest bardzo ciekawa, ale w antologii zabrakło chyba nie pozwalającej na kompromisy ręki redaktora, który zapanowałby nad całością.
Co prawda w albumie znajdziemy kilka perełek, jak choćby pełen niedopowiedzeń, przewijający się przez cały zbiór komiks z rysunkami Leszka Wicherka czy też wspomniana historia z Japonii autorstwa Jacka Świdzińskiego. Niemniej, patrząc na całokształt, apeluję: Maszinie, wracaj do współczesności!
Rzeczony okres to czas, kiedy literatura obrazkowa raczkuje, Sport i Turystyka wydaje przygody kapitana Żbika, prężnie rozwija się działalność Krajowej Agencji Wydawniczej, a grupa młodych (w większości jeszcze nienarodzonych) autorów pokusi się o „stworzenie magazynu-antologii, będącej swoistym przeglądem najnowszych tendencji i trendów w tym wciąż rozwijającym się medium”. Pomysł na antologię mają prosty: tworzą szereg dłuższych lub krótszych form komiksowych, wzbogaconych rysunkowymi żartami, zdjęciami z epoki, specjalnym dodatkiem dla dziatek oraz spinającym wszystko komiksem drogi.
Dorzucają stylizowane reklamy, a w większości prac liternictwo opierają na używanym wówczas kroju czcionki. Czytelnikom proponują również ciekawostki: krótki dział publicystyczny oraz komiksy zagranicznych autorów, w tym przywiezioną przez jednego z nich (z Jugosławii!) japońską „dziwaczną historyjkę obrazkową”, z której redaktorzy pousuwali teksty, tłumacząc się nieznajomością języka. Autorzy starają się wczuć w rolę – nawiązują zarówno do „Konwoju” Sama Peckinpaha, który tamtego roku podbijał ekrany kin, jak i do „Hydrozagadki” Andrzeja Kondratiuka. Oddają cześć Antonio Recalcatiemu, Winsorowi McCayowi i Richardowi F. Outcaltowi. Wymyślają komiksową wystawę w Muzeum Narodowym, która rzekomo odbyła się w 1977 roku i w bardzo zabawny sposób żartują sobie z przyszłości, która dopiero nadejdzie.
Ale zdarza się, że tworzą rzeczy zupełnie niepotrzebne. Wspomniane w poprzednim akapicie historie, które mają ręce i nogi, sąsiadują z wyrwanymi z kontekstu komiksami o bardzo marnej jakości. Podczas lektury odniosłem wrażenie, że o ile pewne komiksy zrobiono z głową, o tyle część z nich bardziej przypomina spontaniczne rysunki z dorobioną artystowską „gębą”. Po fali maszinowego boomu, kiedy emocje już opadły, grupa została pozbawiona jednej ze swoich broni: działania przez zaskoczenie. Okazało się, że była to broń najcenniejsza. Wprawdzie sam pomysł i forma realizacji „Maszina’78” jest bardzo ciekawa, ale w antologii zabrakło chyba nie pozwalającej na kompromisy ręki redaktora, który zapanowałby nad całością.
Co prawda w albumie znajdziemy kilka perełek, jak choćby pełen niedopowiedzeń, przewijający się przez cały zbiór komiks z rysunkami Leszka Wicherka czy też wspomniana historia z Japonii autorstwa Jacka Świdzińskiego. Niemniej, patrząc na całokształt, apeluję: Maszinie, wracaj do współczesności!
Mikołaj Tkacz, Michał Możejko, Michał Rzecznik, Jacek Świdziński, Renata Gąsiorowska, Maria Van Driel, Daniel Gutowski, Leszek Wicherek, Bartek Zadykowicz, Zuzanna Turek, Piotr Szreniawski: „Maszin’78”. Wydawnictwo Komiksowe. Warszawa 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |