ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (255-256) / 2014

Wojciech Sitek,

RYTUALNA ŚPIĄCZKA

A A A
Dynamiczne przemiany współczesnego świata stawiają człowieka w wielowymiarowej sytuacji granicznej. Pomimo silnej zależności od „naszej” rzeczywistości, czasem nie sposób uwolnić się od poczucia wyobcowania. Kiedy kontekst, w którym jesteśmy osadzeni, zmienia się w szybkim tempie, możemy podjąć próbę pogodzenia rozbieżnych wartości i starać się sprostać wymogom postępującej transformacji lub kroczyć własną ścieżką, przystosowując świat do potrzeb egzystencji. Nie można jednak mówić o próżni – kontakt z otoczeniem zawsze ma charakter sprzężenia zwrotnego. Oczywiście, pewnych sfer nie da się czasem pogodzić, czego dowodzi nieznośna dysharmonia snu i jawy (czyli płaszczyzny osobistej i rzeczywistości), której – jak w przypadku Trevora Reznika („Mechanik”) i schizofrenicznego Narratora „Podziemnego kręgu” – nie sposób uregulować prostym wprawieniem w ruch bączka („Incepcja”). Zastanawia więc status osoby, która zostaje z tych wzajemnych zależności wyłączona i – w efekcie – pozbawiona styczności z rzeczywistością. Jakim przemianom podlegają renegaci realności, z niezrozumieniem patrzący na świat, niczym Neo wyłaniający się ze stechnicyzowanej „wanny” Matriksa? Czy jednostka powracająca do rzeczywistości pozostanie tą samą osobą, którą była przed momentem izolacji, czy też jej tożsamość ulegnie rozproszeniu?

Sen, podobnie jak każda utrata przytomności, jest zerwaniem podstawowej zmysłowej łączności ze światem. Tak dzieje się w przypadku somnambulika Cezara („Gabinet doktora Caligari”), który poruszając się bezwiednie w obcej mu przestrzeni rzeczywistości, prowadzi lunatyczną quasi-egzystencję. W tym czasie realność transformuje, niezależnie od odciętego od niej, pozostającego w impasie człowieka. Z kolei gorączkowe halucynacje czy polibacyjne „urwane filmy”, z lubością rekonstruowane przez uczestników wszystkich „Kac…”-pijatyk, najczęściej są stanami przelotnymi. Pacjent powracający do zdrowia po chwilowej niedyspozycji i obolały imprezowicz nie odczuwają w radykalny sposób przekształceń świata. Tymczasowe odseparowanie od rzeczywistości nie pociąga za sobą poważnych konsekwencji i pozwala na powrót do świata, z pominięciem wyraźnych przemian mentalnych (jeśli nie liczyć wymuszonych przez cielesny dyskomfort obietnic zdrowego trybu życia i deklaracji o porzuceniu używek).

Trudności sprawia raczej próba odpowiedzi na pytanie o następstwa długotrwałej – choć nie tak ekstremalnej, jak w przypadku Allenowskiego „Śpiocha”, „Planety małp” czy rodzimej „Seksmisji” (i szeregu innych filmów z kategorii time sleepers) – utraty świadomości i związanych z nią stanów wegetatywnych. Innymi słowy, co – oprócz niekończących się udręk, doznanych z rąk Freddy’ego Kruegera – zagraża pogrążonym we śnie protagonistom? Twórców filmowych, podobnie jak specjalistów badających zagadnienie komy, zajmuje kwestia charakterologicznej zbieżności aktualnego „ja” z własną osobowością z okresu poprzedzającego przewlekły sen. Fabryka Snów (!), z upodobaniem przywołując historie ludzi wybudzonych ze śpiączki, konstruuje obraz zdarzenia na wzór rytuału, którego efektem jest tożsamościowa przemiana. Oczywiście kino anektuje niemłodą teorię, zgodnie z którą nawet Śpiąca Królewna z Perraultowskiej wizji doświadcza rytuału przejścia – inicjacji przesądzającej o rozstaniu z dotychczasową naturą. Królewna, nie mogąc już uczestniczyć w dziecięcych zabawach, a nie będąc jeszcze gotową na realizację ról kochanki, żony i matki, zostaje osadzona pomiędzy dwiema fazami – w stanie zawieszenia i nieokreśloności. Ten czyśćcowy moment „śpiączkowego” istnienia kojarzony jest zwykle z procesem dojrzewania płciowego. Efektem wybudzenia są powtórne narodziny tej samej, a jednak odmienionej osoby, gotowej do realizacji zadań zgodnych z oczekiwaniami społeczeństwa.

Śpiączkę, zarówno w ujęciu Perraultowskim, jak i w jej audiowizualnych odsłonach, można traktować jako ilustrację liminalnej fazy rytuału, czyli procesu dotyczącego istotnych przemian życiowej sytuacji. Arnold van Gennep, francuski etnograf omawiający to zjawisko, wskazał na sekwencyjną naturę systemu rytualnego, realizującego się w trzech płaszczyznach: preliminalnej (oznaczającej separację uczestnika rytuału – wyłączenie z dawnego świata), przejściowej fazy liminalnej (momentu marginalizacji) oraz postliminalnej, wiązanej z włączeniem w obręb nowej grupy i nadaniem odrębnego statusu. Rozwiniętą później przez Victora Turnera kategorię, efektywną w toku badań antropologicznych, można wykorzystać jako narzędzie identyfikacji przeobrażeń pogrążonych we śnie postaci. Na horyzoncie oczekiwań pojawia się przecież możliwość poznania odpowiedzi na pytanie o status – dajmy na to – rycerzy Bolesława Chrobrego spod Giewontu. Być może wyczekujący bitewnego wezwania wojownicy, dziś obudzeni, nie dość, że nie odnaleźliby się we współczesności, to jeszcze walką o ojczyznę nie byliby nawet zainteresowani?

Separacja

Filmowa śpiączka jest motywem fabularnym wewnętrznie niejednoznacznym. Z jednej strony, egalitaryzująca orientacja rytuału nakazuje, by koma mogła demokratycznie przypaść w udziale każdemu człowiekowi, niezależnie od wieku, płci, pozycji materialnej i statusu społecznego. W ów patologiczny sen zapadają zatem zarówno beztroski lowelas o fizjonomii Toma Sellecka („Coma”), zmierzły perfekcjonista Henry Turner, niepotrafiący utrzymywać zdrowych relacji rodzinnych („Odnaleźć siebie”), niemłoda aktywistka polityczna („Good Bye, Lenin!”), jak i zwyczajny, choć to sam Steven Seagal, policjant („Wygrać ze śmiercią”). Z drugiej strony, śpiączka dotyka niezwykłych osób w kluczowych momentach ich egzystencji. Scenopisarskim strzałem w stopę byłoby bowiem zlekceważenie hitchcockowskiej reguły dotyczącej „filmowego życia” pozbawionego nudy i podjęcie tematu jednostki o ustabilizowanym życiorysie. W momencie przełomowym, w chwili przekraczania granicy, wymagana jest więc koncentracja na konflikcie, różnicy zdań, dylemacie powiązanym z trudnymi decyzjami. Śpiączka Adrian („Rocky 2”) nie zrobiłaby na widzu wrażenia, gdyby nie wcześniejszy, dotykający przyszłości pary, spór z Rockym. Prawnik Henry, zanim wskutek postrzału padnie nieprzytomny na ulicę, podejmuje decyzję o opuszczeniu żony i związaniu się z kochanką. Panna Młoda („Kill Bill”) przeciwnie, jest gotowa rozstać się z dotychczasowym, niebezpiecznym życiem i poświęcić się roli matki i żony.

Rzecz jasna, nie tylko diametralne przemiany decydują o rozpoczęciu rytuału. W filmie „RoboCop” Paula Verhoevena to mechaniczna decyzja przełożonych determinuje ciąg makabrycznych wydarzeń. Wymuszona na Aleksie Murphym zmiana macierzystego komisariatu i potyczka z bandytami w nowych warunkach inicjuje brutalny rytuał przejścia. Murphy zostaje odseparowany od społeczeństwa, a chwilowa „śmierć” lokuje go w przestrzeni pomiędzy „normalnym” życiem i cybernetyczną nieśmiertelnością. Agonię policjanta wieńczą prorocze słowa jednego z przestępców: „Dobranoc, słodki książę”. Rzeczywiście, Murphy zaśnie, a nim zostanie mu przypisana zupełnie nowa rola, znajdzie się na niedefiniowalnym pograniczu. Czynniki sprawcze etapu liminalnego są zresztą najróżniejsze, począwszy od choroby („Good Bye, Lenin!”, „Przebudzenia”), poprzez brutalny atak („Wygrać ze śmiercią”), wypadek („28 dni później”, „Bez twarzy”), skończywszy na decyzji – wzorem równie popularnego co fikcyjnego przedsięwzięcia Walta Disneya – o poddaniu się (ewentualnie – kogoś) zabiegowi krionicznemu („Hibernatus”, „Człowiek demolka”) lub hipostazie w trakcie podróży kosmicznej („Planeta małp”, „Obcy 3”).

Marginalizacja

Śpiączka jest stanem wyjątkowym, ambiwalentnym i wymykającym się rozumieniu tych, którzy jej nie doświadczyli (chyba, że jest się psychoturystką, jak Jennifer Lopez w „Celi”). Ukazuje się nam osobę tkwiącą w aseptycznych wnętrzach szpitala, w centrum zaawansowanej aparatury podtrzymującej życie i ekranowych paneli pomiarowych („Coma”). Sterylny jest zresztą sam pacjent, niepodatny na potrzeby ciała (odstępstwo od reguły stanowi film „Druga prawda”). Marginalizacja czynności fizjologicznych i ograniczenie żywienia pozostają w niezgodzie z naturalną stroną funkcjonowania organizmu. Ciało jest spójne i piękne niezależnie od czasu przebywania w stanie śpiączki, wygląda tak, jak przed wypadkiem lub nawet atrakcyjniej („Porozmawiaj z nią”). Z syndromu śpiącej królewny wyłamuje się Mason Storm („Wygrać ze śmiercią”), który za sprawą długich włosów i okazałej brody zyskuje chrystusową aurę, sugerującą niemal mesjańską rolę bohatera. Czystość obecną w wymiarze erotycznym manifestuje się pozbawieniem uśpionych protagonistów dostępu do własnej seksualności. Paradoksalnie, w tej sytuacji to nieśpiący doceniają urok śpiących (Seagal byłby tu reinkarnacją mitycznego Endymiona), projektują na nich swoje fantazje, przydając pozbawionym przytomności pacjentom funkcji seksualnych stymulatorów, w pewnym sensie lalek miłości („Kill Bill”). Wzorem Galatei kobiece „fantomy” ożywają, co bywa zależne na przykład od faktu poczęcia („Porozmawiaj z nią”) czy przyjęcia funkcji reproduktora (jakiegoś) gatunku („Obcy 3”).

Pomimo stanu wyobcowania i oddalenia śpiący tkwi w centrum, oświetlony i kumulujący wokół siebie medyczne instrumentarium, szpitalny personel i gości. Pozbawiony zmysłowego kontaktu z rzeczywistością, pozostaje sam ze sobą w świecie, do którego nikt nie ma wstępu („Monkeybone”, serial „Odyseja”). Samo wybudzenie z długiego snu najczęściej jest zaś nagłe, nieoczekiwane i generuje osłupienie rodziny oraz personelu („Wygrać ze śmiercią”, „Martwa strefa”). Także bodźce pochodzące ze świata zewnętrznego mogą okazać się zbawienne dla pacjenta („Jak w niebie”, „Kickin’ It Old Skool”). Filmowa śpiączka jest więc stanem przejściowym, posiadającym charakter doświadczenia magicznego. W rytuale przejścia karaibskich czarowników „umieranie” (forma psychicznego transu) rozpatrywane jest jako wzniesienie duszy do nieba. Tego, w jakim stanie dusza powróci do ciała filmowego bohatera, nie sposób przewidzieć. Trwanie bez kontaktu z rzeczywistością jest więc symbolicznym etapem przejściowym – jednostka nie jest już taka, jak przed zdarzeniem, a jednocześnie nie można zaprojektować tego, jaka będzie po przebudzeniu.

Włączenie

Finałem rytuału i momentem dokonania się procesu jest wybudzenie protagonisty. Opuszczenie ogrodu (jak sanitariusz z „Przebudzeń” określa sale z chronicznie chorymi pacjentami) wiąże się z trudnym i czasochłonnym powrotem do rzeczywistości oraz próbą odnalezienia się w nowej roli. Mimo iż zwieńczenie rytuału zakłada częściową rekonstrukcję dawnej osobowości (celem osiągnięcia powszechnej akceptacji), należy uwzględnić możliwość zaistnienia pewnych metamorfoz tożsamości, stojących na drodze społecznej inkluzji. Niektóre są rezultatem amnezji i ogólnej dezorientacji („Ukryta tożsamość”) lub wstrząsu wynikającego z zetknięcia z odmienną (od zapamiętanej) powierzchownością. Autoidentyfikacja jest możliwa dzięki ponowieniu Lacanowskiej fazy lustra i akceptacji własnej cielesności w zwierciadlanym odbiciu („Znów mieć 18 lat”, „Przebudzenia”, „Bez twarzy”). Przemiany wynikają też z intensyfikacji negatywnych emocji, na skutek których pacjenci stają się niebezpieczni dla ogółu, jak w niepokojącym filmie nurtu ozploitation „Patrick”.

W skrajnych przypadkach powrót do społeczeństwa stanowiłby zatem zagrożenie dla jednostki i zbiorowości. Johnny Smith („Martwa strefa”), nabywszy nadnaturalne moce, w trosce o swoje życie odseparowuje się i unika kontaktu z ludźmi, a brzemienna Ripley („Obcy 3”), stając na straży ludzkości, skazuje się na symboliczną banicję. W zjednoczonych Niemczech niepotrzebnej już Christiane Kerner („Good Bye, Lenin!”) pozostają wyłącznie echa dawnej działalności. Przyjęcie modelu egzystencji sprzed momentu zapadnięcia w śpiączkę nie przyniosłoby zresztą zamierzonych rezultatów. Akceptuje to robotyczny Murphy, który pomimo kompulsywnie powracających wspomnień ma świadomość braku przynależności do zwyczajnego (organicznego) świata w swym aktualnym, cyborgicznym wariancie osobowości. W niektórych sytuacjach śpiączka jest zaś tymczasowym okresem poprzedzającym śmierć. W przypadku bohatera Toma Sellecka ów rytuał przejścia odczytać można jako przedłużenie umierania. Zanim bowiem, w następstwie przestępczego procederu, narządy Seana Murphy’ego znajdą nowych właścicieli, sportowiec stanie się pozbawionym psychiki inkubatorem dla drogocennych organów. Dramatyczny jest też los kobiety postrzeganej jako przeszkoda stojącą na drodze do szczęścia dziecka, męża i jego nowej partnerki („Blask ognia”).

Potwierdzenie swojego losu, zrozumienie i troska o innych są bodaj najczęstszymi konsekwencjami filmowej śpiączki. Przemiana prowadzi zwykle do emfazy wartości rodzinnych (nawet Masonowi Stormowi – pomimo oczywistego zaangażowania w proces widowiskowego łamania kości – przyświeca nadrzędny cel odnalezienia syna) i duchowych przymiotów. Christiane Kerner nie próbuje nawet wyjść z polityczną inicjatywą, koncentrując się na próbie zjednoczenia poróżnionej rodziny. Podobnie zresztą postępuje Adrian, przedkładająca potrzeby partnera nad swój komfort psychiczny. Do aktu najwyższego altruizmu dojrzewa z kolei Johnny Smith, który z każdą kolejną – osłabiającą go przecież – wizją uświadamia sobie, że w wyjątkowych sytuacjach priorytetem jest nie dobro jednostkowe, lecz pomyślność zbiorowości.

Społeczeństwo nie zawsze jest łaskawe dla powracających. Przekonał się o tym Jim („28 dni później”) stawiający czoła wszechobecnym żywym trupom oraz zdemoralizowanym, samozwańczym przywódcom ludzkości. W pułapce znalazła się także Janet Stewart („Shock”), skonfrontowana po przebudzeniu ze sprawcą morderstwa, którego była świadkiem. Samo odkrycie zmian społecznych wskutek czasowego przemieszczenia bywa dla bohatera wstrząsem. Matka Leonarda („Przebudzenia”) zastanawia się, co jej syn po przebudzeniu odnajdzie w świecie, którego nie zna, a protagonista „Traumy”, pozbawiony wszelkich punktów zaczepienia, zaczyna popadać w chorobę psychiczną. Stroną najbardziej radykalnego przekształcenia są liderzy kosmicznej ekspedycji z „Planety małp”. Zwykle w nowych środowiskach maska kurtuazji, wzajemnego szacunku i humanizmu rozpada się, ujawniając rzeczywiste usposobienie człowieka. Wtedy nawet najbardziej flegmatyczny doręczyciel może stać się bezlitosnym katem („28 dni później”). Próba odrodzenia osobowości sprzed śpiączki skazana jest więc na sromotną klęskę. Obok nielicznych przypadków zbawiennych następstw śpiączki (co samo w sobie jest sprawą dyskusyjną), rozliczne komplikacje pojawiają się wraz z zaistnieniem destruktywnego napięcia między jednostką a rzeczywistością. O ile więc receptą na niezrozumienie świata w „Ja cię kocham, a ty śpisz” jest treściwa przemowa, o tyle podobna pogoda ducha w przypadku pełnej izolacji wydaje się ekstrawagancją. Być może w tragicznej sytuacji Aleksa Murphy’ego lub bohatera funkcjonującego w postapokaliptycznym świecie opanowanym przez zombie korzystniej byłoby z długotrwałego snu nigdy się nie wybudzić?